Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zwycięzcy oblężeni

Donalda Tuska problem ze strategią

Warunkiem powodzenia PO w przyszłości jest przejście wreszcie do politycznej ofensywy. Platforma od katastrofy pod Smoleńskiem cofała się, pozwoliła na zawłaszczenie tego wydarzenia przez jedno ugrupowanie.

Można nawet uznać, że PO dłużej tkwiła w klimacie IV RP niż samo PiS i omal nie przegrała wyborów prezydenckich. Ale czas anty-PiS się kończy. Teraz trzeba mieć rzeczywisty, a nie udawany plan ofensywy na najbliższych kilkanaście miesięcy – plan dla służby zdrowia, zmniejszenia długu publicznego, plan na polską prezydencję w Unii Europejskiej, która przypadnie właśnie na okres wyborów parlamentarnych, bo z pomysłem wcześniejszych wiosennych wyborów trzeba się ostatecznie pożegnać, nawet gdyby sondaże kusiły. Trzeba mieć wreszcie pomysł na media publiczne, które prawie pogrążyły Bronisława Komorowskiego, pomysł nieantagonizujący środowisk opiniotwórczych. Tusk musi więc przedstawić nowy plan pracy dla siebie i dla Komorowskiego.

Plan strategiczny dla Platformy Donald Tusk nakreślił, rezygnując z ubiegania się o prezydenturę, i po zwycięstwie Bronisława Komorowskiego pozostaje on w mocy, ale teraz potrzebny jest projekt średniookresowy – na wybory samorządowe, przez które PO ma szanse przejść pomyślnie, zwłaszcza tam, gdzie wyniki są najbardziej spektakularne, czyli w bezpośrednich wyborach prezydentów i burmistrzów. Przede wszystkim jednak na wybory parlamentarne.

Problem dziś sprowadzić można do tego, że w Platformie jest za dużo dawnej PO, dobrze już osadzonej przy władzy, przyzwyczajonej do sukcesów, której działacze są często sfrustrowani brakiem dostatecznej liczby posad dla swoich. Są mało aktywni, o czym świadczą zarówno prawybory w PO, jak i prezydencka kampania. W PiS jest zaś wielki głód władzy i jest wreszcie realna wizja jej zdobycia. Z partii osamotnionej, tracącej poparcie, niemającej żadnej zdolności koalicyjnej Prawo i Sprawiedliwość staje się potężnym graczem, wyjątkowo do walki zmobilizowanym, chociaż ciągle nie wiadomo, ile w obecnym PiS jest dawnego PiS, a ile rzeczywiście nowego, otwartego, gotowego do współdziałania.

Nie można wykluczyć, że Platforma, widząc powodzenie PiS i obawiając się o wynik najbliższych wyborów do Sejmu, stanie się jeszcze ostrożniejsza w reformowaniu, co śmielsze plany odłoży na czas po wyborach. (Jeśli Platforma je wygra). Sytuacja przejściowa może się więc przeciągać.

Pisanie politycznych scenariuszy w kilkadziesiąt godzin po zakończeniu wyborów prezydenckich jest zadaniem karkołomnym. Na razie żadna partia nie dokonała porządnego rozrachunku z wydarzeniami ostatnich miesięcy. Napieralskiego rozpiera duma z wyniku w pierwszej turze, Pawlak jest podgryzany i wygryzany przez część partyjnych kolegów, Kaczyński ma wiele powodów do triumfu, choć ostatecznie prezydenturę przegrał.

A przegrana – obojętnie, jaką retorykę zastosować – nie jest zwycięstwem. Co więcej, prezes PiS ma powody obawiać się, że własne jego ugrupowanie osiągnęło apogeum i przez 500 dni do wyborów parlamentarnych nie da się utrzymać dzisiejszej mobilizacji, emocji i poparcia.

Ale teraz – w tych dniach – prawdziwy problem ma Donald Tusk – jak zrealizować plan strategiczny, który kilka miesięcy temu wydawał się oczywisty, a dziś stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedno bowiem nie ulega wątpliwości – w najbliższych miesiącach to Platforma, mimo zwycięstwa, stanie się oblężoną twierdzą. I jak tu z niej wyjść? I dokąd poprowadzić oddziały?

Fragment artykułu "Zwycięzcy oblężeni", który ukazał się w najnowszym numerze Tygodnika POLITYKA. W najnowszej POLITYCE nasi czołowi publicyści analizują wynik wyborów prezydenckich oraz rysują możliwe scenariusze wydarzeń. Od środy w kioskach. Kup e-wydanie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną