Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

WyPiSka

Janicki & Władyka: lepsza PO niż reszta

Platforma Obywatelska zmagając się z wewnętrznym pęknięciem, musi sobie poradzić z krytyką ze strony swych wyborców, także tych bardzo wpływowych. Platforma Obywatelska zmagając się z wewnętrznym pęknięciem, musi sobie poradzić z krytyką ze strony swych wyborców, także tych bardzo wpływowych. Maciej Jarzębiński / Forum
Odcinanie się od PO jest hitem sezonu. Ten hit ma podniosłe słowa. Ale ciekawsza jest melodia.
Donald Tusk ostatnio raczej nie dostaje kwiatów. Na zdjęciu: premier z bukietami, które wręczy paniom podczas posiedzenia rządu w Dniu Kobiet.Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta Donald Tusk ostatnio raczej nie dostaje kwiatów. Na zdjęciu: premier z bukietami, które wręczy paniom podczas posiedzenia rządu w Dniu Kobiet.
Jarosław Kaczyński, podobnie jak inni politycy PiS poważnie myśli o powrocie do władzy po najbliższych wyborach.Paweł Supernak/PAP Jarosław Kaczyński, podobnie jak inni politycy PiS poważnie myśli o powrocie do władzy po najbliższych wyborach.

Refren chytrze wykonywany przez wielu tzw. celebrytów brzmi mniej więcej tak: platformersi nie zbudowali autostrad, nie zlikwidowali KRUS, nie obniżyli podatków, powiększają dług i zabierają ludziom pieniądze z OFE, nie zreformowali służby zdrowia, finansów publicznych, nie zmodernizowali kraju, premier to leniuch i lawirant, a prezydent to król gaf.

Politycy PiS natychmiast skorzystali z okazji i wymieniają jednym tchem listę swoich nowych sojuszników. Są oni prezentowani jako zapowiedź wielkiej reorientacji politycznej środowisk, które wcześniej występowały przeciwko ideologii i praktykom IV RP. Takie szufladkowanie występuje zapewne bez przyzwolenia i woli znakomitej większości obecnych krytyków PO, uprzednio jej zwolenników. Tyle tylko, że taki skutek polityczny zachowań politycznych łatwo było sobie wyobrazić.

Już kilkakrotnie wykładaliśmy na łamach POLITYKI nasz pogląd w tej sprawie, także w polemice z Januszem Jankowiakiem, który poczuł się dotknięty naszym jakoby szantażem, że krytyka rządu Tuska służy jego przeciwnikom. W podobnym tonie wypowiadali się też inni komentatorzy, jak choćby Aleksander Smolar, Paweł Śpiewak czy Rafał Kalukin. W publicystyce prawicowej (szczególnie po naszym artykule „Bunt elit”) jesteśmy prezentowani jako „niezawodni” obrońcy Tuska i stratedzy kolejnego manewru socjotechnicznego PO, pod hasłem „Odczepcie się od Tuska” lub „Kaczyński znowu groźny”. Zebraliśmy pretensje do nas w trzy grupy myśli, dodając parę komentarzy i wyjaśnień.

Pretensja 1. Niezgoda na szantaż

Nie można nas – mówią nowi krytycy PO – szantażować, że jeśli będziemy mówić swoje, to zaszkodzimy Platformie i otworzy to drogę do władzy PiS; nie zgadzaliśmy się na szantaże moralne Kaczyńskiego, nie możemy godzić się na szantaże Tuska. Mówienie szczere i otwarte jest powszechnym fundamentem etycznym.

Pełna zgoda. Ale każda krytyka w realnym świecie politycznym ma swój rachunek, komuś szkodzi, a komuś pomaga i niepoważnie jest tego rachunku nie widzieć, unieważniać go, brać w nawias. To nie jest myślenie i działanie odpowiedzialne i dorosłe. To trochę wygląda tak: jedziemy po rządzie, bo sobie na to zasłużył, ta krytyka jest ważniejsza i uczciwsza niż cwaniackie, skomplikowane rachowanie wyborcze.

Jednak nawet odrzucenie szantażu, jeśli jest on dostrzegany przez rozczarowanych Tuskiem, musi zawierać w sobie zgodę na wszelkie konsekwencje tego gestu. W najbliższych wyborach wygra albo układ z centralną rolą Platformy, albo grupa, którą zbuduje i będzie zarządzał PiS. To już nie polityka, ale logika – tertium non datur.

Pretensja 2. PiS już nie taki straszny

Można nie rachować się wyborczo, bo PiS jest na tyle słaby, że nawet gdyby dostał szansę współrządzenia i układania koalicji, to byłyby to co najwyżej popłuczyny po IV RP. Jarosław Kaczyński nie byłby w stanie powtórzyć z nowymi koalicjantami manewru z lat 2005–07, gdy zniszczył Samoobronę i LPR. To byłoby rządzenie jak każde inne, ani szczególnie lepsze, ani gorsze niż wszystkie inne.

To lekceważenie siły Prawa i Sprawiedliwości jest zadziwiające, zwłaszcza że każdego dnia pokazuje ono swoją destrukcyjną determinację, swoją frazeologię oraz mity i fantazmaty. Można cytować godzinami. Ten świat należy sam do siebie i po prawdzie nie przystaje do niczego na zewnątrz. Kamuflowany przez politykę uśmiechów zawsze, prędzej czy później, przedrze się przez zasłony i zaskrzeczy.

Wystarczy poczytać choćby fora dyskusyjne na prawicowych portalach, tam trwa odliczanie do powrotu IV RP, która – jak się spodziewają zwolennicy PiS – ma być jeszcze surowsza, bardziej bezwzględna dla swoich wrogów, jeszcze skuteczniej wdrażać całkowitą przebudowę państwa. Słychać tam, że premier Orban na Węgrzech wybrał bardzo właściwy kierunek, ale poszedł jeszcze za słabo (choć przecież tym, co zrobił, zaniepokoił Europę). Nowa IV RP ma być Węgrami do kwadratu. Wracają stare pomysły: ukrócenia Trybunału Konstytucyjnego, wzięcia w karby mediów, potrząśnięcia biznesem i bankami, prowadzenia „godnościowej” polityki zagranicznej, szukania agentury, a więc to wszystko, przed czym większość Polaków uciekła w popłochu w 2007 r. Nie wiadomo, jakie przesłanki stoją za poglądem, że „PiS jest już mniej straszny”.

Przecież nie chodzi tylko o wątek smoleński, którego Jarosław Kaczyński nie porzuci już nigdy i wszystkich nim zadręczy, ale także te, które składały się na model IV RP. On w końcu nigdy przez PiS nie został odwołany, drzemie sobie gdzieś tam na zapleczu, zawsze gotowy do reaktywacji.

Wiara, że PiS, z ojcem Rydzykiem na karku, przeprowadzi „śmiałe reformy” w duchu tych, które proponuje Leszek Balcerowicz, może budzić tylko szczery śmiech. Jeśli się mówi, że są powody, aby nie głosować na Platformę, powinno paść pytanie – jakie są przesłanki, aby głosować na PiS?

Jeden z publicystów z gazety sprzyjającej PiS powiedział w radiowej dyskusji, że partia Kaczyńskiego jest zadowolona z faktu, że z OFE musi walczyć Tusk, bo Kaczyński musiałby zrobić to samo; a nawet zapewne dążyłby do zlikwidowania OFE, jak w istocie to zrobił na Węgrzech (przez „dobrowolność”) idol i wzór polskiej prawicy – premier Orban. Ale na kontrpropozycje tych, którzy mieliby zastąpić Platformę w najważniejszych kwestiach, za które krytykowana jest partia Tuska, nikt nie zwraca uwagi.

Nie wiadomo, jak PiS czy SLD zamierzają zatrzymać licznik Balcerowicza, odmierzający dług publiczny, gdzie chcą znaleźć pieniądze na te odcinki dróg, na które nie znalazł funduszy rząd Tuska, jak chcą finansować służbę zdrowia, co, i czy w ogóle, chcą prywatyzować, jak naprawić armię. Skąd na to wszystko wziąć, jeśli nawet niedużą podwyżkę VAT nazwało się skandalem i okradaniem obywateli? To politycy PiS często w ostatnich latach powtarzali, że „na co jak na co, ale na to pieniądze muszą się znaleźć”, choćby na przemysł stoczniowy. I jeżeli Kaczyński mówi, że dojście jego partii do władzy oznacza radykalną zmianę, to raczej jasne jest, że te zmiany mają dotyczyć sfery ideologii, „wartości”, różnego rodzaju rozliczeń, zwiększenia kontroli państwa, represyjności prawa, walki z „imposybilizmem”.

Nie ma żadnego dowodu, że PiS znormalniał w sensie ustrojowym, że akceptuje reguły rozwiniętego, demokratycznego systemu. Przeciwnie, od tych reguł się stale oddala. Znowu jakby osłabł słuch na to, co mówią Kaczyński, Fotyga, Kempa, Macierewicz, Brudziński – pojawia się senność, jak przed 2005 r. PiS funkcjonuje jako prosty znak niezgody na Platformę; coraz częściej bez refleksji i pamięci o niedalekiej przeszłości.

Pretensja 3. Obrona zasad demokracji

PO nie może korzystać z jakiegokolwiek przywileju, tylko dlatego że jest to anty-PiS; jeśli zawodzi, to trudno, niechże wyborcy zadecydują, kto inny ma rządzić, niechby nawet Jarosław Kaczyński. Inne myślenie jest zwyczajnie antydemokratyczne. Nie ma przecież jak ukarać marnie rządzącej formacji inaczej, niż odbierając jej wyborcze poparcie. Tak brzmi ten argument.

Żyjemy dzisiaj w Polsce głęboko podzielonej i zwaśnionej, tego już nie można po prostu cofnąć. Gdyby tzw. zniechęceni do Platformy chcieli być konsekwentni, powinni powiedzieć jasno, że dokonała się w nich reinterpretacja okresu rządów PiS, że ich ocena IV RP zmieniła się na plus, że nie doceniali jej pozytywów, nie poznali się na wielkości Kaczyńskiego, na prawdziwych patriotach. Że teraz, po położeniu na szalach wagi lat 2005–07 i okresu 2007–11, wskazówka wychyla się, według nich, w stronę PiS. Ale biorąc pod uwagę wszystko: gospodarkę, praworządność, poszanowanie demokratycznych procedur, swobody obywatelskie, godność jednostki, społeczną atmosferę, retorykę rządzących.

To byłoby wtedy na swój sposób uczciwe. A decyzja o wymianie władzy przemyślana, a nie pozostawiona przypadkowi i dziecinnej emocji. Ale tego nie mówią. Były wiceszef NBP Krzysztof Rybiński, czołowy (i skrajnie demagogiczny) krytyk partii rządzącej, zapytany przez dziennikarza, czy PiS zrobi to, co konieczne, a czego nie robi Platforma, odpowiedział, że dramat polega na tym, iż nie ma takiej politycznej formacji. Znowu logika: toruje się de facto drogę do władzy partii Kaczyńskiego bez żadnej wiary, że podoła ona ekonomicznym wyzwaniom lepiej niż Platforma, za to przy pełnej świadomości, co to posmoleńskie ugrupowanie może zrobić w innych dziedzinach.

Czy PO jest bezkarna?

Żeby było jasne: cała ta sytuacja jest głęboko niekomfortowa. Platforma powinna mieć porządną systemową opozycję, która w momencie zużycia władzy przejmuje stery, jak James Cameron od Gordona Browna. Wkłada te same buty i idzie w trochę inną stronę. Rzecz w tym, że Polsce takiej liczącej się opozycji nie ma. Dopóki główne opozycyjne ugrupowanie chce wywrócić cały system i wziąć rewanż na wrogach, walka o konkretne, praktyczne rozwiązania dla kraju toczy się w ramach jednej formacji i jej otoczenia. Tak się już działo w sprawie OFE i tak będzie nadal w innych kwestiach.

Warto zatem naciskać na Platformę, krytykować jej nieudane pomysły, wspierać debatę. Szukać społecznego poparcia dla modernizacyjnych koncepcji (jeśli komuś i na tym zależy), licząc nawet na walkę frakcji w partii Tuska, na wewnętrzne różnice zdań, które przecież są i teraz widoczne. Platforma, jak pokazuje praktyka, podejmuje tematy, wokół których czuje społeczną emocję, wyklarowane poglądy dużych grup. Ale dziś sensowna jest jedynie debata wewnętrzna PO i z tą partią, bo pozostałe do żadnej modernizacji, a zwłaszcza do budżetowych oszczędności, się nie kwapią. I, co najbardziej kontrowersyjne i psujące nastrój – nie da rady wobec PO zastosować najwyższego wymiaru kary, czyli zezwolić w wyborach, by jej miejsce zajął główny od lat przeciwnik.

Platforma to żaden mistrz i chyba każdy zainteresowany polityką ma wobec PO swoje liczne pretensje. Jeśli zmieni się PiS albo powstanie inne silne, przewidywalne, niepopulistyczne ugrupowanie, rola Platformy może gwałtownie zmaleć. W tym sensie partia władzy nie jest bezkarna, tyle że w swojej dyscyplinie, czyli w miarę sprawnego zarządzania krajem, nie ma jeszcze właściwego konkurenta. Ale on w każdej chwili może się pojawić, choćby wyrosnąć z niej samej. Pula niezadowolenia z Platformy jest jak wyrok w zawiasach, z odroczeniem na czas, kiedy pojawi się inny, lepszy anty-PiS.

PiS reprezentuje mentalną i ideową mniejszość społeczeństwa. Ale na skutek procesu „karania” Platformy ta mniejszość może nagle zacząć rządzić większością, której pisowska mentalność jest w istocie całkowicie obca. Kaczyńskiemu to nie przeszkadza, dawno już mówił, że wszystko mu jedno, jakie ręce podnoszą się za jego projektami. A tym razem odkurzona IV RP mogłaby trwać znacznie dłużej.

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Polityka; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "WyPiSka"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną