Orzeł był zawieszony, ale czas zawieszania minął i właściwie nie było już kogo delegować do zarządu - tak zakręciła się karuzela zawieszeń i odwieszeń. Jeżeli przedstawiciele SLD kombinowali, a najwyraźniej kombinowali, że delegują teraz kogoś innego, to się przeliczyli, gdyż przedstawiciel ministra skarbu tym razem gry nie podjął.
Tym samym w mediach odrodziła się dobrze już znana koalicja SLD – PiS, która miała się przecież zupełnie dobrze przy podziale łupów - pierwszy program dla PiS, resztówki plus ogólna przychylność dla SLD. Można oczywiście mnożyć interpretacje dlaczego tak się stało. Najpowszechniejsza jest ta, że po prostu zaczęto kombinować już poza granicami prawa i przedstawiciel ministra skarbu powiedział „nie”. Zwłaszcza, że przy okazji taka decyzja mogła być formą nacisku na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, aby wreszcie wybrała radę nadzorczą TVP.
Podobno KRRiT była gotowa zrobić to następnego dnia, ale nie zrobiła, gdyż pat trwający już kilka tygodni, a może i miesięcy (któż jeszcze te wszystkie perypetie zapamięta i po co?) trwa nadal, a Sojusz wdzięczy się do PiS coraz bardziej. Na przykład popiera, oczywiście w ramach pluralizmu politycznego, prof. Roszkowskiego na członka rady nadzorczej, na co nie wszyscy członkowie KRRiT chcą się zgodzić, gdyż zapewne wówczas pat by się pogłębił i przeniósłby się bezpośrednio do spółki.
Wrócił więc prezes Orzeł, być może wrócą pozdejmowane ostatnio programy prawicowych, radykalnych publicystów. I tak zabawa w zawieszanie i odwieszanie, zdejmowanie i przywracanie będzie trwała. Jeśli bowiem nawet KRRiT wreszcie pat przełamie, co oznaczać będzie, że nominaci kojarzeni z PO ugną się przed żądaniami SLD, to i tak nowy prezes pojawi się nie tak szybko. Musi przecież być z konkursu, a konkurs może na przykład trwać aż do wyborów. I być może o to właśnie chodzi. Czy więc przedstawiciel ministra skarbu popełnił błąd wywołując sytuację, dzięki której pan Orzeł znów jest prezesem? PO i tak z publicznej żadnych profitów nie miała, media opanowało SLD, teraz być może Grzegorz Napieralski dogada się z Adamem Lipińskim z PiS i znów sytuacja będzie czysta, a że przy okazji dla wszystkich kompromitująca?
Kto jeszcze, poza najtrwalszymi obserwatorami, których określić już wypada jako malejącą grupkę maniaków, ogląda tę grę w zawieszanie i odwieszanie (czyli po prostu kolejny etap kompromitacji wszystkich gremiów zajmujących się mediami publicznymi)? Zresztą być może dziś najważniejsze jest, by kłaść podwaliny pod przyszłą koalicję SLD i PiS? Jak dotąd idzie nieźle, a że czasem kompromitująco? A czyż z Samoobroną było przyjemnie? Był jednak interes do zrobienia. I jest nadal.