Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Odlot

Smoleńska zemsta PiS

Smoleńska ofensywa ruszyła. Katastrofa i krzyż przed prezydenckim pałacem to obecnie kluczowe elementy polityki Jarosława Kaczyńskiego. Czy to eksplozja tłumionych po katastrofie uczuć? Czy przemyślana strategia partii?

Psychologia tu tak dalece wymieszała się z polityką, że rozdzielić się nie da. Może nawet psychologia wzięła górę nad polityką.

Przesłanie kolejnych wystąpień Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników jest oczywiste: jedynym i ostatnim prezydentem Polski prawdziwie niepodległej był Lech Kaczyński. Za życia wyszydzany i poniewierany, po śmierci doceniony przez Naród i wyniesiony przez niego aż na Wawel. Bronisław Komorowski jest tylko uzurpatorem, który chce zająć nienależne mu miejsce. Także miejsce w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, które już jest narodowym sanktuarium.

Teraz naznacza je krzyż, pod którym gromadzą się grupki zwolenników PiS, a prezes i jego partia składają wieńce; w przyszłości ma tam stanąć pomnik. Każdy następny prezydent będzie więc musiał czuć pokorę wobec tego jedynego „prawdziwego”, żaden nie dorówna mu przecież w patriotyzmie i wielkości.

Most nad katastrofą

Jedynym premierem, który miał wizję potężnej i prawdziwie silnej Polski, jest Jarosław Kaczyński, co podkreślał za życia całą mocą swego autorytetu Lech Kaczyński. Każdy inny premier jest klientem obcych państw, zwłaszcza Rosji, prowadzi politykę uległości, nie ma żadnej wizji przebudowy Polski, zaopiekowania się najsłabszymi, a pod jego skrzydłami rozkwitają rozmaite patologie, w tym oczywiście korupcja. Donald Tusk na dodatek jest winny, na razie w sensie politycznym (ta odpowiedzialność została dowiedziona – powiedział prezes Kaczyński) oraz moralnym – to jest oczywiste i ostatecznie potwierdzą to kolejne, przygotowane przez PiS, „białe księgi”, nad którymi debatować będzie już nie tylko Polska, ale Europa, a może i świat. Pozostaje oczywiście kwestia odpowiedzialności karnej, ale być może zastąpi ją wyborczy werdykt, który strąci PO w przepaść politycznej niepamięci.

Nie bez powodu walka o krzyż przed pałacem nasiliła się przed zaprzysiężeniem, podobnie jak ostra krytyka prezydenta-elekta. Komorowski poddawany ma być próbie krzyża, jeśli ten zniknie, znaczy się zwycięża nie Polak i nie patriota, tylko jakiś Napieralski z Zapatero. Konflikt i podział – to tradycyjny sposób uprawiania polityki przez Kaczyńskiego i PiS. Wszystko, co mogłoby obraz ustalonego dobra i zła zmącić, trzeba napiętnować. Dlatego katastrofa smoleńska jest dla PiS coraz mniej interesująca jako wypadek lotniczy, ze wszystkimi jego technicznymi szczegółami. Jeszcze nie tak dawno ważne były przecież parametry lotu, lotniska, odczyty czarnej skrzynki. W miarę, jak wyłania się z nich obraz bałaganu w kokpicie, nacisków wywieranych na pilotów, zapisy stają się nieważne. One mogą uderzać w Lecha Kaczyńskiego.

Teraz ważniejsze jest, czy uda się zinterpretować ten wypadek jako działanie Rosjan oraz rządu Tuska. Pojawia się zatem nowa konstrukcja, w której sama katastrofa nie będzie aż tak istotnym elementem. Będzie tylko zdarzeniem w całym ciągu o wiele bardziej brzemiennych w skutki okoliczności. Nad katastrofą PiS przerzuca most.

Jeszcze niedawno nikt w PiS nie mówił o niepotrzebnych dwóch uroczystościach w Smoleńsku, przeciwnie, chwalono się, że te prezydenckie miały być prawdziwe, a tamte z Putinem nieważne, bo cóż Tusk uzyskał? Teraz będziemy ustalać, dlaczego były dwie uroczystości, jak rząd się do nich przygotował (rolę prezydenckiej kancelarii pomijamy, bo przecież główni aktorzy nie żyją), jak się premier zachował po katastrofie. Urządzał wyścigi z autokarem, którym jechał brat prezydenta, zezwolił, aby ciało głowy państwa leżało na płachcie, w błocie, bez asysty kompanii honorowej i na dodatek włożono je do ruskiej trumny. Niezręcznie byłoby Kaczyńskiemu sprzyjać wersji zamachu, dlatego techniczne szczegóły katastrofy, które już trochę publiczność wymęczyły, zastąpiono wydajniejszą propagandowo symboliką męczeństwa i ogólnej zdrady.

Ma pozostać w pamięci Polaków smoleńska płachta moknąca na deszczu i ruska trumna. Poniewierali za życia, sponiewierali po śmierci. I jeszcze Tusk ściskał się z „carem Północy”. Dziwna katastrofa – mówi Kaczyński. I wprawdzie twierdzi, że występuje w imieniu wszystkich ofiar, ale ci „inni” pojawiają się mimochodem, jako prezydenckie tło, tak jak mieli być tłem w Katyniu, gdzie „cała Polska” miała rozpoczynać marsz po reelekcję prezydenta.

Utrwalaniu tego obrazu i tego języka sprzyja niestety działalność polskiej prokuratury. Mało kto pamięta, że jest niezależna od rządu, skalę tej niezależności niewielu rozumie, a więc wszystkie jej potknięcia, fatalna polityka informacyjna i tak pójdą na konto Tuska i jego ekipy. W tak ważnej sprawie należało oczekiwać specjalnej, rzetelnej i jednak intensywniejszej polityki informacyjnej.

Czas wstrząsnąć śledztwem?

Wiele szczegółów wciąż pozostaje niewyjaśnionych, boleśnie odbierają to zwłaszcza rodziny ofiar – patrz rozmowa z p. Beatą Gosiewską s. 14. Trzy dni na przykład zajęło prokuraturze sprostowanie nieprawdziwej od początku do końca informacji, że wystąpiła do amerykańskich specjalistów o pomoc w ustaleniu, czy w Smoleńsku było możliwe wyprodukowanie sztucznej mgły. Przez trzy dni wiadomość spokojnie krążyła po mediach, prokuratorzy uchodzili za nieprofesjonalistów (to najbardziej delikatne określenie), skoro o coś takiego pytają, ale jakoś im to nie przeszkadzało. Sprostowali, gdy informacja już na dobre rozgościła się w społecznej świadomości.

Skąd pojawiające się przecieki zdań odczytanych z czarnej skrzynki? Z instytutów je odczytujących czy z prokuratury, gdzie do akt dostęp mają także pełnomocnicy ofiar, którzy przejęli na siebie ciężar rzeczników prasowych tej instytucji? Może czas już też potrząsnąć trochę rosyjskim śledztwem, może Tusk powinien ponownie zatelefonować do Władimira Putina, choć to instrument poważny, do użycia w nadzwyczajnych okolicznościach. Ale może takie okoliczności się właśnie pojawiły.

Przy takim jednak działaniu jak dotychczas Jarosławowi Kaczyńskiemu dość łatwo będzie utrwalać kolejny mit o dobrym prezydencie, zaszczutym przez złego Tuska. PiS już zapowiada, że apogeum działań w tej sprawie przypadnie na początek kampanii samorządowej.

Spadła maska, PiS straci, odsunie się od centrum – rozważają komentatorzy. Nie bardzo wprawdzie wiadomo, kiedy to PiS było w centrum, ale wydaje się, że obecnie dla Jarosława Kaczyńskiego pozycja i przyszłość jego partii, być może po raz pierwszy, mają znaczenie drugorzędne. Najważniejsza jest zemsta.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną