Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Afera, której nie było?

Rok po sprawie hazardowej

Polityka
Mija rok od publikacji stenogramów CBA z podsłuchów rozmów Zbigniewa Chlebowskiego, która rozpoczęła tzw. aferę hazardową. Jak ta sprawa wygląda dziś i co robią jej główni bohaterowie?

Geneza. Zaczęło się 30 września, od lakonicznego komunikatu Centralnego Biura Antykorupcyjnego, kierowanego wówczas przez Mariusza Kamińskiego. Biuro ogłosiło, że do najważniejszych osób w państwie (m.in. prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu) wysłało informację o „zagrożeniu ekonomicznego interesu państwa”.  Chodziło o zmiany w opracowywanej przez ministerstwo finansów ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Powód – z projektu ustawy zniknąć miał zapis nakładający na właścicieli kasyn, salonów gier oraz automatów o niskich wygranych (m.in. słynnych jednorękich bandytów) dziesięcioprocentową dopłatę od każdego zrealizowanego zakładu lub gry.

Te pieniądze – według pierwotnych zamierzeń posłów – miały pójść na budowę Narodowego Centrum Sportu (kompleksu budynków sportowych w Warszawie, którego pierwszym elementem ma być wznoszony właśnie Stadion Narodowy). Nieoczekiwanie jednak ministerstwo sportu, które nadzoruje powstanie NCS, poprosiło w czerwcu resort finansów by ten wykreślił z projektu nowelizacji zapis o dopłatach. Jak argumentował później ówczesny szef resortu Mirosław Drzewiecki stało się tak, bo kierowany przez niego resort zdał sobie sprawę, że NCS nie powstanie przed Euro 2012. – Pieniądze na jego budowę były nam więc niepotrzebne – argumentował Drzewiecki. Kasa państwa mogłaby jednak – zdaniem CBA - stracić na tej zmianie projektu ustawy prawie pół miliarda złotych.

Jednak niedługo potem Drzewiecki zmienił zdanie – po dwóch miesiącach, po rozmowie z premierem (zaniepokojonym stanem prac nad ustawą), wysłał do ministerstwa finansów kolejne pismo. Tym razem prosił o przywrócenie dopłat. Drzewiecki nie potrafił wiarygodnie wyjaśnić tego kroku.

Kulminacja. Dzień po wydaniu przez CBA komunikatu o zmianach w ustawie o grach „Rzeczpospolita” opublikowała stenogramy podsłuchanych rozmów telefonicznych, które szef klubu PO i przewodniczący komisji finansów publicznych Zbigniew Chlebowski prowadził ze swym znajomym z Wrocławia Ryszardem Sobiesiakiem.

Sobiesiak to właściciel dwóch firm działającej w branży hazardowej – Casino Polonia oraz Golden Play. Z podsłuchanych rozmów wynikało jasno, że pod naciskiem biznesmena i innej osoby związanej z rynkiem gier – Jana Koska - Chlebowski lobbował na rzecz wykreślenia dopłat z projektu ustawy.

Do niechlubnej historii polskiej polityki przeszły jego słowa:  „Na 90 procent, Rysiu, że załatwimy. (…)  Biegam z tym sam, blokuję sprawę tych dopłat od roku. To wyłącznie moja zasługa”. Chlebowski wymienia również imiona dwóch polityków PO – Mirosława Drzewieckiego i wicepremiera, szefa MSWiA Grzegorza Schetyny („Miro” i „Grześ”). Przy czym wypowiedzi szefa klubu PO obciążały głównie ministra sportu. Drzewieckiego pogrążyły kolejne stenogramy opublikowane przez „Rzeczpospolitą”. Wynika z nich, że Sobiesiak kontaktował się z nim w sprawie ustawy. Znacznie później wyszło na jaw, że wbrew swym zapewnieniom Drzewiecki spotkał się z Sobiesiakiem tuż przed wybuchem afery – we wrześniu w warszawskim hotelu Radisson – i tuż po, na Florydzie.

CZYTAJ DALEJ: Co zrobiła komisja śledcza >>

CZYTAJ DALEJ: Główni bohaterowie sprawy hazardowej. Co robią dziś? >>

Branża hazardowa. Oprócz dymisji wysokich urzędników państwowych i partyjnych, najbardziej wymiernym jak na razie efektem tzw. afery hazardowej jest nowa ustawa o grach, która powstała w ekspresowym tempie – jej przygotowanie i przegłosowanie w parlamencie trwało niewiele ponad miesiąc. Od stycznia grać można jedynie w koncesjonowanych kasynach, a hazard został obłożony aż 50 – procentowymi dopłatami. Wyjątkiem są tzw. automaty o niskich wygranych (czyli głównie jednoręcy bandyci), które zostały obłożone daniną w wysokości 500 euro miesięcznie od każdego urządzenia. Zakazano gier w pubach i klubach - z których w ciągu pięciu lat musza zniknąć automaty - oraz reklamowania hazardu w internecie.

Prokuratura. Po zakończeniu prac przez komisję śledczą dalsze losy sprawy hazardowej leżą wyłącznie w rękach prokuratury. Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo jeszcze przed rozpoczęciem prac przez komisję śledczą (7 października ubiegłego roku). Dotyczy trzech wątków:

- niedopełnienia obowiązków przez urzędników pracujących nad ustawą o grach (przestępstwo z art. 231 par. 1 kk).

- podejmowania się pośrednictwa do załatwienia sprawy przy okazji prac nad tą ustawą (przestępstwo z art. 230 par. 1 kk)

- udzielenia lub obietnicy udzielania łapówek w zamian za pośrednictwo w załatwieniu spraw związanych z ustawą (przestępstwo z art. 230 a par. 1 kk).

Wiadomo że prokuratura przesłuchała kilkudziesięciu świadków, przeanalizowała również m.in. bilingi połączeń telefonicznych wykonywanych z telefonów należących do głównych bohaterów sprawy hazardowej (utajnione, trafiły do komisji) oraz - co ciekawe - że nadal korzysta z pomocy agentów CBA w "przeprowadzeniu różnych czynności dotyczących sprawy".

Jak powiedziała nam rzeczniczka warszawskiej prokuratury okręgowej Monika Lewandowska, śledczy analizują jeszcze tajne dokumenty dotyczące tzw. afery hazardowej. - Od tych analiz uzależniona jest decyzja co do tego, w jakim charakterze i w jakiej roli procesowej zostaną przesłuchane kluczowe osoby w sprawie – podkreśla. Czyli Mirosław Drzewiecki, Zbigniew Chlebowski, Ryszard Sobiesiak, Marcin Rosół oraz Jan Kosek. Żaden z nich nie był jeszcze przesłuchiwany przez prokuraturę, teoretycznie każdemu z nich śledczy mogą jeszcze postawić zarzuty. Trudno jednak stwierdzić, czy tak się stanie, bo ci nie udzielają na ten temat żadnych informacji.

Śledztwo dotyczące sprawy hazardowej powinno zakończyć się do 7 października, lecz już dziś można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, że zostanie przedłużone - najprawdopodobniej o trzy miesiące, a może i więcej.

Potem jeszcze ewentualne procesy, wyroki (pewnie w zawieszeniu), odwołania… Kto wówczas będzie pamiętał, o co w tej całej sprawie chodziło?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną