Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Defilada bezsilności

Co stanie przy Pałacu Kultury?

Nie udzieliły mi się emocje towarzyszące wczorajszemu przyjęciu przez stołecznych radnych planu zagospodarowania placu Defilad. Obojętny pozostaję zarówno na głosy pełne entuzjazmu, jak i na te nie kryjące oburzenia.

Po prostu nie wierzę, by w dającej się określić przyszłości miało to cokolwiek zmienić. Przypomnę, że już w 1993 r. wielki konkurs na zagospodarowanie placu wygrała para architektów Bartłomiej Białyszew – Andrzej Skopiński proponując dość kontrowersyjny, acz ciekawy projekt korso–ulicy biegnącej okręgiem wokół Pałacu Kultury. Po latach przepychanek tę wizję odrzucono i przez dłuższy czas nic się nie działo. W 2006 r. przyjęto kolejną wizję zaproponowaną przez Michała Borowskiego – regularnej siatki ulic ze stosunkowo niewysokimi budynkami. Anulowano decyzję rok później. Poczekajmy więc cierpliwie, czy obecny plan przetrwa kolejne magistrackie zawirowania.

Załóżmy jednak, że przetrwa. To się dopiero zacznie cyrk. Z ostatecznym uregulowaniem praw własności do dawnych działek znajdujących się na placu (łącznie z ich wykupem), z konkursami architektonicznymi, przetargami, społecznymi, ekologicznymi i wszelkimi innymi konsultacjami. Z anulowaniem, protestami, analizami. A w końcu trzeba będzie te niemałe gmachy (najwyższy ma mieć 245 m) pobudować.

A sam plan zagospodarowania? Nie jest odkryciem, wszak jego założenia znane są od półtora roku. Urbanistycznie poprawny, wręcz podręcznikowy, ale też ostrożny, unikający wszelkiej kontrowersji, szaleństwa czy choćby szczypty fantazji. Można by oczywiście bez końca spierać się, ile wieżowców, jakiej wysokości i dokładnie w których miejscach winno się znaleźć w najbliższym sąsiedztwie Pałacu Kultury. I nigdy nie znaleziono by rozwiązania zadowalającego wszystkich. Jak przy Konkursie Chopinowskim i wyborze trenera piłkarskiej reprezentacji Polski.

Plac Defilad to miejsce przeklęte. Położony w samym sercu stolicy, zamiast z wielkomiejskim sznytem, od dziesięcioleci kojarzy się z tym, co najgorsze: socrealistyczną ociężałością, hulającym wiatrem, bezładnymi parkingami i bazarami, tandetnymi blaszakami. A ostatnio – z urzędniczymi korowodami i z muzeum, które ma wyglądać jak hipermarket.

Dlatego dopóki nie zobaczę tam pierwszych koparek, nie uwierzę, że może być inaczej. Mimo samozadowolenia radnych.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną