Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Sukces 35-procentowy

Prezydent podpisał parytety. Co dalej z Kongresem Kobiet?

Lipiec 2010 r. Zwolenniczki parytetów pikietują przed Sejmem. Lipiec 2010 r. Zwolenniczki parytetów pikietują przed Sejmem. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Prezydent podpisał ustawę wprowadzającą 35 – proc. kwoty na listach wyborczych. To sukces Kongresu Kobiet, który walczył o to przez półtora roku. Sukces największy może się okazać ostatnim, bo nie ma zgody, czym stowarzyszenie ma się teraz zająć.

Bronisław Komorowski – jeszcze jako kandydat na prezydenta – zapowiedział w czerwcu na II Kongresie Kobiet, że jeśli wygra wybory, zatwierdzi ustawę o równym udziale obu płci na listach wyborczych. Wystąpienie marszałka, suto okraszone żartami z ról kobiet i mężczyzn, dla niektórych uczestniczek okazało się niestrawne. Dziś, gdy ustawa, niesłusznie zwana parytetową, jest już gotowa, prof. Magdalena Środa, jedna z liderek Kongresu Kobiet, nastrój ma umiarkowanie szampański: – 35 proc. miejsc dla kobiet na listach wyborczych to sukces. Ale nie aż taki, żeby tylko wypić toast z prezydentem i osiąść na laurach.

Okrojony parytet

Posłowie podczas prac nad projektem nie tylko zastąpili parytet (pół na pół kobiet i mężczyzn na listach wyborczych) 35-procentową kwotą, ale też odrzucili kilka ważnych przepisów – choćby tak zwany suwak, czyli zasadę, że nazwiska kandydatów i kandydatek na listach mają być ustawione na przemian. – Gdyby podejść do sprawy spiskowo, można powiedzieć, że Platforma Obywatelska modelowo utopiła ideę parytetów. Zrobiono wszystko, by nawet te gwarancje miejsc, które są, nie zwiększyły zanadto udziału kobiet we władzy – uważa Małgorzata Danicka z Porozumienia Kobiet 8 Marca.

Przyznaje jednak, że półtora roku zabiegów kończy się symbolicznym i edukacyjnym sukcesem. Polska oswoiła się z parytetem, chociaż to hasło rzucone na pierwszym Kongresie Kobiet w czerwcu 2009 r. wielu wydawało się egzotyczne i śmieszne. Sam Kongres – odpowiedź kobiet na pominięcie ich w oficjalnym świętowaniu 20. rocznicy pierwszych wolnych wyborów – też postrzegany był jako impreza nieważna, może nawet oszołomska, a na pewno dziwaczna. Dwudniowe spotkanie kobiet z całego kraju okazało się tymczasem eksplozją nadziei na zmianę w życiu publicznym, ale też na zmianę w życiu setek pojedynczych uczestniczek: – Luźne rozmowy, wymiana doświadczeń z kobietami z innych części kraju były dla mnie najbardziej inspirujące. Zachęciły mnie do startu w wyborach samorządowych – opowiada Ingeborga Janikowska-Lipszyc, wolontariuszka na pierwszym kongresie, od ostatnich wyborów radna warszawskiej Ochoty.

Kazimiera Szczuka podkreśla, że praktyczne sukcesy Kongresu też są, bo już w wyborach samorządowych zauważono wzrost udziału kobiet na listach do 31 proc. – Czyli wyniósł prawie tyle, ile nakazuje nieuchwalona jeszcze wtedy ustawa. I to jest efekt samego naszego gadania.

Energia przygasła

Podczas pierwszego kongresu uczestniczki zgłosiły grubo ponad 100 postulatów. Na początek świadomie skupiły się na jednym, na tyle nośnym, by zainteresował media i społeczeństwo. Strategia okazała się słuszna, a przy okazji udało się załatwić parę innych kwestii. – To Kongres przyczynił się do tego, że oprócz wprowadzenia kwot znowelizowano wreszcie ustawę o przemocy, czy przyjęto przygotowaną dużo wcześniej tzw. ustawę żłobkową – mówi Monika Ksieniewicz z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Stało się to mimochodem. Ktoś w Sejmie mówił: zamiast parytetami, należałoby raczej zająć się… – i tu pojawiała się inna ważna dla kobiet sprawa.

Socjolożka Elżbieta Korolczuk, członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca uważa, że w czasie pierwszego kongresu zrodziło się wśród kobiet poczucie wspólnoty. – Zbudowana została wspólna tożsamość – na dumie z bycia kobietą i z tego, że kobiety tak wiele osiągnęły przez 20 lat wolnej Polski. Jednocześnie bez rysu poświęcenia od ponad dwóch wieków wyżłobionego na obrazie matki Polki. To cenne – mówi Korolczuk. Ale drugi kongres, który odbył się w czerwcu 2010 roku nie powtórzył tamtych doznań.

Liderki przyznają, że dziś entuzjazm kobiet nieco osłabł. Ludwika Wujec, jedna z liderek Kongresu, przekonuje: – Ale nic nie działa wiecznie na najwyższym poziomie energetycznym. Jest czas zachłyśnięcia się, czas złapania oddechu i czas dłubaniny, szukania nowych sposobów działania.

Kazimiera Szczuka sięga po dialektykę Hegla. – Można powiedzieć, że pierwszy kongres – społeczny w charakterze - był tezą, drugi – polityczny - jego antytezą. Trzeci może będzie syntezą - społeczno-polityczną.

Od tego, czy ten trzeci kongres się uda, zależy, co będzie dalej. Czy organizować kolejne takie imprezy, czy skupić się na pracy organicznej. Walka o prawa kobiet to nie jedyna w Polsce dziedzina, w której od dawna lepiej niż dłubanina udają się doraźne akcje. Mało jest osób gotowych na systematyczną pracę u podstaw. Do stowarzyszenia Kongres Kobiet, którego powołanie miało pomóc w zdobywaniu funduszy i opanowaniu organizacji, z kilku tysięcy uczestniczek obu kongresów zapisało się ledwie 200 osób. Nie ma w tym gronie na przykład Magdaleny Środy.

Niania za 2 tys. zł

Co dalej? – to jedno z pytań, na które działaczki muszą sobie szybko odpowiedzieć, a zdania są podzielone. – Musimy monitorować prace posłów, powinnyśmy się wypowiadać na temat takich ustaw jak o in vitro. Na razie tego nie robimy. Naszą słabością jest to, że działamy społecznie – przyznaje Ludwika Wujec.

Część liderek zamierza się skupić na udziale kobiet we władzy – także w instytucjach nauki i kultury, bo tam kobiety na stanowiskach kierowniczych są rzadkością. Prof. Małgorzata Fuszara zapowiada wzięcie pod lupę miejscowości, gdzie w gremiach decyzyjnych pań nie ma wcale. Jej współpracowniczki dorzucają mobilizację kandydatek do udziału w wyborach parlamentarnych, a po nich nowelizację ustawy o kwotach – by z kadencji na kadencję obowiązkowy udział każdej płci na listach rósł o 5 proc. Tęsknym wzrokiem patrzą też w kierunku Francji, gdzie z inicjatywy prezydenta Sarkozy’ego parlament uchwalił, że 40 proc. miejsc w zarządach spółek giełdowych ma przypadać kobietom. Tym bardziej, że w Polsce, jak podaje „Puls Biznesu”, w zarządach 20 największych takich spółek kobiety zajmują zaledwie 5 proc. miejsc.

A najbardziej palący temat dyskryminacji ekonomicznej kobiet, jest dziś zupełnie pominięty. Na drugim kongresie nikt się o nim nie zająknął – wytyka Małgorzata Danicka. Gdy na jednym z paneli w czasie rozmowy o godzeniu pracy z domem, dyskutantki zaczęły wymieniać się namiarami na nianie za 2 tys. zł miesięcznie, część uczestniczek wpadła w osłupienie.

Nie widzę nic złego w pilnowaniu reprezentacji kobiet w zarządach firm, albo w walce z różnicą wynagrodzeń na stanowiskach menedżerskich – dodaje Elżbieta Korolczuk. – Mam jednak wątpliwość, czy Kongres zechce się też zająć sytuacją protestujących kucharek szpitalnych, których prawa pracownicze są łamane. Jeśli teraz to ma się przekształcić w lansowanie modelu self made woman, to dziękuję.

– Pewnie rzeczywiście Kongres staje się reprezentacją kobiet z klasy średniej – biznesu, nauki – takie osoby to organizują przyznaje Magdalena Środa. – Ale w obydwu spotkaniach brały udział przedstawicielki związków zawodowych, polityczki, także samorządowe, a nawet kobiety bezrobotne. Dodaje, że ten ruch nikogo nie wyklucza, każdy może zgłosić panel i go poprowadzić.

Do biura Kongresu i bezpośrednio do jego liderek podobno co dzień dzwonią kobiety chcące organizować dyskusje i konferencje w swoich miastach albo firmach. Czasem proszą o podrzucenie tematów – bo przede wszystkim chodzi im o to, by się spotkać. W czerwcu w Poznaniu ma się odbyć konferencja poświęcona problemom kobiet wiejskich.

Panie szykują się też do coraz bliższych wyborów parlamentarnych. Chociaż nie bez wątpliwości. – Wpadłyśmy w pewną pułapkę. Gdy walczyłyśmy o parytety, zarzucano nam, że same chcemy dzięki nim wreszcie się dobrać do władzy. A kiedy zaprzeczałyśmy, odpowiadano: widzisz, jeśli nawet wy nie chcecie, to skąd wziąć kandydatki? – mówi Małgorzata Fuszara. Dlatego gdy na jednym z dużych spotkań padło pytanie: kto startuje do parlamentu, wszystkie uczestniczki podniosły ręce. Liderki Kongresu też.

Trzeci Kongres Kobiet na pewno się odbędzie – bo musi. W dodatku z przymiotnikiem międzynarodowy, wpisano go bowiem do programu polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Zaplanowany został na jesień, jest szansa, że tym razem dojedzie Hillary Clinton, wielka nieobecna na pierwszym kongresie. Temat przewodni: prawdopodobnie zarobki.

Zdaniem socjologów zajmujących się tematyką równości płci, ostatnie 40 lat działania ruchu kobiecego pokazuje, że rządzą tu podobne prawidła jak przy nauce języka. Zaniedbanie pracy powoduje utratę osiągnięć. Nic nie jest dane na zawsze.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną