Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nieznaczna ilość kontra Kempa

Sejm złagodził przepisy antynarkotykowe

Złagodzenie fatalnej ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z roku 2000 to mały krok dla ludzkości, ale wielki krok dla świadomości polityków i tzw. zwykłych obywateli.

Okazjonalni palacze trawki lub osoby uzależnione od heroiny mogą mieć nadzieję, że już wkrótce nie zostaną ukarani. Jeśli będą mieli przy sobie nieznaczną ilość narkotyków na własny użytek, prokuratura może odstąpić od wszczęcia postępowania karnego. Ten mały krok w kierunku złagodzenia ustawy wprowadzonej 11 lat temu, wyjątkowo restrykcyjnej na tle prawa w innych krajach europejskich, przypieczętowały dziś głosy 258 posłów. Nie bez sprzeciwów. Beata Kempa z PiS protestowała, uznając poprawki za działanie na korzyść mafii. „Jako matka proszę was o wycofanie tej ustawy” – mówiła (jak zwykle emocjonalnie).

Dlaczego posłanka Kempa nie ma racji? Bo nie śledziła skutków ustawy z 2000 roku, która pozytywnie odbiła się tylko na policyjnych statystykach. Egzekwowanie zmienionego właśnie artykułu 62 kosztowało państwo - jak wyliczył Instytut Spraw Publicznych - prawie 80 mln złotych rocznie. Taki był między innymi koszt skazywania dzieci posłanki Kempy i innych zatroskanych matek po - hipotetycznym oczywiście - zatrzymaniu z jointem w rękach. Koszt ukarania ich więzieniem i pozostawienia z piętnem przestępców na całe życie. Bo jedyne, co ustawie w dotychczasowym kształcie się udało, to wykreowanie zupełnie nowej grupy przestępców.

Nie przeszła niestety poprawka SLD proponująca konkretne kryteria ilościowe definiujące w formie rozporządzenia to, co „nieznaczne” i co znaczy „własny użytek” w odniesieniu do poszczególnych substancji odurzających. A szkoda, to byłby pierwszy krok w drodze do sensownego z punktu widzenia prawa rozróżniania twardych i miękkich narkotyków (w pewnym sensie już to robimy, szczególnie traktując alkohol i nikotynę). Bo jeśli myślimy już o ochronie dzieci przed mafią, to najpewniejszym sposobem na to jest legalizacja miękkich narkotyków, ich kontrolowanie, panowanie nad czystością, bezpieczeństwem, ceną i dostępnością dla osób niepełnoletnich. Dokładnie tak jak w wypadku alkoholu i papierosów. Bo poza wizją wsadzenia do więzienia nastolatka z gramem marihuany jest jeszcze gorsza wizja: że „towar”, który dostanie od kolegi, będzie nie substancją odurzającą, tylko śmiertelną trucizną.

Legalizacja marihuany jest wciąż w Polsce - co dobrze wyczuwa premier Tusk - społecznie nieakceptowana. Trzeba będzie, moim zdaniem, kolejnych dziesięciu lat, żeby to zmienić. Wtedy może szef polskiego rządu przestanie mówić: „Chcecie legalizacji? Wybierzcie innego premiera”, przyznając się do tego, że jako były palacz trawki (Tusk kilka lat temu przyznał się, że palił marihuanę w latach 80.) z punktu widzenia dzisiejszego polskiego prawa byłby przestępcą, albo przynajmniej człowiekiem chorym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną