Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Polskie geny polityczne

Czym się karmi polska polityka?

TP / Gernot Krautberger / PantherMedia
Co ją napędza? Krzyż bardziej niż deficyt budżetowy. Duma z bycia Polakiem bardziej niż reforma emerytur. Może to tylko jakiś etap, a może stała tendencja.

Nazwę te przewodnie tematy genami polskiej polityki. Genami, bo tkwią gdzieś głęboko, tworząc jakby matrycę politycznych zachowań. I są siłą, odpowiadającą za klimat naszej debaty publicznej, a może wręcz za jakość naszego narodowego samopoczucia. A że zawsze mogą zmutować, jak to geny, mogą być też przyczyną wielu groźnych chorób. Oto, jaki widzę genotyp polskiej polityki. Używam dużych liter, aby podkreślić ich znaczenie, nie zawsze w pełni uświadamiane.

1. Marsz, marsz, Polonia, czyli Gen Narodowy, mutuje w nacjonalizm

2. Równość żołądków, czyli Gen Socjalny, mutuje w populizm

3. Tylko pod krzyżem, czyli Gen Katolicki, mutuje w katoendecję

4. Żale Sarmaty, czyli Gen Emocjonalny, mutuje w złość i sentymentalizm

Gen Narodowy

Naród, Polacy - nie ma dnia, by nie usłyszeć tych wyrazów z ust polskich polityków. Przechodzą do porządku nad tym, że w Polsce mieszkają nie tylko Polacy i że pojęcie narodu czy wspólnoty narodowej bywa różnie rozumiane i stosowane. Nie wszystkie użytki są dobre. Bywa, że narodowi nadaje się sens mistyczny, jakby był bytem realnym i całkowicie jednolitym, jakimś absolutem, przed którym można tylko bić pokłony, a tych, którzy tego nie czynią, wyklucza się pod takim czy innym pretekstem. I wtedy Gen Narodowy mutuje w nacjonalizm, największe nieszczęście narodów Europy.

Tymczasem żyjemy w epoce tak wielkich zmian, tak wielkiego mieszania się nacji, tradycji i kultur, że naród przestaje być pojęciem tak czytelnym, jak jeszcze wiek temu. Narody może i nie znikną, podobnie jak państwa, ale zmierzają w kierunku trudnym do przewidzenia.

Narody się denacjonalizują, państwa się decentralizują. Narodowcy bardzo się boczą na pojęcie narodu europejskiego. Ja też go jeszcze nie widzę. Ale co będzie za następnych sto lat? Mnie by taki naród europejski nawet się podobał jako dodatkowe określenie mojej tożsamości. Jestem Polakiem i Europejczykiem. A jako Europejczyk mam europejskie obowiązki (ukłony, Panie Romanie).

Niektórzy guru mówią, że rzeczy idą dokładnie w przeciwną stronę; że Unia Europejska jest w fazie schyłkowej, a wraca czas polityk narodowych i tylko narodowych, bez żadnych mrzonek. Może. Lecz czy ta renacjonalizacja jest dobra? Czy jest krokiem naprzód czy wstecz? Czy mamy wracać do darwinowskiej dżungli sprzecznych interesów i wojen o dominację. A jeśli tak, to jakie szanse w tej wojnie miałaby Polska? Bo sam Gen Narodowy to za mało, by wygrać czy choćby przetrwać w takiej wojnie wszystkich przeciw wszystkim. Potrzeba ,,master-planu’’. Czy polscy politycy go naprawdę mają?

Gen Socjalny

Nie wiem, czy wszyscy mamy takie same żołądki. Wiem, że nie da się stworzyć społeczeństwa bez różnic. Równi możemy być wobec prawa, możemy dążyć do wyrównywania szans i warunków życiowych. Tyle i aż tyle. Reszta jest utopią.

Ale hasła równościowe są chlebem powszednim polityki. Nie tylko w Polsce. U nas Gen Socjalny zmutował jednak już za realnego socjalizmu. Tej odmiany nie znają stare demokracje typu zachodniego. Populizm jest paliwem nie tylko polityki faszystowskiej, lecz także demokratycznej. Na wiecach wyborczych w USA czułem się czasem jak na masówkach w PRL. Tylko że po wyborach populizm w systemach demokratycznych jest odstawiany przez władzę na boczny tor i polityka wraca do mniej czy bardziej kompromisowej normy.

Odnoszę wrażenie, że im dalej od traumy wielkich wojen, tym ten powrót staje się trudniejszy. Partie populistyczne, zwykle o charakterze ruchów skoncentrowanych na jednym haśle, np. anty-imigranckim, są już w głównym nurcie polityki. Kombinacja Genu Narodowego z Genem Socjalnym, jest niebezpieczna dla demokracji liberalnej (a innej demokracji tak naprawdę nie ma, może być tylko autorytaryzm, totalitaryzm lub chaos).

Ta kombinacja prowadzi do etatystycznego scentralizowanego państwa socjalnego. Ale takie państwo nie zaspokoi socjalnych roszczeń i oczekiwań ludu. Jego dzisiejsi polscy orędownicy w PiS i SLD albo tego nie wiedzą, albo udają, że tego nie wiedzą. Dlatego lepiej, by nie rządzili Polską, bo po prostu nie dadzą rady, wyznając tak anachroniczną koncepcję rozwoju.

Gen katolicki

Ten gen jest z nami od czasu kontrreformacji. Stara Polska odrzuciła protestantyzm nie tylko jako religię, lecz także jako kulturę. Miało to ten skutek, że nie poszliśmy drogą, jaką poszły narody protestanckie, dziś wciąż najzamożniejsze i najlepiej zorganizowane. Gen Katolicki pomógł nam w epoce utraty własnego całkowicie suwerennego państwa zachować tożsamość, ale po jego odzyskaniu zaczął mutować w mieszankę Genu Narodowego z Genem Katolickim, czego wyrazem była endecka zbitka Polak-katolik, produkująca konflikty w wielonarodowym społeczeństwie II RP. Dziś Polska jest w zasadzie mono-etniczna, lecz też nie do końca, a w dobie integracji europejskiej i to może się zmienić. Problem z Genem Katolickim jest taki, że dominująca rola jednej religii i jednej instytucji ją reprezentującej, czyli Kościoła rzymskokatolickiego, przygniata polską demokrację liberalną. Polscy politycy, nawet ci lewicowi, zachowują się zwykle tak, jakby nie widzieli tego problemu. Więcej dalekowzroczności mają obywatele. Dostrzegają cień pełzającego państwa wyznaniowego. Takie państwo jest podobnie anachroniczne, a więc nierozwojowe, jak państwo narodowo-socjalne.

Gen emocjonalny

Na pogrzebie łzy i skrzydlate słowa, po pogrzebie skakanie do oczu. Jakież to polskie. Tak samo jak patos tam, gdzie wystarczy szacunek i jak agresja tam, gdzie wystarczy rzeczowa polemika. Polak i polski polityk kłótliwy, ale sentymentalny. Lubi się wzruszać patriotycznie. Cierpi, kiedy cierpi naród. Te żale Sarmaty to też klisza o wielowiekowej tradycji, więc silna. Nie byłoby w niej wiele złego, bo w końcu wszyscy jesteśmy uczuciowi, lecz w naszej polityce kult emocji (podsycany teraz przez media) zakłóca czasem poczucie rzeczywistości. Polityk to ten, kto umie panować nad emocjami – swoimi i zbiorowymi. To jego ważna funkcja społeczna. Bo są emocje dobre, ale są i złe. Dojrzały polityk nie wywołuje i nie podsyca emocji złych. Nie pochwala kultu sprawców narodowych nieszczęść. Może czcić poległych w naszych powstaniach, ale życie stawia wyżej niż śmierć.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną