Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wstrząsnąć, ale nie zmieszać

Program kulturalny naszej unijnej prezydencji

Polska według czeskiego artysty Davida Cernego – fragment instalacji „Entropa” Polska według czeskiego artysty Davida Cernego – fragment instalacji „Entropa” Thierry Monasse / Reporter
Jeśli chodzi o program kulturalny, nasza prezydencja w UE będzie oszałamiająca, nawet przytłaczająca nadmiarem. Tylko czy coś po sobie pozostawi?
Krzysztof Penderecki i Aphex Twin wystąpią razem we WrocławiuBartosz Frydrych/Forum Krzysztof Penderecki i Aphex Twin wystąpią razem we Wrocławiu
Penderecki przypomni swoją starą kompozycję, a zremiksuje ją Apex Twinmateriały prasowe Penderecki przypomni swoją starą kompozycję, a zremiksuje ją Apex Twin

Nic nie przebije skandalu. Najgłośniejszym kulturalnym wydarzeniem ostatnich kilku prezydencji była więc „Entropa”, instalacja czeskiego artysty Davida Černego, przedstawiająca karykaturalne wizje poszczególnych członków Unii. Holandię zalaną wodą, z wystającymi wierzchołkami minaretów, Niemcy z siecią autostrad, układającą się w kształt przypominający swastykę, Polskę jako pole ziemniaków, na którym trzech księży zatyka flagę ruchu gejowskiego niczym Amerykanie swój sztandar na Iwo Jimie. Bułgaria, przedstawiona jako wielka toaleta w tureckim stylu, zaprotestowała najgłośniej, wystosowując do Czechów notę dyplomatyczną i demonstracyjnie wręczając ich ambasadorowi sedes w stylu europejskim. Ale zarazem wszyscy o pracy Czecha dyskutowali, a niektóre media przyjęły ją wręcz z entuzjazmem. Szczególnie te z Wielkiej Brytanii. Może ze względu na angielskie poczucie humoru, a może po prostu dlatego, że ich kraju – jako bijącego źródła eurosceptycyzmu – w czeskiej pracy brakowało.

„Entropa” zawisła w gmachu Rady Europejskiej w Brukseli. Tradycyjnie już kraje obejmujące rotacyjne, półroczne przewodnictwo w Unii zaczynają od zagospodarowania atrium w tym budynku. Dziś ozdabia je gigantyczny (3 tony, 200 m kw.) dywan, ilustrujący historię i kulturę sprawujących prezydencję Węgier.

Wcześniej Hiszpanie powiesili wielką instalację, pokazującą przemieszczających się ludzi – analogię do ruchu, przemian w Europie. Szwedzi ustawili tam dość banalną ekspozycję własnego designu, a Francuzi wywiesili balon w barwach narodowych.

Teoretycznie kulturalny program jest tylko dodatkiem – małym fragmentem wszystkich działań kraju przewodniczącego Radzie UE. Ale po wejściu w życie traktatu z Lizbony, który zmniejszył polityczne znaczenie rotacyjnej prezydencji, paradoksalnie rola sfery kulturalnej wzrosła. Jak na razie nikt tego nie wykorzystał.

Ostatnimi programami rządzą pewne dość proste rytuały. Akcentuje się w czasie prezydencji wspólne działania krajów członkowskich, ale zarazem pokazuje wyjątkowość kraju przewodniczącego Radzie. Program kulturalny odpowiada na aktualnie obowiązujące hasło przewodnie. I tak Słowenia podpisywała się pod postulatami Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego, który UE obchodziła w 2008 r., Czechom przypadł Europejski Rok Kreatywności i Innowacji, a Belgowie w dziedzinie kultury zmagali się z niewdzięcznym Rokiem Walki z Biedą i Wykluczeniem Społecznym.

Polakom trafił się Europejski Rok Wolontariatu i Aktywności Obywatelskiej. I trudno powiedzieć, czy dobrze zaprezentujemy społeczeństwo obywatelskie, ale już teraz można powiedzieć, że jeśli chodzi o aktywność, staniemy na wysokości zadania. Zderzenie z opasłym programem polskiej prezydencji może się okazać wstrząsem dla kogoś, kto 1 lipca będzie spacerował po Warszawie szukając wrażeń: wielki oficjalny koncert przed Pałacem Kultury (zagraniczne gwiazdy śpiewają polskie piosenki), kilka ambitnych scen eksperymentalnych, koncerty etniczne i imprezy dla dzieci – plus jeszcze premiera nowego utworu Pawła Mykietyna w Filharmonii Narodowej. Zdezorientowany przechodzień zobaczy świąteczną ofertę, w ramach której każdy dostanie coś dla siebie – nawet bezdomne Muzeum Sztuki Nowoczesnej otrzyma przytułek w postaci pawilonu „Your Imaginary Machine”, zaprojektowanego przez słynnego Duńczyka Olafura Eliassona. Potem napięcie będzie – jak u Hitchcocka – stopniowo rosło.

Kogo pokażemy?

Barw Polski za granicą bronią w znacznej mierze projekty, które wygrały w specjalnym programie ministra kultury. Spore budżety (tylko ten jeden program to 20 mln zł) wzmagają kontrowersje na długo przed rozpoczęciem. Do tego stopnia, że wożenie po światowych stolicach niemego, odrestaurowanego właśnie przedwojennego filmu z Polą Negri „Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów” – pomysł, wydawałoby się, wyjątkowo bezpieczny – uznane zostało przez Jacka Bromskiego ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich za „pieniądze wyrzucone w błoto”. A gdy tylko pojawił się cień kontrowersji, minister kultury szybko dotację dla „Mani” zmniejszył z 2,5 do 1,5 mln zł. Konkursy są bezpieczne, ale poza samą sztuką premiują sprawność w ubieganiu się o pieniądze i dostosowanie do aktualnych priorytetów. Najprościej więc wpisać się w sezon pamięci nieżyjących wybitnych twórców – w tym roku Szymanowskiego, Miłosza i Lema. Dlatego wśród projektów muzycznych Szymanowski dominuje, a wśród literackich prym wiedzie Miłosz. Polski świat kultury jest już tak wypaczony sezonowymi programami opartymi na grantach rozdzielanych metodą konkursową, że młodym artystom łatwiej dostać fundusze na realizację mniej lub bardziej wysilonego hołdu dla klasyków, niż otrzymać je na – jak to ujął Wojciech Bąkowski na uroczystości wręczenia Paszportów POLITYKI – sztukę właściwą, swoją.

Najmocniejsze wydają się propozycje pozakonkursowe: wielka wystawa Wilhelma Sasnala w Londynie, panoramy polskiej sztuki w Berlinie i Moskwie. Do tego najintensywniej zapowiadany cykl dokumentów „Przewodnik do Polaków”. Ludwik Stomma w niedawnym felietonie obszedł się dość ostro z ambicjami pokazywania historycznej wyjątkowości naszych cech i cnót. Szef Instytutu Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn polemizował, pisząc, że to w opresyjnym PRL drzemie źródło dzisiejszej kreatywności Polaków. Ta dyskusja to sygnał jednego z ważniejszych sporów, które pojawiają się wokół polskiej polityki kulturalnej za granicą: czy zaczniemy zwyczajnie mówić, co u nas słychać, czy uznamy, że na arenie międzynarodowej musimy się ciągle przedstawiać. Programy poświęcone wyżej wymienionej wielkiej trójce i sam cykl dokumentalny akcentują na razie to drugie.

Co sami zobaczymy?

Obchody polskiego przewodnictwa to właściwie dwa różne programy: zagraniczny i krajowy. Ten drugi jeszcze bardziej przytłacza liczbą i złożonością propozycji. Rozpoczyna się jeszcze na dzień przed startem prezydencji, otwarciem Międzynarodowego Centrum Dialogu w dworku Miłoszów w kresowej Krasnogrudzie, a potem biegnie w wyczerpujących półmaratonach przez osiem miast. – To program oddolny, przygotowywany w porozumieniu z „trzecim sektorem”, nastawiony na uczestnictwo – wylicza Katarzyna Wielga z Narodowego Instytutu Audiowizualnego, odpowiedzialna za spinanie całości. Krajowa prezydencja (przypominam: Rok Wolontariatu!) ma pokazać kulturę jako czynnik zmiany społecznej. I pozostawia nadzieję, że z inwestycji w wiedzę krajowych kuratorów z Białegostoku, Krakowa i Lublina, wysyłanych do krajów Partnerstwa Wschodniego, może zostać jakaś wartość dodana. Albo że zmieni się percepcja Sopotu jako miasta jednej ulicy i drewnianego mola. I uda się przypieczętować znaczenie Poznania jako polskiej stolicy muzyki dawnej i tańca współczesnego. A wreszcie – że uda się dotrzeć do świata ze zjazdem filozofów i artystów we Wrocławiu, na lotnej premii unijnego półrocza – Europejskim Kongresie Kultury, między 8 a 11 września.

 

 

We Wrocławiu debatować będą osoby, których wymienienie z nazwisk wypełniłoby niniejszy tekst do końca, więc trzeba się zdecydować na skrót: od Zygmunta Baumana po Andrzeja Wajdę, z Brianem Eno i Amosem Ozem po drodze.

W ramach części artystycznej Krzysztof Penderecki, który oddalił się przez ostatnie lata od awangardowego stylu z początków kariery kompozytorskiej, spotka się z dwoma artystami z zagranicy, którzy awangardę w ostatnich latach kształtowali, choć w obrębie zupełnie innych gatunków: Aphex Twinem i Jonnym Greenwoodem (Radiohead). Ten pierwszy, wyjątkowy oryginał – nawet jak na środowisko muzyki elektronicznej – zgodził się przedstawić autorski remiks „Polymorphii” Pendereckiego (w 50 lat od prawykonania) – „Polymorphia Reloaded”. Ten drugi powołuje się co rusz na polskiego kompozytora, a komponując muzykę filmową (choćby do „Aż poleje się krew” P.T. Andersona) bywa z nim porównywany – we Wrocławiu zaprezentuje swój utwór „48 Responses to Polymorphia”. Takich projektów nie ogląda się na co dzień. Podobnie jak nie codziennie współpracują ze sobą Krystian Lupa i Dorota Masłowska – a to wydarzy się w ramach teatralnego przedsięwzięcia „X-peryment”, przygotowywanego na Kongres.

Wnioski z polskiego pospolitego ruszenia w kulturze – jeśli jakieś się pojawią – będziemy mieli już we wrześniu. Nie trzeba będzie na nie czekać do stycznia, gdy już ucichną ostatnie fajerwerki i wszystko wróci do normalności, a prezydencję przejmą po nas Duńczycy.

Czego się dowiemy?

W ciągu tych sześciu miesięcy z pewnością nie chodzi o same tylko projekty kulturalne. Francja nie potrzebuje zresztą prezydencji, żeby puścić na tournée po świecie swoją Comedie Française. Szwedom nie trzeba jej, by promować swój design albo równość seksualną (ich prezydencję otwierała w Berlinie trzydniowa akcja artystyczna, w ramach której kilkanaście Szwedek, wspólnie z miejscowymi kobietami, w pocie czoła rąbało, piłowało i układało drewno). Węgrzy i Hiszpanie także bez tego pokazują wyjątkowość swojej gastronomii, a Belgowie – tradycję w dziedzinie komiksu i karykatury politycznej.

Zostają więc postulaty i inicjatywy. Francja w 2008 r. zaproponowała rozszerzenie pomysłu Znaku Dziedzictwa Europejskiego, którym opatruje się obiekty i miejsca szczególnie ważne dla dziejów UE (dom Schumana we Francji, Stocznia Gdańska w Polsce itd.) i zamienienie go w inicjatywę unijną. Namawiała do stworzenia cyfrowej biblioteki europejskiego dziedzictwa – jako kraj mający świetne doświadczenia z tworzeniem archiwów cyfrowych – oraz walki z internetowym piractwem. Szwedzi do tematu digitalizacji dorzucili jeszcze edukację w posługiwaniu się mediami elektronicznymi. Podczas prezydencji Hiszpanii kultura została uznana za kluczowy element strategii ekonomicznej UE na 2020 r.

W Polsce – która do programu podchodzi jeszcze bardziej ambitnie niż wszystkie te kraje, włącznie z Francją – dyskutować się będzie na wszystkie te tematy i jeszcze więcej. Już na samym Europejskim Kongresie Kultury – o związkach polityki, ekonomii i kultury, o wolności w sztuce i wpływie na nią nowych mediów. Z jednej strony, nawiązujemy do tematyki francuskiej prezydencji – choćby poprzez to, że Narodowy Instytut Audiowizualny, zarządzający krajowym programem, jest instytucją tworzoną na wzór francuskiego INA (tamtejszego centrum archiwów cyfrowych). Współpracują zresztą ze sobą przy projekcie obróbki historycznych materiałów z Video Studio Gdańsk (wydarzenia ze Stoczni Gdańskiej) przez amatorów i udostępnienia ich do twórczego zremiksowania. Tu pokazujemy nieco inne spojrzenie – Francuzi stanowczo bronili praw autorskich, my zapraszamy do dyskusji o granicach tych praw. Ba, wciągamy w nią reprezentantów szwedzkiej Partii Piratów, którzy pojawią się we Wrocławiu.

Jeśli gdzieś jeszcze szukać wyjątkowości polskiego programu, to w działaniach związanych z Partnerstwem Wschodnim – o ile ten politycznie inspirowany kierunek da w kulturze jakieś namacalne efekty. Tak czy owak, czujnie wybrani kuratorzy, wysłani w ciekawe miejsca na świecie, to – w przeciwieństwie do konkursowej „łapanki” – inwestycja na lata.

Co zapamiętamy?

Przeszkodzić w odbiorze mogą paradoksalnie rozmiary całej tej akcji. Program kulturalny Hiszpanów wypełniał dokument o objętości 200 stron. Belgowie reklamowali, że pokazują w ramach prezydencji ponad 800 spotkań i wydarzeń. Francuski „europejski sezon kulturalny” – jak go nazwano – też przynosił, w ocenie mediów, bogactwo graniczące z nadmiarem.

Dla Polski 200 stron pozwoliłoby jedynie przedstawić zręby programu. W czasie samego tylko Europejskiego Kongresu Kultury proponujemy 100 wydarzeń w ciągu czterech dni. Łącznie – ponad tysiąc w ramach programu krajowego i kolejnych 400 za granicą. W części krajowej jest 10 tematów Kongresu, w zagranicznej – pięć filarów. W Polsce osiem miast, za granicą – 10 stolic. Eksportowa część pokazuje przewodnik po mentalności Polaków, krajowa poszukuje europejskiej duszy. Ta na zewnątrz w czterech na pięć filarów patrzy w przeszłość. Ta wewnętrzna spogląda w przód – przynajmniej w deklaracjach Michała Merczyńskiego, szefa NInA, i w założeniach Kongresu.

W czasie prezydencji za jednym zamachem będziemy nadrabiać zaległości, celebrować rocznice, dbać o dziedzictwo i troszczyć o przyszłość, pokazywać nowe oblicze kraju i leczyć historyczne kompleksy. Co razem daje, oczywiście, potężne uderzenie repertuarowe. Przydałby się nam jednak po drodze choć jeden David Černy. Ten pokazał, że dopiero robiąc coś, co nie wszystkim się spodoba, można zostawić po sobie ślad. A dobrze by było, gdyby po tych sześciu miesiącach – w przeciwieństwie do większości ostatnich prezydencji – z tej naszej udało się coś zapamiętać.

Pełne informacje o programie kulturalnym polskiej prezydencji:
http://www.iam.pl/pl/dzialalnosc/prezydencja.html
http://www.culturecongress.eu/presidency

Polityka 13.2011 (2800) z dnia 25.03.2011; Kultura; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Wstrząsnąć, ale nie zmieszać"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną