Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Poligon lokalny

Analiza: Co partie ugrają w wyborach samorządowych?

Christian Schwier / PantherMedia
Tegoroczne wybory samorządowe mają wyjątkowe znaczenie – kto uzyska słaby wynik, w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych może się już nie liczyć. Na zmazanie takiej plamy nie będzie czasu.

W 20-letniej historii samorządu w III RP nigdy nie zdarzyło się, by wybory samorządowe poprzedzały parlamentarne. Do tej pory było odwrotnie – wyborcy szli do urn, by wskazać swych reprezentantów w samorządach rok po wybraniu posłów i senatorów. Przedterminowa elekcja w 2007 roku złamała tę regułę. Doprowadziła do sytuacji, w której samorząd stał się generalnym sprawdzianem przed wyborami parlamentarnymi. Dlatego same tylko cztery główne partie – PO, PiS, SLD i PSL – wystawiły łącznie 110 tysięcy kandydatów, czyli niemal połowę wszystkich, którzy stanęli do walki o stanowiska radnych, prezydentów, burmistrzów i wójtów. Efekt jest taki, że będą to jedne z najbardziej upartyjnionych wyborów samorządowych w ich niezbyt długiej historii.

Bastion Podkarpacie

Najbardziej widowiskowa będzie walka o sejmiki i największe miasta. Jej wynik da odpowiedź na pytanie, jaka w tej chwili jest siła największych partii. Niespodzianek trudno się spodziewać, zwycięstwo Platformy Obywatelskiej w większości z 16 sejmików jest najbardziej prawdopodobne. Partia Donalda Tuska prowadzi we wszystkich sondażach, co skłania jej działaczy do myślenia o wejściu do władz we wszystkich sejmikach (teraz rządzi w 14).

Wielu kandydatów PO zasiądzie także w fotelach prezydentów największych miast. Co prawda nie uda się pokonać takich potęg jak Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, Ryszard Grobelny w Poznaniu, czy Tadeusz Ferenc w Rzeszowie. Ale nie tracąc zbytnio pola, Platforma powiększy prawdopodobnie partyjny stan posiadania. Na prestiżowy sukces może liczyć w Łodzi, gdzie największe szanse w wyścigu po fotel prezydenta sondaże dają posłance PO, Hannie Zdanowskiej.

Za plecami kandydatów PO najlepiej powinno wypaść SLD, które - na fali sukcesu Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich - ma ogromny apetyt na powiększenie wpływów w sejmikach. I co najmniej utrzymanie status quo w dużych miastach. SLD ma niezłą zdolność koalicyjną - obecnie współrządzi w trzech województwach. Liderzy Sojuszu marzą jednak o rozszerzeniu tego władztwa na kolejnych cztery – pięć. I o powiększeniu liczby radnych wojewódzkich o połowę (teraz jest ich około 50). Ugrupowanie ma na to spore szanse, bo cztery lata temu jego kandydaci mieli mocno pod górkę – nie dość, że partia lizała rany po bolesnej porażce w wyborach parlamentarnych 2005 roku, to jeszcze jako jedyna nie wystawiła tzw. zblokowanych list, co odebrało jej kandydatom sporo miejsc w sejmikach.

Na obsadzenie w roli „tego drugiego” w potencjalnych lokalnych koalicjach wielką ochotę ma również PSL, które obecnie współrządzi w 12 województwach (głównie w tandemie z PO). Zdaniem ludowców, którzy chwalą się tym, że są w stanie zawrzeć koalicję z każdym, ich przedstawiciele sięgną po władzę w kolejnych dwóch sejmikach. Sondaże do niedawna im nie sprzyjały, ale ostatnio notowania PSL zdają się powoli piąć w górę. Mimo to o rządach w dużych miastach nie ma mowy. Wyjątkiem jest jedynie Olsztyn, gdzie prezydentem z dużymi szansami na reelekcję jest popierany przez ludowców Piotr Grzymowicz.

A PiS? To rzeczywiście spora zagadka. Sytuacja partii Jarosława Kaczyńskiego jest ciekawa dla obserwatorów, ale dla działaczy nie do pozazdroszczenia. Po zaostrzeniu kursu przez prezesa PiS-owi spadły notowania (przebijając się nawet w niektórych sondażach granicę 20 procent). Oznacza to - że przynajmniej jeśli idzie o województwa - partię może czekać bolesne rozczarowanie. W czarnym scenariuszu niewykluczone, że PiS nie będzie rządzić w żadnym z nich.

O ile utrata władzy w Świętokrzyskiem nie byłaby zbyt dotkliwa, o tyle oddanie podkarpackiego bastionu, w którym dziś rządzi samodzielnie, mocno uderzyłoby w partię. A jest to całkiem realne, bo choć sondaże pokazują, że PiS wygra wybory na Podkarpaciu, to najpewniej nie będzie zdolne do zbudowania większości. O tym, jak bardzo politycy PiS zaniepokojeni są sytuacją, świadczą wydarzenia z ostatnich dni, gdy sondowali skłonność działaczy SLD do zawarcia koalicji. Na razie dostali kosza. – Realnie patrząc, oprócz Podkarpacia możemy wejść do władz województwa lubelskiego. I to wszystko – mówi niechętnie jeden z posłów PiS.

Szturm na Polskę lokalną

Przegrana najprawdopodobniej czeka też PiS w dużych miastach. Ich kandydaci mają szanse na zwycięstwo jedynie w Radomiu i Płocku. Ludzie Jarosława Kaczyńskiego przeczuwając te oziębienie nastrojów, zastosowali jednak sprytny manewr. Wiedząc, że - po tym, jak prezes wziął ostry zakręt w prawo - nie mają co liczyć na względy elektoratu wielkomiejskiego, potężne siły rzucili na powiaty, rejestrując listy prawie we wszystkich z 379 z nich. Stąd właśnie bierze się imponująca liczba 33 tysięcy kandydatów PiS, których jest najwięcej w porównaniu do innych komitetów. – Szturmujemy Polskę lokalną – zapowiadają działacze Prawa i Sprawiedliwości. – Tam spotykamy się z wielką życzliwością – argumentują nie bez racji.

Lekko im jednak nie będzie, bo choć rzeczywiście w powiatach PiS ma największe szanse, to konkurencja jest mocna. Oprócz lokalnych komitetów, apetyty na mocne wejście do rad powiatów ma nie tylko tradycyjnie silne w nich PSL, ale i SLD, a nawet PO, która do tej pory traktowała je z przymrużeniem oka. Władze Platformy zdały sobie jednak sprawę, jak duże przełożenie na wynik wyborów centralnych mają struktury w terenie, nawet niezbyt mocne. Stratedzy PO zauważyli, jak wiele władzy spoczywa w rękach starostów. To dlatego już w ubiegłym roku, ku niezadowoleniu koalicjanta z PSL, politycy partii Tuska ruszyli na wsie i do małych miasteczek, by przekonywać do swoich racji. – Zależy nam bardzo na mocnym wejściu w Polskę powiatową, bo tam dzieje się wiele ważnych rzeczy – powstają nowe drogi, szkoły, czy boiska – podkreśla wiceszef klubu PO Waldy Dzikowski.

Ale nawet jeśli to się nie uda, a sukces Platformy ograniczy się do miast i sejmików, droga do Sejmu i Senatu następnej kadencji i tak będzie szersza i mniej wyboista. Zwycięstwo pomaga zwycięzcom, na wyborczym sukcesie można przecież sporo ugrać w kolejnej kampanii.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną