Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Leją nam

Pies czyli kot

Anegdota będzie wojskowa do tego stopnia, że wojskowa przedwojenna.

A przed wojną nikt się początkowo wojny nie spodziewał, bo Europa była ukształtowana, Anglicy mieli pół świata na własność (kto nie wierzy, niech znajdzie polityczną mapę z 1930 r.). – Anglia ma więcej złota, niż złota jest na świecie – mówiła w tamtych czasach pani Zdzisława, żona wysokiego urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Powiedziała to także swemu fryzjerowi, który czesał ją żelazkiem i robił trwałe ondulacje.

Pani Zdzisława była osobą z wyższych sfer, świat znała, na salonach bywała i z żonami licznych ambasadorów jeździła to tu, to tam. – Jak to więcej złota ma Anglia, niż złota jest? – zdziwił się fryzjer – przecież to nielogiczne! – Oczywiście, że nielogiczne – odparła – gdyby było logiczne, to nie byłoby o czym mówić. Panie Kazimierzu, niech pan pozwoli... – zaczęła mu mówić szeptem do ucha – jeżeli ksiądz proboszcz na Kujawach wziął sobie gospodynię, którą są dwie hoże 18-letnie panny bliźniaczki, to czy to jest logiczne? Fryzjer zarumienił się lekko. – No cóż, łaskawa pani, jeśli na plebanii roboty huk, to może być logiczne. – Jest huk – odszepnęła łaskawa pani – szczególnie że proboszcz jest bratankiem biskupa, który go często odwiedza. Wszystko jest logiczne, więc o czym tu mówić?

To i wiele innych rzeczy o tamtych czasach opowiadał mi ojciec, tu opisany fryzjer damski Kazimierz Tym. Anegdot znał wiele, od licznych klientek nasłuchał się ich przed wojną, w czasie okupacji i po wojnie – przez 62 lata pracy. Anegdotę wojskową też on mi opowiedział. Rzecz działa się w pułku, którym dowodził pułkownik – zawodowy artylerzysta, więc głuchy był prawie kompletnie. Władysław miał na imię i z żoną Alicją mieszkał w służbowym, trzypokojowym skrzydle budynku oficerskiego na terenie jednostki pod Lwowem. Budynek był – jak na tamte czasy i miejsce – na europejskim poziomie: i elektryczność, i kanalizacja, i ciepła woda. Ale właśnie się popsuł piecyk gazowy – woda zeń się lała, więc pułkownikowa w zimnej wodzie kąpana powiedziała: – Władeczku, ty coś z tym zrób. Pułkownik rozkazał przyprowadzić ślusarza i blacharza. Gdy się pojawili w swych rekruckich mundurach, popatrzył na ich twarze, z których nic nie dało się wyczytać, i polecił naprawić piecyk – grzecznie, elegancko i z szacunkiem dla pani pułkownikowej.

Po skończonym dniu zajęć pułkownik wrócił do domu. Żona leżała na kanapie, cucona przez służące. – Co się stało, na Boga! – ryknął. Pani Alicja ledwo coś szeptała, więc służąca krzyczała Władeczkowi w ucho wiadomości: jeden rekrut stał na drabinie i miał lutować, a drugi na dole trzymał drabinę i podawał cynę. Zachwiał się ten na górze, z lutlampy coś się wylało... Jak wozacy, jak z prewetu, jak w zamtuzie! – piszczała pułkownikowa. Pułkownik wypadł z domu niczym ranny łoś: – Dwa tygodnie aresztu o chlebie i wodzie! – krzyczał. – Panie pułkowniku, nikt nie klął – tłumaczył rekrut. – Kolega na górze spokojnie lutował, trochę się zachwiał i wtedy ja na dole, trzymając drabinkę, powiedziałem: – Bardzo cię proszę, drogi kolego, uważaj, jak lutujesz, bo ja nie lubię, gdy roztopiona cyna leje mi się z góry za kołnierz.

To było dawno, czasy się zmieniły. Kościół przesadził z logiką i zaczęło się o tym głośno mówić. Papież jeździ dziś, gdzie tylko może, i przeprasza. Ale im więcej przeprasza, tym bardziej mu przybywa tych do przepraszania. Honor został już tylko jako pierwsza połowa słowa „honorarium”. Minister Radziszewska, która powinna bronić równości obywateli, pozwala sobie na ich publiczną dyskryminację. Jarosław Kaczyński ogłasza, komu nigdy ręki nie poda, i przysięga, że w czasie kampanii prezydenckiej był pozbawiony świadomości. Te wybory można było wygrać – mówi, ogłupiając nas wszystkich jako prezes partii utrzymywanej z naszych pieniędzy. Może powinien wziąć posadę trenera reprezentacji futbolowej? Ten obecny też przegrywa wszystko, co można, i za każdym razem udowadnia, że mógł wygrać. A to przecież my, społeczeństwo, trzymamy drabinkę dla tych tam na górze i bardzo nie lubimy, gdy gorącą cynę leją nam za kołnierz. Coraz częściej też za kołnierz leją nam już nie tylko cynę, ale wręcz cynizm.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną