Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dobry fachowiec, niepartyjny

Jerzy Miller. Dobry fachowiec, niepartyjny

Jerzy Miller podczas prezentacji nagrań z wieży w Smoleńsku Jerzy Miller podczas prezentacji nagrań z wieży w Smoleńsku Czarek Sokołowski / AP
Jerzy Miller, szef MSWiA, od dawna mógłby nosić wizytówkę „specjalista od spraw beznadziejnych”. Właściwie wszyscy go cenią, ale w każdej chwili może wylecieć na minie.
Jerzy Miller, jeszcze jako wojewoda małopolski, podczas uroczystości nadania polskiego obywatelstwa argentyńskiemu piłkarzowi Wisły KrakówMichał Klag/Reporter Jerzy Miller, jeszcze jako wojewoda małopolski, podczas uroczystości nadania polskiego obywatelstwa argentyńskiemu piłkarzowi Wisły Kraków

Mam taki obyczaj, że wolę dłużej się nad czymś zastanowić, zanim zacznę coś prezentować” – tak mówił o sobie posłom z sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych półtora roku temu, kiedy obejmował urząd. Słowa dotrzymuje, co wyraźnie widać, odkąd został szefem polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. O postępie prac w swoim zespole informuje raczej zdawkowo. O raporcie MAK mówi, że przyjmuje go z „lekkim niedosytem”. Zapewnia, że „bardzo dobry warsztat pracy jego ludzi szybko zapanował nad jakąkolwiek pokusą podejścia do badania choć w części nieobiektywnie”. To jego typowy język.

Tekę ministerialną Jerzy Miller dostał po ujawnieniu nagrań „Zbycha” i „Rycha”. Tusk, pozbywając się partyjnych kolegów z rządu, wyprosił między innymi Grzegorza Schetynę z MSWiA i wprowadził tam bezpartyjnego Millera, wojewodę małopolskiego, który wcześniej sprawdził się przy powodzi. – Spotkaliśmy się zaraz po tym, jak premier drugi raz poprosił go, by przyszedł do MSWiA – opowiada Stanisław Kracik, który przejął po nim województwo. – Mówił, że spada mu na barki ciężar i wcale nie spieszyło mu się do Warszawy, ale drugi raz nie chciał odmawiać.

MiniBalcerowicz

W Warszawie zwrócił na siebie uwagę w latach 90. Tadeusz Piekarz, powołany przez premiera Mazowieckiego na wojewodę małopolskiego, miał wylew. Wszystkie jego obowiązki przejął Miller, który zaczynał od szefowania wydziałowi organizacji. Znał się z Piekarzem z Solidarności. By przyjąć jego ofertę, rzucił pracę w Instytucie Obróbki Skrawaniem, gdzie zaczynał zaraz po studiach na krakowskiej AGH. Razem, na polecenie z centrum, czyścili urząd z ludzi związanych z poprzednim systemem. Wspominał, że nie czuł się z tym dobrze. Ale – jak udowodnił później – nigdy nie zastępował zwalnianych swoimi.

W 1993 r. zaczyna rządzić koalicja SLD-PSL. – Zasada była taka, że wymieniamy ludzi wyłącznie na lepszych, bardziej kompetentnych – wspomina Marek Ungier. – Nie było lepszych od Millera, choć jako człowiek, który miał w życiorysie Solidarność, nie był nam bliski. Miller stał się symbolem lojalności wobec szefów. Wiadomo było, że on nie będzie pod nikim kopał dołków.

Piekarza zastąpił potem Jacek Majchrowski, dziś prezydent Krakowa. Na swojego następcę również wybrał Millera, bo ten znał urząd jak własną kieszeń. Jesienią 1997 r., gdy wybory wygrała koalicja AWS-UW, Miller był przekonany, że przejmie stery w województwie. Przeliczył się, nie pasował Akcji, bo był za blisko z Unią Wolności.

Wtedy wziął go na swojego zastępcę Leszek Balcerowicz, ówczesny lider UW, wicepremier i minister finansów. Nie szukał ekonomisty, ale kogoś o analitycznym umyśle. Szykowała się reforma terytorialna i potrzebna była osoba zorientowana w finansowaniu samorządów. Janusz Sepioł, krakowski senator PO, który zna Millera od 20 lat: – Miller ma zamiłowanie do idealnych modeli, wszystko musi się zgadzać. To był taki miniBalcerowicz.

Ale myślenie o samorządzie w wydaniu liderów ówczesnej UW było i jest Millerowi dalekie. Toczy z samorządowcami spór, bo zarzucają mu dążenie do centralizmu. – On ma przekonanie o niegospodarności samorządowców i uważa, że trzeba ich bardziej kontrolować – opowiada jeden z polityków PO. Na zeszłorocznym kongresie XX-lecia samorządu terytorialnego w Poznaniu, zamiast oklaskami, przywitali go buczeniem.

Gdy po rozpadzie koalicji AWS-UW Balcerowicz odszedł z rządu, Miller kilka tygodni później też rzucił papierami. Balcerowicz został szefem NBP, a Miller poszedł za nim. W tym czasie przez dwa lata, za pieniądze USA, doradzał prezydentowi Gruzji. – Pamiętam, jak zachwycał się tym, że ludzie chcą się tam czegoś nauczyć. Jest współautorem reform gospodarczych tego kraju – wspomina krakowianin ks. Kazimierz Sowa, szef Religia TV.

W 2003 r. premier Leszek Miller pozbył się z rządu ludowców. W nadziei na utrzymanie w Sejmie choć minimalnej większości tekę ministerialną powierzono Adamowi Tańskiemu ze środowiska solidarnościowego. Ten szybko się zorientował, jaki bałagan panuje w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która odpowiadała za uruchomienie unijnych dopłat dla rolników. Do sprzątania agencyjnej stajni Augiasza przyszedł zatem Miller. Wiedział, że z ludźmi w oddziałach, którzy z polityką mieli większe związki niż z fachowością, system nie ruszy. Zaczął zwalniać, system wypłat wypalił, ale po kilku miesiącach sam Miller dostał wypowiedzenie.

Antysalonowiec

Senator Sepioł tak go charakteryzuje: – Ma ambicje urzędnicze, nie polityczne. On trochę gardzi partyjną polityką. Zebrał wiele doświadczeń, trochę daje poznać po sobie, że inni ich nie mają, że się na niczym nie znają. Niektórzy traktują to jako arogancję.

To typ antysalonowca, trudno też przekroczyć jego domowe progi. – Ma bardzo urodziwą żonę, ale raczej nie bywają – opowiada Kracik. Choć Miller skończył kurs tańca, trudno zobaczyć jego popisy na parkiecie. Rzeczniczka resortu Katarzyna Woźniak mówi, że szef chroni swoje życie rodzinne. Żona Tatiana, pracowniczka Instytutu Zaawansowanych Technologii Wytwarzania w Krakowie, pytana o męża, odpowiada: – Nie wypowiadam się na temat naszego życia rodzinnego. Musiałabym to skonsultować z mężem, a on jest teraz zajęty państwowymi sprawami.

Jego fachowość dostrzegli krakowscy duchowni. – Organizowaliśmy razem pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Świetnie zarządzał tymi projektami – opowiada ks. Sowa. Współpraca z Kościołem miała różne formy. Spotykał się z księżmi w Małopolsce i przekonywał ich, że warto poprzeć akces do Unii. – Krążyła taka opowieść, że gdyby przy parafiach powstawały kółka unijne, to Małopolska miałaby ich najwięcej w Polsce – wspomina ks. Sowa.

Po krótkiej przygodzie z ARiMR wrócił do NBP, do Balcerowicza. Przez rok kierował departamentem komunikacji społecznej. Ale nie za dobrze czuł się w dziedzinie PR. Dlatego szef NBP mianował go swoim doradcą, ale na krótko, bo Marek Belka, który tworzył rząd i szukał fachowców, prosił go, by pokierował Narodowym Funduszem Zdrowia. Przystał po długich namowach.

Wpływy NFZ zaczęły rosnąć, ale Miller szybko popadł w konflikt z szefem resortu zdrowia, który zarzucał mu, że zamiast wydawać, gromadzi pieniądze. Gdy PiS wygrało wybory, było pewne, że szykują dla Millera dymisję. Wybuchły protesty w służbie zdrowia, lekarze żądali podwyżek, a Miller nie był skory do sypnięcia groszem. Wiceminister zdrowia Bogusław Piecha otwarcie żądał jego dymisji. – Za szefem Funduszu wstawił się minister Zbigniew Religa, cenił go też Lech Kaczyński – opowiada jeden z polityków związany z PiS. „Przez cały czas mojego urzędowania nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń” – mówił w wywiadach prof. Religa.

Aby odwołać Millera, PiS w połowie 2006 r. zmienił ustawę tak, by premier mógł pozbyć się prezesa NFZ bez zgody Rady Funduszu. „Największą moją porażką jest to, że nie udało mi się obronić NFZ przed polityką” – komentował wówczas Miller. O tym, że postrzegano go ponad podziałami politycznymi, świadczy fakt, że w momencie wręczania dymisji Jarosław Kaczyński zaproponował mu fotel wiceministra finansów.

Odmówił i wrócił do Krakowa, gdzie razem z politykami niechętnymi wtedy Tuskowi, Gowinem i Kracikiem, zarejestrował samorządowy komitet wyborczy Społeczna Odnowa Samorządowa. Kracik mówi dziś, że to było porozumienie tylko dla stolicy Małopolski i nie miało innego kontekstu politycznego. Te tłumaczenia nie dziwią, bo ponieśli porażkę na całej linii, zdobywając w wyborach 1 proc. poparcia. Gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz została pierwszy raz prezydentem Warszawy, poprosiła Millera na jednego ze swoich zastępców.

Nieelastyczny

Po roku Platforma zaczęła rządzić w kraju i Miller wrócił do Krakowa, znów jako wojewoda. Potem w ministerstwie zajął miejsce po Grzegorzu Schetynie. – Mówił, że państwo chyba go potrzebuje – wspomina Kracik. Nie ma jeszcze na koncie wielkich reform. Szykuje od dawna zapowiadaną przez rząd reformę emerytalną mundurowych. Porozumienie ze związkowcami jest bliskie. Wprowadził kilka resortowych oszczędności, ale nie zmieniał ludzi w podległych mu służbach, którzy dostali nominacje od Schetyny.

Zaskoczył obecnego marszałka Sejmu chyba tylko raz. Wiosną zeszłego roku, po audycie przetargu związanego z e-administracją, za który politycznie odpowiadał Schetyna, skierował wniosek o nieprawidłowościach do prokuratury. Sam ma jednak podobny kłopot. Jesienią zeszłego roku szef ABW Krzysztof Bondaryk zainteresował prokuraturę nieprawidłowościami przy przetargu na Małopolskie Centrum Powiadamiania Ratunkowego (chodzi o słynny telefon 112). Wówczas wojewodą był Miller. W kręgach Platformy mówi się, że Schetyna wykorzystał dobrą znajomość z Bondarykiem, aby podważyć urzędniczą nieskazitelność Millera.

Ludzie, którzy znają szefa MSWiA i zarazem nie należą do jego admiratorów, nie wierzą, by świadomie dopuścił się jakichkolwiek nadużyć czy zaniedbań. Nie prowadził nigdy biznesów – jak wynika z oświadczeń majątkowych – ma około 200 tys. oszczędności, dwa mieszkania i dwa średniej klasy samochody. – Ma dobry rys urzędniczy, jest uparty i uczciwy – mówi Jarosław Zieliński (PiS). Ale po chwili, jakby na wszelki wypadek, dodaje: – Zajmuje stanowisko polityczne, więc powinien się wykazać większą elastycznością, również w sprawach związanych z wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej i naszym interesem narodowym w relacjach z Rosją. Inny polityk, kiedyś związany z PiS, przewiduje, że Miller napisze o katastrofie smoleńskiej raport daleki od politycznych układów:Jak na elektrotechnika przystało, wszystko będzie się mu zgadzało. Jedno będzie wynikać z drugiego.

Nie wiadomo tylko, czy takiego raportu ktoś będzie w ogóle potrzebował, tak jak i jego samego. Bo choć Miller gra w pierwszej politycznej lidze, nie jest właściwie politykiem. Nie wiadomo, jak skończy się ten eksperyment.

Polityka 05.2011 (2792) z dnia 29.01.2011; Po Smoleńsku; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Dobry fachowiec, niepartyjny"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną