Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Niewierzący patrzy na beatyfikację

Beatyfikacja, która odbierze nam papieża?

Sierpień 2002 r., Kraków. Jan Paweł II podczas mszy odprawianej na krakowskich Błoniach. Sierpień 2002 r., Kraków. Jan Paweł II podczas mszy odprawianej na krakowskich Błoniach. Reuters
Czy doczesna wielobarwność i niejednoznaczność Jana Pawła II jako postaci historycznej staną się po jego beatyfikacji nieważne, znikną?
2 kwietnia 2005 roku. Robotnicy rozwijają portret papieża na ścianie krakowskiej wieży ratuszowej.Paweł Kopczyński/Reuters 2 kwietnia 2005 roku. Robotnicy rozwijają portret papieża na ścianie krakowskiej wieży ratuszowej.
Słynne hasło 'Santo Subito' na Placu Św. Piotra podczas pogrzebu Jana Pawła II w kwietniu 2005 roku.Reuters Słynne hasło "Santo Subito" na Placu Św. Piotra podczas pogrzebu Jana Pawła II w kwietniu 2005 roku.

1

Ampułka z krwią papieża Jana Pawła II znajdzie się w specjalnym krysztale w ołtarzu w kościele w Łagiewnikach – podaje „Gazeta Wyborcza”. „Krew pobrano Wojtyle przed zabiegiem tracheotomii w 2005 r. Chodziło o przedoperacyjne badania, ale nie zniszczono jej – jak to się dzieje w przypadku innych próbek – po laboratoryjnej analizie. Lekarze z kliniki Gemelli, która opiekowała się papieżem w czasie pontyfikatu, przekazali fiolkę kardynałowi Dziwiszowi”.

„Ampułka z krwią – pisze dalej „Gazeta” – przechowywana jest w kurii. Ks. Jan Kabziński twierdzi, że po tylu latach od pobrania nie doszło do procesu krzepnięcia. Nie wiadomo jednak, czy we włoskiej klinice nie dodano do fiolki substancji zabezpieczających przed krystalizacją”.

Wystawianie krwi papieża w krysztale to pomysł rodem ze średniowiecznych praktyk – zauważa w rozmowie z reporterką „Gazety” ks. Krzysztof Mądel. „Wtedy wierni nie czytali, nie pisali, niewiele wiedzieli o świecie. Potrzebowali innych bodźców religijnych. Czasy się jednak zmieniły, a kontekst kulturowy podpowiada, że krew jako relikwia może być negatywnie oceniana” – twierdzi. Dodaje, że trzeba wyjaśnić, w jaki sposób krew znalazła się w posiadaniu metropolity: „Nie wyobrażam sobie, że ktoś tuż przed śmiercią Wojtyły myślał o przyszłym procesie i zabezpieczał »pamiątki«”.

A gdyby ktoś „zabezpieczał”, to o czym by to świadczyło? Cień przypuszczenia mówi wystarczająco dużo. „Jeśli skoncentrujemy naszą uwagę na czci wobec relikwii, a nie na papieskim nauczaniu, to uczynimy z kultu karykaturę. Przychodzę do kogoś do domu, gospodarz chciałby ze mną rozmawiać, a ja zamiast tego całuję jego ubrania” – niepokoi się ks. Grzegorz Ryś w „Tygodniku Powszechnym”.

Czy aby na pewno z błogosławionymi i świętymi się rozmawia, dyskutuje z ich myślami i wyborami? Czy nie przede wszystkim jednak się ich czci? Na tym polega pułapka tkwiąca w beatyfikacji i kanonizacji. Jakkolwiek by to zabrzmiało surowo: beatyfikacja i kanonizacja „odhumanizowują”. Niby był człowiek, a czynił cuda. Módlmy się.

2

Jan Paweł II, błogosławiony in spe, jest zarazem pospiesznie pasowany na patrona „Polski smoleńskiej”. Do tego dekret Benedykta XVI nie jest potrzebny.

„Szanujmy to co nasze, co Polskę stanowi. Nie wierzmy, że to ksenofobia. Każdy naród ma obowiązek troski o swoje dobro narodowe. A tego uczył nas przecież w sposób wyjątkowy sługa Boży Jan Paweł II” – pisze redaktor naczelny tygodnika „Niedziela” ks. Ireneusz Skubiś, przywołując raport MAK o katastrofie samolotu Tu-154M z polskim prezydentem na pokładzie. „Nie można przedkładać przyjaźni polsko-rosyjskiej nad miłość własnego narodu. Nie pozwólmy kpić z polskiego imienia”. Tak – tego niewątpliwie uczył NAS Jan Paweł II. Tylko gdzie konkretnie? W której homilii, encyklice, książce? A może akurat tyle z nauk papieża zrozumiał redaktor „Niedzieli”?

„Nie pozwólmy ludziom takim jak Tomasz Gross budować mitologii przeciwko narodowi polskiemu” – pisze w tym samym artykule ksiądz redaktor. Zapewne tak się przejął „obowiązkiem troski o dobro narodowe”, że nie zauważył, ile razy Jan Paweł II przepraszał Żydów za winy chrześcijan. A wolno pokusić się o szokujące przypuszczenie, że także za winy Polaków. Średniowieczno-nacjonalistyczny kicz na cześć Jana Pawła II powstaje na naszych oczach. Główne motywy są niemal gotowe. Oby tylko gorzej nie było.

3

Niewierzący powinien zachować roztropność, gdy wypowiada się o tym, kogo i w jaki sposób wspólnota kościelna – do której nie należy z wyboru – chce czcić i w jaki sposób. Podpowiadając mógłby narazić się na śmieszność – co mu do tego? Przyjmując te założenia, ani myślę wypowiadać się w sprawie, czy Jan Paweł II „powinien być błogosławiony czy nie” albo „czy dokonał cudu uzdrowienia” – to sfera dla niewierzącego niedostępna i mało interesująca, nawet jeśli niektóre jej składniki budzą jakieś uczucia i refleksje.

Niewierzący obserwuje jednak sferę doczesną i tę całkiem świecką, do której siłą samego zdarzenia wdziera się proces beatyfikacji. Pamięta realną postać historyczną, przygląda się aktualnemu teatrowi politycznemu i komentuje tylko z tej, zupełnie nieteologicznej perspektywy. Odczuwa na przykład dysonans między zbiorowymi uniesieniami a tym, co przez lata czytał i słyszał o beatyfikowanej postaci; między tym, co ów głosił, a tym, co próbuje mu się przypisywać.Głosów w sferze publicznej, które by o tym traktowały, zdecydowanie brakuje.

4

Wielokrotnie powraca wiadomość, że wcześniej tylko Matkę Teresę z Kalkuty tak szybko beatyfikowano, a Jan Paweł II będzie błogosławiony nawet szybciej. Że przekroczono wszelkie zwyczajowe terminy. A właściwie dlaczego? Bo nasz lepszy od innych? Czy wierni, a może raczej ci, którzy podają informacje w sposób zatrącający o licytację, rewię, mecz, uczestniczą w jakimś wyścigu? Wyścigu o co?

Utarło się, że przywołanie postaci Matki Teresy, zestawienie z nią to nobilitacja. Niekoniecznie. W książce „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce” brytyjski publicysta Christopher Hitchens zebrał relacje świadków działań zakonnicy i prześwietlił jej poglądy. Jego ustalenia to małe trzęsienie ziemi – przynajmniej dla niewierzącego.

„Jest rzeczą bardzo piękną, gdy biedacy z pokorą przyjmują swój los, dzieląc go z cierpieniem Chrystusa. Świat odnosi wielkie korzyści z cierpienia biednych ludzi” – uważała święta Matka Teresa. W jaki sposób wcielała tę maksymę w życie doczesne? Hitchens przywołuje m.in. świadectwo lekarza i redaktora naukowego pisma medycznego „Lancet”, który odwiedził schronisko misjonarek w Kalkucie. Był oburzony, że w schronisku zabraniano stosowania silnych środków przeciwbólowych. Matka Teresa zdawała się w kwestii bólu i cierpienia innych na Opatrzność. W ten sposób „walczyła z materializmem”, a w tym samym czasie jej zgromadzenie tonęło w powodzi darów, na kontach zaś zalegały miliony. AIDS było dla niej „sprawiedliwą zapłatą za niewłaściwe zachowania seksualne”. Zabiegała o względy dyktatora Etiopii Mengistu Hajle Mariamy, który wykorzystywał klęskę głodu w walce z opozycją i zbuntowaną Erytreą. Rzeźnika z Haiti Jeana-Claude’a Duvaliera zachwalała w czasie wizyty na wyspie: „Nigdy nie widziałam, by ubodzy byli w tak bliskich stosunkach z głową państwa jak tu. To była dla mnie piękna lekcja”.

„Matka Teresa doskonale rozumie sens biblijnego nakazu, by cesarskie oddać cesarzowi” – pokpiwał Hitchens, a jego katoliccy krytycy pisali, że „jeśli istnieje piekło, Hitchens trafi tam za tę książkę”. Może i trafi, ale tego, co napisał, nikt jakoś nie zdołał podważyć.

Konkluzja pytanie z perspektywy profana: może nieroztropnie jest ustawiać papieża do wyścigu ze świętą Matką Teresą i wpychać go na to samo podium?

5

Pamiętamy doskonale: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi. Tej ziemi” – duchowe i polityczne wsparcie Jana Pawła II dla wolnościowych aspiracji Polaków w latach 70. i 80. Na świecie natomiast różnie z tym wsparciem papieża dla sprawy wolności bywało. Było ukazanie się na balkonie pałacu La Moneda z generałem Pinochetem, serdeczności z Fidelem Castro – były też gesty wobec ich ofiar. Można powiedzieć, że ten absolutysta moralny jako polityk bywał często relatywistą. Na jego obronę można dodać, że polityka i dyplomacja wymagają relatywizmu właśnie i elastyczności – cech odmiennych niż bycie błogosławionym i świętym. Ale teraz pewnie będzie trąbione, że od zawsze wspierał, że gromił, stał po stronie... itd.

Z tą dyplomacją i relatywizmem jest jednak parę kłopotów. Uważany za papieża praw człowieka, Jan Paweł II milczał w czasie podróży do Argentyny wobec potworności dyktatury, która pochłonęła 30 tys. ofiar. Zachowywał zimny dystans wobec szukającego u niego wsparcia arcybiskupa Oscara Romero z Salwadoru, zastrzelonego później przez szwadrony śmierci. Jan Paweł II podejrzewał arcybiskupa o sympatie marksistowskie. Z tych samych powodów odsuwał na boczny tor biskupów i księży, którzy domagali się sprawiedliwości i poszanowania praw człowieka w Brazylii, Peru, Kolumbii, Salwadorze, mieli jednak inne niż on doświadczenia i poglądy polityczne. Ich społeczeństwa gnębiły dyktatury antykomunistyczne, a dla papieża antykomunizm był postawą więcej niż zrozumiałą.

Pretekstem do dyscyplinujących działań papieża wobec niepokornych księży było ich angażowanie się w politykę. Paradoksem zaś to, że księży tych odpolityczniał jeden z najbardziej upolitycznionych papieży współczesnych. Z jednej strony zwalczał polityczne zaangażowanie duchownych z kręgu teologii wyzwolenia, z drugiej wspierał polityczne zaangażowanie księży w Polsce, a także uwikłane w antykomunistyczną politykę Opus Dei. Lista paradoksów jest znacznie dłuższa. Czy ta doczesna wielobarwność i ambiwalencja historycznej postaci zniknie po beatyfikacji?

6

Albo z innej strony: czy ktoś będzie jeszcze zawracał sobie głowę krytykami pontyfikatu i pytaniami, jakie stawiali Janowi Pawłowi II najgłośniejsi dysydenci wewnątrz Kościoła katolickiego: Hans Küng, Bernhard Haring, Edward Schillebeeckx, Theresa Kane, Eugen Drewermann, Leonardo Boff?

Najbardziej wyrazistą krytykę – przytoczę tylko te dotyczące relacji Kościoła ze światem świeckim – głosił szwajcarski teolog ks. Hans Küng, któremu zdarzało się nazwać Jana Pawła II papieżem z okresu wypraw krzyżowych; który we własnym Kościele „stosuje metody inkwizycyjne, by uciszyć rzeczników latynoamerykańskiej teologii wyzwolenia”. Dodajmy, także innych krytyków, takich jak sam Küng.

„Poglądy papieża – pisał na początku lat 90. – są przedsoborowe. Przenoszą nas w XIX wiek, do podziału pomiędzy klerykałami i antyklerykałami”. Jan Paweł II ignorował – jego zdaniem – bądź błędnie odpowiadał na wyzwania współczesności, szczególnie w Trzecim Świecie. „Magisterium Kościoła staje się odpowiedzialne za nędzę, głód i śmierć wielu milionów dzieci na świecie, jeśli kontynuować będzie światową kampanię przeciwko środkom antykoncepcyjnym (a ostatnio też przeciwko tym, które zabezpieczają przed AIDS)”.

Krytyka ta nabiera rumieńców dzisiaj, kiedy to strażnik doktryny wiary w czasie pontyfikatu Jana Pawła II, kardynał Joseph Ratzinger – teraz papież Benedykt XVI – przyznaje, że występują sytuacje, w których użycie przez katolika prezerwatywy można uznać za usprawiedliwione. Gmach etyki seksualnej Jana Pawła II zatrząsł się w posadach... Okazuje się, że również w sprawach katolickiej doktryny moralnej możliwy jest swego rodzaju relatywizm. Zatem Küng trafnie zauważał, że dopóki Kościołem rządził Jan Paweł II, zmiany były niemożliwe. Był w krytyce Künga wątek, który mógłby – paradoksalnie – ucieszyć obóz polskiej egzaltacji, z pewnością „Polskę smoleńską”. „Reprezentuje on – pisał Küng o Janie Pawle II – pewien mesjanizm polski. Uważa się za wysłannika, którego zadaniem jest uratować świat w czasach katastrofy. Wszystko, co robi, jest wolą Boga. Utożsamia się z Bogiem. Nie dopuszcza żadnej autentycznej dyskusji czy dialogu”.

Kanon zachodniej krytyki katolickiej docierał do Polski za pontyfikatu Jana Pawła II w niewielkim stopniu. Kontrowersje i wątpliwości potraktowano by jako umniejszanie wielkości i świętości błogosławionego. Jeszcze raz potwierdza się stara obserwacja, że polska religijność zawsze była żarliwa w nieszczęściu, masowa i głośna, lecz w istocie płytka. I że dlatego polski katolicyzm nigdy nie stworzył żadnej wielkiej herezji.

7

Jest jeden kłopot, którego nie da się tak łatwo zmarginalizować jak teologicznych i filozoficznych kontrowersji. Ten kłopot to pedofilia w Kościele, przez którą – jak spekulowano – Benedykt XVI miał nie spieszyć się z beatyfikacją Jana Pawła II. Świeckie spekulacje się nie sprawdziły: dekret został podpisany, beatyfikacja będzie. Ale problem nie wyparował, nad pamięcią o błogosławionym in spe papieżu wisi pytanie: dlaczego tak niewiele zrobił, by przestępstwo (dla Kościoła to przede wszystkim grzech) pedofilii ujawnić i ukarać? Nawet gorzej: dlaczego przez lata faworyzował człowieka, który popełniał nadużycia seksualne?

Chodzi o wspieranego przez Jana Pawła II meksykańskiego księdza Marciala Maciela, założyciela arcykonserwatywnego zgromadzenia Legion Chrystusa, który cieszył się specjalnymi względami papieża i który okazał się pedofilem, biseksualnym bigamistą i oszustem. Obdarzony osobistą charyzmą i talentem do wyciągania od bogatych ludzi potężnych datków na Kościół, Maciel stworzył sobie tarczę bezkarności, która chroniła go przez kilka dekad. Wiadomości o jego nadużyciach seksualnych docierały jednak do Watykanu od lat 90. Czy Jan Paweł II mógł o nich nie wiedzieć?

Papież miał od co najmniej połowy lat 80. głęboki wewnętrzny problem ze sprawą seksualnych nadużyć księży. Wprawdzie gdy w 2002 r. w Kościele w USA wybuchł pierwszy skandal pedofilski, Jan Paweł II wyznał, że jest „zdruzgotany”, ale nie zdobył się na nazwanie przestępstwa przestępstwem. Mówił o „nadużyciu, które według wszelkich standardów jest złem”, lecz słów takich jak „pedofilia”, „molestowanie seksualne” czy „przestępstwo” wymówić nie zdołał. Próbował przerzucić odpowiedzialność za zło w Kościele na świat pozakościelny: „Wykorzystywanie młodzieży to poważny symptom kryzysu, który dotyka nie tylko Kościół, ale całe społeczeństwo”.

Ilekroć będą wychodzić na jaw skandale o podobnym charakterze, pytania o milczenie Jana Pawła II będą powracać. Jeśli nawet nie w Polsce, to na świecie, o czym świadczą publikowane książki i artykuły o pedofilii i „nadużyciach władzy w Kościele w czasach pontyfikatu Jana Pawła II”. Wątpliwe, aby pytania te były przyjmowane w Polsce z pokorą i troską – doświadczenie podpowiada, że będą traktowane jak obrazoburstwo, zamach na Kościół, Naród i Ojczyznę.

Trudno dziś orzec, czy polski Kościół stanie się instytucją specyficznie chronioną jeszcze bardziej niż dziś – ale wątpliwość wokół tego istnieje. Mając w pamięci historię Kościoła w Polsce ostatnich 20 lat, nietrudno sobie wyobrazić szantaż: jakżeż poddawać kontroli tego, którego „chroni” imię błogosławionego Jana Pawła II? Jakżeż pytać, czy każdy budynek i każdy skrawek ziemi trafił we władanie Kościoła lege artis, zasadnie? A kto pyta, ten wróg Katolickiej Duszy Narodu... Takie mogą być lokalne, doraźne i dalekie od wzniosłej teologii efekty beatyfikacji.

8

Znajomy katolik mówi z troską: Odbierają nam papieża. Już nigdy nie będzie tym, kim był, zanim został Janem Pawłem II. Nie będzie nawet rzeczywistym Janem Pawłem II, zanim został błogosławionym Janem Pawłem II.

Niewierzącego beatyfikacja nie musi aż tak bardzo obchodzić. Będzie myślał o Karolu Wojtyle tak jak do tej pory. Co jednak, gdy będzie chciał wypowiedzieć się o Janie Pawle II publicznie? Może mu zabraknąć słów, żeby mówić zwyczajną, codzienną prozą, a nie wierszem, by mówić, a nie śpiewać psalmy, zachować przytomność, nie odlecieć w kosmos – tj. nie ulec egzaltacji dużej części wspólnoty, z którą styka się na co dzień. Niewierzącego beatyfikacja papieża też jakoś dotyczy, choć inaczej.

Pomniki wynoszą, ale i odbierają wynoszonych – znajomy katolik ma rację. Dla niewierzącego beatyfikacja to forma monumentalnego symbolicznego pomnika. Karol Wojtyła był pasjonującą postacią historii, ogniskującą w swojej myśli i działaniu mnóstwo ważnych sporów etycznych, politycznych, historycznych. Teraz będzie ogniskował głównie narodowo-religijny kicz.

Trochę szkoda, nawet niewierzącemu.

Autor jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, zdobywcą tytułu Dziennikarz Roku 2010. W ub.r. wydał bestsellerową książkę „Kapuściński non-fiction”, która wywołała żywą publiczną debatę.

Polityka 06.2011 (2793) z dnia 05.02.2011; Ogląd i pogląd; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Niewierzący patrzy na beatyfikację"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną