- Wiele osób zarzuca nam, że ofensywa ugrzęzła. Chcemy pokazać, że tak nie jest – tak pomysł informowania w Internecie o postępach prawotwórczego blitzkriegu tłumaczy Sławomir Rybicki, wiceprzewodniczący klubu PO. Pomysł się udał, ale tylko częściowo. Rząd - mimo obietnic - nie zdążył uchwalić wszystkich planowanych ustaw. A prace w Sejmie przedłużają się.
Pakietów pięć
Komunikat na stronie internetowej kancelarii premiera pojawił się 16 września ubiegłego roku. Zaczynał się słowami: „Ruszyła ofensywa legislacyjna” i zawierał informację, że w jej ramach rząd jeszcze przed zimą przyjmie ponad 40 projektów ustaw. Aby podkreślić wagę przedsięwzięcia, trzy tygodnie później premier na kilka dni przeniósł się do Sejmu, by – jak mówił – pilnować postępów w pracach nad rządowymi projektami. Zebrano je w pięć pakietów: społeczno - cywilizacyjny, zdrowotny, deregulacyjny, konsolidacji finansów publicznych i powodziowy.
Po tym, jak po lipcowych wyborach Platforma zyskała przychylnego sobie prezydenta, który nie wetuje jej pomysłów, miał być to dowód reformatorskiej determinacji PO oraz wywiązywania się z obietnic złożonych trzy lata wcześniej, tuż po zdobyciu władzy.
Premier nie doliczył
Piarowskim posunięciem Tuska najbardziej ekscytowali się dziennikarze, którzy na Wiejskiej nie odstępowali premiera, koczując pod jego gabinetem. Jednak wraz z upływem czasu rozgłos towarzyszący przedsięwzięciu cichł, a w raz z nadejściem zimy, niektórzy zaczęli ironizować, że ofensywny zapał rządu utknął w zaspach.
Pod koniec grudnia premier kontratakował. Pytany przez dziennikarzy o to, co dzieje się z priorytetowymi ustawami, informował, że od września do końca grudnia rząd przesłał do Sejmu 64 projekty.