Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dokąd pójdzie prezydent?

Bronisław Komorowski: dokąd pójdzie prezydent?

Bronisław Komorowski na schodach Pałacu Prezydenckiego. Bronisław Komorowski na schodach Pałacu Prezydenckiego. Leszek Szymański / PAP
Jakim prezydentem jest Bronisław Komorowski? Niby prowadzi w rankingach społecznego zaufania, ale mówi się głównie o jego gafach. Stabilizuje polską politykę, ale czy coś do niej wnosi?
Prezydent ostatnio chętnie bywa w górach. Tu - wyjątkowo - bez nart.Bartek Sadowski/Fotorzepa Prezydent ostatnio chętnie bywa w górach. Tu - wyjątkowo - bez nart.
Wielka Trójka: premier Donald Tusk, prezydent Bronisław Komorowski i marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.Paweł Kula/PAP Wielka Trójka: premier Donald Tusk, prezydent Bronisław Komorowski i marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna.

Jeszcze tylko miesiąc i minie rok od czasu, gdy w dramatycznych okolicznościach Bronisław Komorowski pojawił się na ekranach telewizorów, by wygłosić swe pierwsze „orędzie” sprowadzające się do oznajmienia, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego przejął jego obowiązki. I chociaż przez kilka miesięcy był tylko pełniącym obowiązki głowy państwa, w gruncie rzeczy na obecnym urzędzie jest już szmat czasu. Wystarczająco długo, by pokazać własny styl i główne przesłania.

10 kwietnia 2010 r. zaciążył nie tylko nad (przyspieszoną) kampanią wyborczą, inauguracją oraz pierwszymi miesiącami sprawowania obecnej funkcji. Ciąży nadal. Powoduje, że czasem na drugi plan schodzą sprawy istotne z punktu widzenia sprawowanego urzędu, a dominują te, które są pochodną katastrofy.

Scenariusz bez autora

Przykłady z ostatnich dni – sprawą równie często dyskutowaną jak termin wyborów parlamentarnych i to, czy będą one trwały jeden dzień czy dwa, była nieobecność Jarosława Kaczyńskiego na partyjnych konsultacjach u prezydenta. Tak zresztą jest zawsze, gdy prezes PiS demonstracyjnie Komorowskiego lekceważy, w ślad za czym idą aroganckie wypowiedzi członków jego partii (skądinąd zaciekle krytykujących „przemysł pogardy”, uruchomiony jakoby wobec poprzednika Komorowskiego).

Przy planowaniu obchodów rocznicy katastrofy ciągle przypominano, a czynił to także sam prezydent, że najważniejsza będzie tu wola rodzin. Otóż w państwie najważniejsza powinna być prezydencka wizja tych obchodów, oczywiście uwzględniająca uczucia tych, którzy stracili bliskich w katastrofie, ale również uwarunkowania międzynarodowe, w tym relacje z Rosją, gdyby obchody miały odbywać się także w Smoleńsku.

Państwo nie może być nieustannie spętane przez „smoleńskie rodziny”, na dodatek bardzo politycznie i trwale podzielone, na co prezydent wpływu oczywiście nie ma. Tymczasem wokół programu tych obchodów mieliśmy i nadal mamy przez kilka tygodni informacyjny chaos i właściwie brak pomysłu, co robić.

Prawie decyzje

Co zrobią partie, zwłaszcza PiS, od dawna wiadomo. Robi to co miesiąc, tyle że teraz będzie obchodów antyprezydenckich i antyrządowych więcej. W sprawie przeniesienia krzyża prezydent był nieugięty i nie dał się wciągnąć w żadne negocjacje z obrońcami. W sprawie obchodów wydaje się miękki, szuka jakichś kompromisów, których i tak nie będzie.

Wrażenie pewnego chaosu, zachowań i decyzji nie do końca przemyślanych, towarzyszy tej prezydenturze właściwie od początku i zamazuje jej obraz. Znów odwołajmy się do ostatnich dni. Bardzo dobry gest, aby na beatyfikację Jana Pawła II wraz z Bronisławem Komorowskim pojechali wszyscy jego poprzednicy i wszyscy premierzy, przyćmiony został zamieszaniem wokół niezaproszenia Wojciecha Jaruzelskiego. Sławomir Nowak tłumaczy, że Jaruzelski nie pojedzie, bo nie był wybrany w powszechnych wyborach, co jest kwalifikacją dość kuriozalną, a prezydent zdaje się wahać, czy decyzja o pominięciu Jaruzelskiego była słuszna, i nagle słyszymy, że tak naprawdę nie wiadomo, kto pojedzie.

Czy minister Nowak z własnej woli ujawnił coś, co było ledwie pomysłem, a nie decyzją, czy chciał ratować prezydenta, który żadnego ratunku nie potrzebował, czy też wykonywał polecenie szefa? Znów dochodzą sprzeczne sygnały. Podobnie jak w kwestii jedno czy dwudniowych wyborów do parlamentu. Przez wiele dni nie było jasne, jaką decyzję podejmie prezydent. Wygląda to trochę tak, jakby ostateczne rozstrzygnięcia pojawiały się u Komorowskiego w ostatniej chwili, nie ma w nich wystarczającej pewności, można odczuć jakąś przypadkowość.

Samodzielna kancelaria

Prezydent jest zbyt doświadczony, by nie wiedzieć, w jakim otoczeniu medialnym działa i co będzie tematem spekulacji i dociekań. Jeszcze chwilę i aktem ważniejszym niż sama beatyfikacja będzie podział miejsc w samolocie. W ogóle można odnieść wrażenie, że część pałacowego zaplecza politycznego działa w mediach zbyt samodzielnie, tymczasem urząd prezydenta to nie parlament, skąd mogą płynąć różne głosy. Zaplecze prezydenta, jego ministrowie nie są samodzielnymi podmiotami politycznymi, oni mają przekazywać stanowisko prezydenta i nic więcej.

Prezydent, tworząc swoje zaplecze, sięgnął głównie do dawnej Unii Wolności, do grona ludzi, którym ufa. Poza Sławomirem Nowakiem zupełnie pominął środowisko swej partii. Nie ma się co dziwić, że Platforma patrzy na jego prezydenturę z pewną nieufnością, że bywa rozplotkowana, a media szukają iskrzenia między prezydentem a rządem. Jednak, jakkolwiek by to przykro zabrzmiało, najbardziej istotne wydaje się to, że prezydent sięgnął po pokolenie, które już w polityce swoją rolę odegrało i to w innej, pozbawionej tak emocjonalnych konfliktów polityce. Nie ma ono w sobie dynamizmu, świeżości, raczej wzmacnia solidność samego Komorowskiego, niż podsuwa pomysły tworzące nową jakość tej prezydentury.

Jeżeli można mówić o jakiejś nowej jakości czy przesłaniu, wynikającym z doboru współpracowników, to jest nim niewątpliwie przywracanie godności III RP, na której w ostatnich latach nie zostawiono suchej nitki i przedstawiano jako siedlisko patologii.

Orzeł dla III RP

Bronisław Komorowski w obronie dorobku III RP jest konsekwentny, podobnie jak w przywracaniu godności ludziom, dla których IV RP żywiła głównie pogardę. Na Wawelu odznaczono najwyższymi i wysokimi odznaczeniami ludzi kultury, z Wisławą Szymborską na czele; Order Orła Białego otrzyma z okazji 85 rocznicy urodzin Andrzej Wajda. Uzupełniono skład kapituły tego odznaczenia o ludzi jeszcze niedawno źle widzianych lub wręcz znieważanych. Ten nurt w polityce wewnętrznej prezydenta jest bardzo wyraźny. Można nawet odnieść wrażenie, że o ile ciągle jeszcze szuka własnego miejsca w wielu sprawach, o tyle w tej kwestii jest nieustępliwy i dokładnie wie, czego chce. Jeżeli nie można zrealizować wyborczego hasła „zgoda buduje”, bo na to okoliczności bieżącej polityki nie pozwalają, to trzeba przynajmniej wrócić do źródeł, do czasów i ludzi, z którymi to wszystko się zaczęło.

To nie jest środowisko, z którym prezydent zacznie budować jakąś swoją partię, o co często jest podejrzewany. Komorowski nie jest zresztą typem lidera politycznego, co pokazuje cała jego polityczna przeszłość. Ma jednak cechy pozwalające mu wznosić się ponad podziałami, co w przypadku prezydenta jest zaletą. I nawet jeśli dziś ostry spór polityczny nie daje w pełni szansy, by te cechy pokazać, to przyszłość może przynieść niespodzianki. Ale na nie trzeba się już przygotowywać. Tymczasem, mimo dobrych notowań w rankingach zaufania, problemem prezydenta wydaje się właśnie brak umiejętności znalezienia właściwego języka w komunikowaniu się ze społeczeństwem.

Homilie i mowy

Ton dość ogólnikowych „homilii” wydaje się już zbyt męczący. Czytając wystąpienia prezydenta z ostatnich miesięcy, znalazłam jedno, w którym na pewno potrafił znaleźć właściwe słowa i chyba trafił do słuchaczy. Wygłosił je na konferencji zorganizowanej przez Fundację im. prof. Bronisława Geremka, kiedy to prosto i zwyczajnie odwołał się do czasów internowania, mówił o tym, jak wówczas Geremek zaszczepił w nim, człowieku, który nigdy w Paryżu nie był, przekonanie, że symbolem zjednoczonej Europy jest plac des Vosges, symbol trwałości i dumy Europy, a także naszych europejskich marzeń. Zaznaczył, że zawsze, kiedy jest w Paryżu, odwiedza to miejsce.

Po tym placu des Vosges bardzo banalne wydają się te wszystkie „weimarskie dźwignie rozwoju Europy” i tym podobne słuszne myśli, które nie budzą większych emocji. One wprawdzie budują politykę, ale ta budowla potrzebuje innej oprawy, aby stała się dla społeczeństwa atrakcyjna. Może brak prezydentowi speców od komunikacji?

Klub dyskusyjny

Samo dobre merytoryczne przygotowanie znacznej części zaplecza Komorowskiego nie wystarcza. Prezydent zapowiedział uruchomienie Forum Debaty Publicznej i ono już w różnych wymiarach działa. Jedno z ostatnich spotkań ekspertów dotyczyło szans rozwojowych polskiej wsi; wcześniej debatowano o samorządzie terytorialnym; będą spotkania poświęcone gorącemu tematowi systemu emerytalnego. Co jednak wynika z dyskusji toczonych w eksperckich gronach? Nie wiemy, gdyż brakuje nawet prostej informacji. Te debaty nie mają wagi, jaka wynikałaby z miejsca, gdzie się toczą.

Być może pojawią się jakieś nowe strategie dla Polski, może opracowania przydatne rządowi czy prezydenckim inicjatywom legislacyjnym. Uczestnicy obrad nie są jednak zbyt wielkimi optymistami. Wprawdzie w pałacu spotykają się eksperci o bardzo różnych poglądach, ale dominuje klimat dyskusji bardziej akademickich niż praktycznych. Czyli tak jak w wielu innych kwestiach – starzy znajomi rozmawiają o znanych sprawach, najczęściej bez konkretnych, operacyjnych wniosków. W ten sposób forum może się przerodzić w jeszcze jeden klub dyskusyjny, a nie ośrodek nowoczesnej myśli politycznej, społecznej, gospodarczej, a właśnie tego nowoczesnego myślenia o przyszłości na szczytach władzy bardzo potrzeba.

Przywództwo i intrygi

Od prezydenta wymaga się przywództwa politycznego, a przynajmniej gotowości do niego. Takie przywództwo sprawuje dziś niewątpliwie premier Donald Tusk, ale po wyborach może być zupełnie inaczej. Być może to prezydentowi przypadnie zasadnicza rola rozgrywającego. W wywiadzie dla „Newsweeka” dał do zrozumienia, że po wyborach rezerwuje sobie prawo do swobodnego wyboru kandydata na premiera i nie musi być to automatycznie lider zwycięskiej partii.

Do takiej samodzielności trzeba się jednak przygotowywać, a takim przygotowaniem są – sugerowane przez media, niewątpliwie także z wewnętrzną intencją podsycania konfliktów wewnątrz samej PO – częste kontakty z Grzegorzem Schetyną. To może się mieścić w kategoriach intryg, ale nie przywództwa. Już pojawiły się spekulacje, że to Schetyna może zostać premierem, a nie Tusk. Żaden prezydencki dwór nie obejdzie się bez intryg, rzecz jednak w tym, czy Bronisław Komorowski ma wolę i siłę, aby nad nimi zapanować. Tego też na razie nie wiemy.

Przewaga parasola

Szkoda, że wszyscy zauważyli brak parasola, a nie to, jak ważne było spotkanie Trójkąta Weimarskiego – żalił się w jednym z wywiadów szef prezydenckiej kancelarii Jacek Michałowski. Niestety, mógł mieć pretensje także do siebie, bo parasol nad Sarkozym powinien być i obszerna informacja o obradach i perspektywach współpracy trojga przywódców państwa też. A tego dalszego ciągu po zagranicznych wyjazdach czy wizytach w Polsce głów innych państw od początku brakuje.

Można więc odnieść wrażenie, że jest to tylko pusty ceremoniał, a przecież prezydent ma wyraziste poglądy na kwestie integracji europejskiej (to on pierwszy w PO zwalczał upiorne hasło „Nicea albo śmierć”), której jest wielkim zwolennikiem. Pierwsza ważna inicjatywa ustawodawcza dotyczy wszak dostosowania konstytucji do sytuacji, w jakiej znalazła się Polska po wstąpieniu do UE, w tym możliwości przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty.

Sztuka wspierania

Widać dobre relacje z prezydentem Rosji, co jeszcze nie oznacza żadnego przełomu we wzajemnych stosunkach, ale może być jakimś zwiastunem przyszłej współpracy. A to jest ważne, zwłaszcza w sytuacji, gdy rząd zmaga się z konsekwencjami raportu MAK. Nawet wizyta w Stanach Zjednoczonych, mimo że liczono podczas niej głównie wpadki, też miała swoje znaczenie. Jeżeli jednak to, co nazwano na wyrost ofensywą dyplomatyczną, w ostatecznej ocenie sprowadziło się do tego, że prezydent zdobył „koronę Himalajów” (spotkanie kilku najważniejszych szefów państw w ciągu trzech dni), to znaczy, że nie było pomysłu, jak opinii publicznej ów ciąg spotkań przedstawić; jak wpisać prezydenta w zasadnicze linie polskiej polityki zagranicznej.

Zapewne zabrakło tu także współpracy z rządem, a przynajmniej wspólnego pomysłu, jak prezydent może polską politykę zagraniczną wspierać, gdzie może przejąć bardziej aktywną rolę.

Pod tym względem o wiele bardziej udany był wyjazd na Litwę, z którą od nadmiaru pustych gestów przeszliśmy do normalnej polityki i interesów, a prezydent zdecydowanie wspierał linię rządu, domagając się choćby uznania praw polskiej mniejszości.

Polowanie na gafy

Od czasu kampanii prezydenckiej wiadomo było, że ruszyło polowanie na wpadki prezydenta. Tym bardziej należało starannie wybrać szefa prezydenckiego protokołu, tym lepiej Bronisława Komorowskiego do wizyt przygotowywać, a w ich trakcie, nawet nadopiekuńczo, nim kierować.

Nie ma w końcu nic nagannego ani wstydliwego w tym, że w pierwszym roku prezydent jeszcze się uczy nowej roli, że zdarzają się pomyłki i gafy. Zapewne część z nich będzie nieunikniona, zdaje się bowiem wypływać z przyzwyczajeń i stylu bycia Bronisława Komorowskiego – z jego nieco archaicznej sarmackości, która jednak dobrze opakowana może być zaletą, a nie wadą.

Części jednak można uniknąć. Komorowski nie ma tego luzu, także w bardzo ważnych kontaktach międzynarodowych, nie ma dynamizmu i bezpośredniości, jakie miał Aleksander Kwaśniewski. Nie ma legendy Lecha Wałęsy, któremu wiele wybaczano, chociaż ścigano go czasem bezwzględnie. I nie ma cech Lecha Kaczyńskiego z jego podejrzliwością, niejasnością wygłaszanych sądów, podejrzeń czy wręcz insynuacji, a także jego przeczuleniem na punkcie własnej godności i wyższości. Jego dotychczasowy pobyt w życiu publicznym skłania raczej do stwierdzenia, że jest otwarty, autentyczny (czasem może aż za bardzo), ma swoje zasady. Wydaje się uparty i posiadać jednak swoją wizję prezydentury, wcale niesprowadzającej się do słynnego żyrandola, ale politycznie autonomicznej.

Pokaz osobności

Dotychczas miał jednak niewiele okazji, by tę samodzielność ujawnić. Pokazał determinację w trudnej sprawie relacji z Kościołem, gdy zakwestionował prawie pewnego kandydata na funkcję biskupa polowego. W stosunkach państwo–Kościół była to sytuacja wyjątkowa, zapowiadająca być może, że kwestie państwowej neutralności w tej sferze traktowane będą poważniej niż to wcześniej, także za rządów lewicy, wyglądało.

Gdyby tak się stało i prezydent katolik-konserwatysta zaczął przywracać „Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie”, stanowiłoby to rzeczywiście jedno ze znamion nowej jakości sprawowania najwyższego urzędu.

W relacjach z rządem Komorowski pokazał samodzielność, przesyłając do Trybunału Konstytucyjnego ważną dla gabinetu Tuska ustawę redukującą zatrudnienie w administracji czy dystansując się nieco od rządowej reformy emerytalnej. Ale to nie oznacza jeszcze wojny, konfliktu czy nawet iskrzenia.

Więcej niż urzędnik

Nawet list do premiera w sprawie OFE można uznać za rodzaj alibi przed poparciem przedłożeń rządowych. Znane są wszak stanowiska doradców prezydenta w tej kwestii, bardzo zbieżne ze stanowiskiem rządu. Nie należy się więc spodziewać otwartych konfliktów czy efektownego wetowania. Można się raczej spodziewać konstytucyjnej przezorności, czyli porządnego urzędowania.

Ale od prezydenta oczekujemy zdecydowanie czegoś więcej. Tej wartości dodanej na razie brak. W jego działaniach widać wątki, które mogą go politycznie wynieść, ale też tendencje poważnie zagrażające jego prezydenturze. Jeszcze wszystko wydaje się możliwe, ale ten okres wyboru drogi powoli się kończy.

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Polityka; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Dokąd pójdzie prezydent?"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną