- Zakładamy, że po wyborach będziemy dalej wspólnie rządzili. Warto byłoby więc mieć zdecydowaną większość w Senacie. Stąd ta propozycja – mówi szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Dlaczego PO miałaby się zgodzić na taki układ? – Bo jak wystartujemy oddzielnie, możemy przegrać tak, jak w ostatnich wyborach uzupełniających w Pile. PSL i PO wystawiły swoich kandydatów, a wygrał Henryk Stokłosa. Gdybyśmy się porozumieli, sytuacja wyglądałaby inaczej – odpowiada Żelichowski.
Szef klubu PSL twierdzi, że ta lekcja dała obu partiom do myślenia i pokazała w praktyce, jak może zadziałać zmieniona, większościowa ordynacja do Senatu.
W jesiennych wyborach, zgodnie z przyjętymi na początku roku zmianami w ordynacji, wybierać będziemy po jednym senatorze z każdego okręgu, a nie dwóch - czterech jak do tej pory. Ludowcy, którzy mają w Senacie zaledwie dwóch reprezentantów (PO – 54) argumentują, że przy takim systemie wystawienie kandydatów pod szyldami obu partii automatycznie osłabi ich szanse na zwycięstwo.
Co na to PO? – Są prowadzone na ten temat rozmowy, nie jest wykluczone, że porozumiemy się z PSL – mówi nam jeden z prominentnych polityków PO. Zastrzega jednak, że obejmie ono raczej poszczególne okręgi, w których Platforma nie będzie miała silnych nazwisk, a nie cały kraj. – Nie będzie narzucania decyzji z góry, to będzie raczej zachęta do rozmów. Władze regionalne będą miały w tej kwestii autonomię.