I znowu zahuśtało emocjami oraz komentarzami. Dla jednych potwierdziło się, że PO nadal jest pod kreską (mimo wzrostu wpływów), bo nie odrobiła wielkich strat sprzed kilkunastu dni, a PiS utrzymuje tendencję wzrostową. Najbardziej stratny okazał się Grzegorz Napieralski, który bez mała widział się – na podstawie wcześniej osiąganego w badaniach przyrostu – jako premier przyszłego rządu. No – powiedzmy - jako pewny partner dla koalicji zarówno dla Donalda Tuska jak i dla Jarosława Kaczyńskiego.
Odległość między tymi dwoma politykami, między dwiema formacjami, którym liderują, w sumie utrzymuje się na dystansie ponad 10 – procentowym. Wydaje się, że jest to jak na razie wielkość stała i wskazuje przede wszystkim na to, że PiS nie jest dzisiaj w stanie znacząco poszerzyć swojego elektoratu. On jest zwarty i stabilny, ale nie powiększa się.
To od PO odchodzą i powracają ewentualni wyborcy, jak gdyby podlegający uczuciom i wrażeniom chwilowym, rozpiętymi między wątpliwościami i rozczarowaniami a przekonaniem, że nie ma lepszej oferty na rynku politycznym. Podlegający strachom oraz argumentom bardzo licznych krytyków działań rządu, których często nie da się zaszufladkować jako ontologicznych wrogów Tuska, a także strachom przed recydywą Czwartej RP i kampanią smoleńską, prowadzoną przez PiS.
Te wahania i odpływy poparcia od PO mają swoje liczne i rzeczowe powody. Prowadzą do zasadniczego pytania, czy aby cała strategia polityczna Donalda Tuska przestaje cieszyć się przyzwoleniem społecznym, czy aby program reform, by ich w sumie nie robić, nie zaczyna bardzo mocno niepokoić. Zwłaszcza że takie autorytety jak Leszek Balcerowicz rzeczy nazywają po imieniu. Ludzie mogą na przykład nie rozumieć, o co chodzi z tymi emeryturami, ale mogą mieć poczucie - właśnie wsparte przez autorytety - że coś tu nie gra, że rząd kręci. Do tego obrazu wpisuje się też katastrofalny stan PKP, kłótnie w samej Platformie, oskarżenia smoleńskie.
Najnowszy sondaż - jak się wydaje - pokazuje, że Donald Tusk nadal ma szansę, by ponownie nawiązać dobry kontakt z publicznością, ale jednak już na innych prawach. Wiele zależy nie tylko od tego, czy opanuje swoją partię i pokaże ją jako sprawny i lojalny organizm, ale też czy znajdzie nowy język rozmowy z obywatelami. Czy przeskoczy próg nieufności i lęku, który wyraźnie się zarysował. I to nie metodą, którą dobrze opanował - a nazwijmy ją tabloidalną i populistyczną - a metodą rozmowy na serio, poważnie i szczerze.
Wierni kiedyś wyborcy PO, którzy potrafili się tak zmobilizować w 2007 roku, dzisiaj na pewno i jutro zapewne nie pójdą do Jarosława Kaczyńskiego. Ale widać, że szukają innych podmiotów politycznych, często chaotycznie i pod wrażeniem chwili. Stąd wzrosty i spadki SLD, ale też umocnienie się PSL oraz awans PJN. Wielu zaś wyborców, nie potrafiących odnaleźć się w tej geografii, już zapowiada, że do wyborów nie pójdzie. Co także Tusk do sukcesów zaliczyć nie może.