Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nasza mała apokalipsa

Cel: Tusk, czyli premier w ogniu krytyki

Polska w oczach PiS Polska w oczach PiS Corbis
Radykalna prawica wierzy, że pokona Tuska tylko wtedy, gdy w państwie nastąpi wielka zapaść we wszystkich dziedzinach. Dlatego już teraz wieszczy katastrofę.
Premier Donald Tusk w drodze do swej kancelarii po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Maj 2010Tomasz Gzell/PAP Premier Donald Tusk w drodze do swej kancelarii po posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Maj 2010

Przy okazji ostatniego ataku zimy prawicowi politycy i konserwatywni publicyści (tak się sami chcą nazywać) ogłosili, że państwo nie działa. Przypomniano dawne powiedzenie, że komuna się sypie przy minus czterech stopniach i tak samo reżim Tuska nie wytrzymuje nawet jednego dnia porządnych opadów. To dodatkowo ma go upodabniać do Gierka, nie tylko niebezpieczne zadłużanie państwa.

Podobnie było wcześniej, podczas letnich powodzi, kiedy to także – zdaniem krytyków – państwo silnie zanikło, a jeszcze premier zwalał winę na samorządy. Nie trzeba chyba wspominać, że struktury państwa zupełnie zawiodły w sprawie śledztwa smoleńskiego, to wręcz „katastrofa i kapitulacja państwa”, a „Polska jest jak tupolew”. I tak można przeglądać wszystkie niemal sfery życia kraju, wszędzie jest właściwie upadek i bezprecedensowa klęska.

Armii, żeby było jasne, nie ma, bo Tusk z Klichem ją praktycznie zlikwidowali. Dzisiaj Polska nie obroniłaby się nawet przed Białorusią. Rząd w tej optyce dokonał „zbrodni” na wojsku, raz – likwidując powszechny pobór, dwa – skąpiąc pieniędzy na modernizację.

Służba zdrowia to tylko kręcenie lodów przez Platformę.

Sądownictwo nie istnieje, zwłaszcza to uczciwe. Jarosław Kaczyński, zapowiadając niedawno złożenie pozwu przeciwko Tuskowi (w sprawie rzekomej obrazy podczas sejmowej debaty na temat finansowania partii politycznych), stwierdził, że na pewno wygrałby z premierem, gdyby wymiar sprawiedliwości działał normalnie. Ale przecież wiadomo, kto tam siedzi, więc na wygraną szans raczej nie ma.

Edukacja jest w głębokim upadku, dzieci zaczyna się kształcić byle jak, aby szybko się wyuczyły zawodu i poszły pracować na emerytów.

Polityka zagraniczna rządu Tuska to – streszczając radykałów – szkodliwa mistyfikacja, obsługiwanie życzeń mocarstw, służalczość i administrowanie kondominium. W sytuacji abdykacji państwa w tej dziedzinie nie dziwi, że list do przedstawicieli obcych państw musiał wysłać lider opozycji, a do USA z wizytą udało się dwoje innych polityków tej partii, jako reprezentanci narodu. Także w Parlamencie Europejskim, podczas zorganizowanego przez PiS tak zwanego wysłuchania na temat Smoleńska, padły słowa o „zdradzeniu przez państwo”.

Państwo już oczywiście zaprzestało ścigania korupcji (po spacyfikowaniu CBA i wysłaniu na emeryturę agenta Tomka), sprzyja przestępcom, popada w klientyzm, dogadza tylko bogatym, chodzi na pasku oligarchów, walczy z krzyżem, brata się ze śląskimi separatystami (czytaj też – s. 26), a więc chce rozbicia terytorium. A parytety płciowe, na które władza się zgodziła, to oczywiście „koniec demokracji”.

Komunikat o niespodziewanie wysokim wzroście gospodarczym Rafał Ziemkiewicz skomentował na łamach „Rzeczpospolitej”: „Nasz sukces podszyty jest grozą”; społeczny optymizm to beztroska, którą zwieje mroźny podmuch kryzysu.

Maksymalnie nisko

Trzeba zatem ratować, co się da, bo z Tuska nic już nie będzie. Piotr Zaremba w poprzedniej sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej” pisze o Tusku: „Zmarginalizował i Rokitę, i Saryusza-Wolskiego, a uzyskawszy władzę najczęściej traktował ją jako okazję do drobnych targów z rzeczywistością. Stając, jak to określa z przesadą, ale przecież słusznie Dorn, na pozycjach »apaństwowych«”. W tym samym numerze gazety Bronisław Wildstein zauważa: „Rzeczywistość dobija się do bram, zadłużenie kraju rośnie w zastraszającym tempie. Polska marnuje swoją szansę, ale… przecież piłka jest najważniejsza”. Autor zarzuca Tuskowi infantylizację polityki i sztuczną od niej ucieczkę w kierunku niepowagi i porzucenia problemów. Ale też ideologii, gdyż – to jest jeden z podstawowych i powszechnych zarzutów – rządzącym na niczym po prawdzie nie zależy, tylko właśnie na rządzeniu, swoim oczywiście.

W kwestii mediów też podniesiono alarm. Prawicowi dziennikarze skarżą się na monopol medialny Platformy, na czystki, jakich ta partia dokonuje w publicznym radiu i telewizji, które są – jak twierdzą – znacznie większe niż za czasów PiS (wtedy jednak nie protestowali). Część z nich ma się spotkać pod domem Jaruzelskiego w rocznicę stanu wojennego, aby zaprotestować przeciwko hołubieniu generała przez prezydenta, ale też ogólniej – przeciwko szerzeniu przez Platformę „antywartości”.

Kasandryczne przepowiednie są nie tylko domeną polityków PiS czy publicystów z tego kręgu. Pod presją dominującego po tej stronie stylu także inni komentatorzy nie naciskają hamulca. Uzwyczajnione zostały wszelkie nadzwyczajne i niepohamowane słowa i metafory, już wszystko można powiedzieć, by znaleźć wyraźną puentę, by w ogóle być zauważonym.

Tak więc ekonomiści biją na alarm: kraj stacza się w przepaść. W „Barometrze” „Dziennika Gazety Prawnej”, Krzysztof Rybiński, Robert Gwiazdowski czy Maciej Grelowski w kilku dziedzinach gospodarki dali rządowi Platformy oceny najniższe z możliwych albo bardzo im bliskie. Tomasz Telak, prezes Instytutu Globalizacji, mówi wprost, że to „jeden z najgorszych rządów po 1989 r.”. Paweł Szałamacha, niegdyś w rządzie PiS, a teraz prezes Instytutu Sobieskiego, dodaje: „Maksymalnie niska ocena to dwa kolejne pola – sprawność administracji i reforma wymiaru sprawiedliwości. Nie ma szans, aby nastąpiła tu poprawa”. Sytuacja firm jest straszna, bo nie ma „ułatwień”, umowa gazowa z Rosją to nieporozumienie, kuleje infrastruktura, cyfryzacja, zagrożone jest bezpieczeństwo energetyczne. Krzysztof Rybiński uważa, że „premier i minister finansów, którzy przedstawiają propozycje zawieszenia lub wręcz demontażu obecnego systemu emerytalnego, chcą zasypać dziurę budżetową oszczędnościami przyszłych emerytów”. Piotr Aleksandrowicz na łamach „Newsweeka” rzecz ujmuje jeszcze prościej: rząd chce te pieniądze „rąbnąć”.

Populizm na salonach

Populistyczny, czasami prostacki język, który przez całe lata był domeną niszowych radykalnych pisemek, wdarł się do głównego nurtu debaty. Biadolenia radykałów zawsze wieszczyły upadek państwa i narodu. Teraz podobny ton nadają poważni zdawałoby się eksperci i publicyści. To, że Platforma wciąż utrzymuje wysokie, jak na ten stan katastrofy, notowania w sondażach, tłumaczy się megamanipulacją medialną, niską świadomością obywatelską wyborców Tuska i brakiem patriotyzmu.

Autorzy tej czarnej propagandy mają zapewne różne cele. Ale skutek jest podobny: wytworzenie poczucia, że sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, a stery kraju są w rękach ludzi całkowicie nieodpowiedzialnych, którzy nie wiadomo do końca dlaczego tak źle krajowi życzą, podejmują tak fatalne decyzje, jakby na przekór narodowym interesom i elementarnemu rozsądkowi. Rządu Tuska, przy przyjęciu takiego punktu widzenia, nie sposób wręcz zrozumieć. Co im się stało, czy opętał ich jakiś demon?

Politycy PiS dają do zrozumienia, że tu chodzi o jakiś interes Tuska i jego kolegów oraz o obcy wpływ, na zasadzie, że premier jest niesamodzielny w decyzjach, że z tajemniczych powodów musi realizować zewnętrzne postulaty i nieswoje plany, choć w swojej niegodziwości może im osobiście sprzyjać. Sugeruje się, że Platforma dyskryminuje wschodnią część kraju z politycznej zemsty; nie chce rozwikłania przyczyn katastrofy smoleńskiej, bo ma coś na sumieniu; łasi się do Rosji, bo chce się przypodobać Sarkozy’emu i Merkel (w najlepszym razie); nie rozumie, co się w Europie dzieje, jak bardzo narodowe egoizmy dominują w Unii, a my się podkładamy.

Drugą stroną tej propagandy, widoczną zwłaszcza w retoryce PiS i jego akolitów, jest sugerowanie, że istnieje lepszy, zupełnie inny świat, gdzie są korzystne rozwiązania problemów, gdzie szanuje się narodowy interes, wartości, trzeba tylko przesunąć wajchę. Tak jak niedawno było w IV RP, której sielankowy obraz Jarosław Kaczyński wkomponował w swoją batalię z Donaldem Tuskiem. Był to kraj nie tylko prawem rządzony, sprawiedliwy, ale też miodem i mlekiem płynący. Wystarczy więc tylko odstawić od władzy złych ludzi, aby państwo zostało uratowane.

Krytyka, która nie boli

Pytanie: czy Platforma jest tylko naiwna, zwyczajnie niesprawna, czy też bezwzględnie cyniczna, zabiegająca wyłącznie o własne, partykularne interesy. Między tymi dwoma poglądami biegnie wyraźna i zasadnicza linia demarkacyjna. Krytyka Tuska i jego rządu, a także – w tle – prezydentury Bronisława Komorowskiego, jest uprawiana przez wszystkie ugrupowania opozycyjne, wedle normalnej zasady demokratycznej. Tyle tylko, że SLD oraz te nowe siły, które się niedawno pojawiły, a więc Ruch Janusza Palikota oraz formacja Joanny Kluzik-Rostkowskiej, nawet jeśli używają określeń ostrych, tej linii nie przekraczają.

Tusk może się tylko cieszyć z tych brutalnych ataków, z tych formułowanych bez żadnych zahamowań oskarżeń. Jak pokazują wyniki ostatnich wyborów samorządowych, a także badania opinii publicznej, Polacy w znakomitej większości mają inne odczucia. Więcej, okazuje się, że nawet aparat samorządowy PiS, już po wyborach, jest gotowy w wielu miejscach Polski lokalnej i regionalnej współrządzić z PO, mimo okrzyków partyjnej góry w kampanii wyborczej. Racjonalizm i konkretne interesy, okazuje się, przełamują ideologię zastąpienia tego państwa jakimś innym państwem PiS.

Ta krytyka rządzenia Tuska jest dla Platformy nieszkodliwa.

Może Tusk popełnia błędy w polityce polsko-rosyjskiej, które wypadałoby spokojnie rozważać i proponować korekty, ale sugerowanie przez jego przeciwników, że ociera się o zdradę narodową, powoduje, że Tusk może na taką krytykę gwizdać. Można wytykać błędy w śledztwie po katastrofie Tupolewa, ale wskazując winnych już na samym początku i używając słowa „zbrodnia”, Antoni Macierewicz unieważnił swoje starania i nawet gdyby odkrył coś prawdziwego, mało kto mu uwierzy.

Dług publiczny to niewątpliwie niepokojąca kwestia, została jednak sprowadzona do absurdu porównaniem Tuska do Gierka przez prof. Rybińskiego. Od tego momentu premier może przedstawiać swoich krytyków jako oszołomów. Sprawa systemu emerytalnego jest niesłychanie poważna i złożona, ale sformułowania w rodzaju, że rząd chce ukraść pieniądze biednym emerytom, od razu wyłącza lampkę z napisem „problem” i włącza inną, z tabliczką „kabaret”.

Armia zapewne wymaga głębszych zmian, ale dawanie do zrozumienia, że Platforma dybie na obronność kraju, powoduje, że minister Klich może sobie wydać komendę „spocznij”. I tak dalej. Jeśli Joachim Brudziński, ze ścisłego kierownictwa PiS, mówił ostatnio w radiu RMF FM, że „Tusk jest na liście narodowej hańby” i jemu oraz Sikorskiemu należy się odpowiedzialność karna za rurociąg północny, to znaczy, że Platforma może spać spokojnie, jest w istocie poza kontrolą. Przy tej inflacji końców, zapaści, dramatów, upadków i zdrad, prawdziwe uchybienia władzy bledną i nikną. Skoro i tak wszystko ma upaść, aby nadeszło zbawienie, które nastąpi, gdy do MSZ wróci pani Fotyga, to nie ma co się przejmować.

Czekanie na globalne „załamanie się państwa Tuska” i „doszczętną kompromitację tej ekipy” jest niemądre i nieodpowiedzialne. Oraz, co najważniejsze, powoduje, że nie ma rzeczowej bieżącej krytyki rządu ze strony największej politycznej opozycji, wskazywania korekt, zauważania kroków dobrych w kontraście do złych i odwrotnie. Ogólna jeremiada i zawodzenie zwalniają obecną władzę z rzeczowej odpowiedzi. Tusk niedawno zauważył, że wbrew opinii PiS nie jest wszechmocny i na opady śniegu nie ma wpływu. To właśnie jest typowa, wygodna reakcja: wy mnie śmiesznie atakujecie, to ja będę śmiesznie odpowiadał. Nawet jeśli zabawnie nie jest.

Polityka 51.2010 (2787) z dnia 18.12.2010; Polityka; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Nasza mała apokalipsa"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną