Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wały Napieralskiego

SLD odwołuje pochód w stolicy

Wielkiego syna wydał Szczecin. Nasz, polski, robotniczy Szczecin. Trzeba było dopiero Grzegorza Napieralskiego, żeby zakwestionować hegemonię i sens stołecznych obchodów święta pracy.

Skończyło się uleganie wygodnictwu centralnych władz partii, teoretycznie wciąż reprezentującej ludzi pracy i kultywującej tradycję robotniczego święta. Chcecie manifestować w imię robotniczej sprawy? Jazda do Szczecina! W tym roku tu odbędzie się główny, 1-majowy pochód pod sztandarami SLD.

Rzecznik partii Tomasz Kalita zapewnia: „Idziemy z duchem czasu. W Paryżu i Londynie nowoczesna lewica manifestuje pod upadającymi zakładami pracy”. Nie dziwi zatem, że szef SLD zgodził się przenieść obchody 1 maja do miasta nazywanego czasem (z racji układu ulic) Paryżem Północy. Przemarsz zakończyć się ma pod bramą Stoczni Szczecińskiej. Organizatorzy liczą, zdaje się, że na imprezę przyjdą nie tylko ci, którzy pracują w partii albo w związkach zawodowych, ale także ci, którzy nie mają pracy, więc chętnie pomanifestują, jak im źle. Andrzej Radzikowski, wiceszef OPZZ, podkreśla: „Zmieniamy też język: od tego roku nie będzie już pochodów, tylko manifestacje w obronie bezrobotnych”. Nie uściślił, na czym ma polegać obrona bezrobotnych. Miejmy nadzieję, że nie na tym, żeby mogliby być jak najdłużej bezrobotni i zasilać szczecińskie manifestacje w kolejnych latach.

Żarty, żartami, ale rozumiem ucieczkę Grzegorza Napieralskiego z Warszawy. Tu (i wszędzie) w paradę lewicowej paradzie wchodzi nie tyle beatyfikacja JP II (na której zresztą tłumów też raczej nie będzie), ile odejście w przeszłość pewnej idei. Z jednej strony przyczyniła się do tego PRL-owska historia zszargania święta pracy, z drugiej niezdolność ożywienia tej formuły w nowych warunkach ustrojowych przez którąkolwiek z partii – przecież pojęcie „pracy” nie odnosi się, zwłaszcza w XXI w., tylko do pracy fizycznej, do „klasy robotniczej”, do lewicowości. Nic więc dziwnego, że na wymuszone spędy aparatu partyjnego nie przychodzą normalni ludzie – bo i po co?

Szczecin, niczego temu miastu nie ujmując, wypadnie lepiej niż urzędnicza Warszawa jako arena występów „robotniczego SLD”. Będzie też miał okazję z bliska zobaczyć swego dzielnego syna, który więcej robi dla tego miasta niż Bolesław Chrobry. Może nawet radni rozważą zmianę nazwy sławnej ulicy na Wały Napieralskiego.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną