Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Papież, lewica, konfuzja

Jan Paweł II i jego relacje z kapitalizmem

"Antykomuniści i katoliccy obrońcy wolnego rynku nie mogli się pogodzić ze słowami Jana Pawła II". Mirosław Gryń / Polityka
Mimo aktu beatyfikacji warto podtrzymać słabnącą dyskusję o spuściźnie Jana Pawła II. Jedno z najciekawszych pytań dotyczy stosunku papieża do kapitalizmu. Był liberałem, socjaldemokratą czy może alterglobalistą?
'Jan Paweł II warknąl w sprawie wyzysku i to nie raz'.Mirosław Gryń/Polityka "Jan Paweł II warknąl w sprawie wyzysku i to nie raz".
Artur DomosławskiLeszek Zych/Polityka Artur Domosławski

W komunizmie była troska o sferę społeczną, podczas gdy kapitalizm jest raczej indywidualistyczny. Zwolennicy kapitalizmu (...) zapominają o rzeczach dobrych, zrealizowanych przez komunizm: walce z bezrobociem, trosce o ubogich...”. Jan Paweł II wypowiedział te słowa – dziś może zaskakujące – w 1994 r. we włoskim dzienniku „La Stampa”. Dokładnie wtedy, gdy kilka lat po upadku komunizmu zaczynały rodzić się nowe ruchy kontestacji kapitalizmu i globalizacji, nazwane zbiorowo alterglobalizmem. W wywiadzie tym Jan Paweł II nie szczędził surowych ocen triumfującemu systemowi: „U źródeł licznych poważnych problemów społecznych i ludzkich, jakie trawią obecnie Europę i świat, znajdują się także zdegenerowane przejawy kapitalizmu. Naturalnie dzisiejszy kapitalizm nie jest kapitalizmem z czasów Leona XIII [tj. końca XIX w.]. On się zmienił, a w dużej części jest to zasługą myśli socjalistycznej. Kapitalizm jest dzisiaj inny, wprowadził społeczne amortyzatory, dzięki działalności związków zawodowych wprowadził politykę socjalną, jest kontrolowany przez państwo i przez związki. W niektórych państwach na świecie pozostał jednak w stanie dzikim, niemal taki, jak w ubiegłym stuleciu”. „Są »ziarna prawdy« nawet w programie socjalistycznym”, „ziarna te nie powinny zostać zniszczone, nie powinny się zagubić...”. Antykomuniści i katoliccy obrońcy wolnego rynku nie mogli się pogodzić ze słowami Jana Pawła II. I choć wówczas raczej nie pozwalano sobie w Polsce na krytykę pod adresem papieża, z okazji wywiadu w „La Stampie” uczyniono wyjątek. „Dlaczego Papież w tym wywiadzie – pytał publicysta jednego z katolickich periodyków – nie wskazał, że ułudą było [w komunizmie] i bezpieczeństwo socjalne, i zwalczanie bezrobocia, i troska o ubogich?”.

Papież przeciw wyzyskowi

Wydany ostatnio „Antypapież” – pamflet Tomasza Piątka z „Krytyki Politycznej” o Janie Pawle II – jest wolny od kłopotów, jakie mieli z tym papieżem katolicy i liberałowie. Prześmiewczy, nieskrępowany konwenansami i będący niezłą odtrutką na bałwochwalstwo wokół beatyfikacji „Antypapież” zawiera tezy i oceny, które domagają się co najmniej uzupełnień. Na przykład zapisanie Jana Pawła II do „partii neoliberałów” to grube nieporozumienie. Przecież wiele fragmentów myśli tego papieża może wspierać krytyczne wobec kapitalizmu stanowisko lewicowych środowisk w Polsce i na świecie.

Za takie uznali je, na przykład, aktywiści lewicy – znacznie radykalniejszej niż „Krytyka Polityczna” – w Meksyku. Gdy w 1999 r. papież przyjechał do tego kraju, pewien trockista wyznawał, że „kiedyś to było nie do wyobrażenia, a dziś noszę krawat w kolorach Watykanu”. Skąd tamten entuzjazm lewicy dla konserwatywnego papieża? Za sprawą jego krytyki kapitalizmu.

„Głównym grzechem powstającego po upadku komunizmu świata staje się mniemanie, że za pomocą wolnorynkowej podaży gadżetów można moralne dylematy rozwiązywać, a moralne obowiązki obejść bokiem. Jan Paweł II przeciwstawia się takiej supozycji z niespotykaną siłą, dążąc do odnowy »etycznego wyczulenia«, stanowiącego najbardziej wyróżniającą cechę chrześcijaństwa”. To z kolei Zygmunt Bauman, ostatnio często publikowany na stronie internetowej „KP”.

W pamflecie „Antypapież” o papieskiej krytyce kapitalizmu też jest trochę, ale mało i tylko do 1989 r. – jak gdyby potem była jedynie apologia systemu bądź milczenie wobec nieszczęść, jakie wywołuje. „Wystarczyłoby jedno słowo, jedno ostre kazanie, jedno papieskie warknięcie – pisze w swoim stylu Piątek – żeby zwątpiono w Balcerowicza i Handkego. Tego warknięcia (przepraszam za to ostre słowo, ale naprawdę potrzebne było ostre warknięcie) zabrakło”. I dalej: „Czemu zamiast aborcji [Jan Paweł II] nie zakazał wyzysku?”.

Otóż Jan Paweł II „warknął” w sprawie wyzysku i to nieraz. W czasie pielgrzymki do Polski w 1997 r. mówił: „Z sytuacją bezrobocia jest związane takie podejście do pracy, w którym człowiek staje się narzędziem produkcji, zatracając w konsekwencji swą osobową godność. W praktyce zjawisko to przybiera formę wyzysku. Często przejawia się on w takich sposobach zatrudniania, które nie tylko nie gwarantują pracownikowi żadnych praw, ale zniewalają go poczuciem tymczasowości i lękiem przed utratą pracy do tego stopnia, że jest pozbawiony wszelkiej wolności w podejmowaniu decyzji. Wielokrotnie ów wyzysk przejawia się w takim ustalaniu czasu pracy, iż pozbawia się pracownika prawa do odpoczynku i troski o duchowe życie rodziny. Często też wiąże się z niesprawiedliwym wynagrodzeniem, zaniedbaniami w dziedzinie ubezpieczeń i opieki zdrowotnej. Wielokrotnie w przypadku kobiet jest zaprzeczeniem prawa do szacunku dla osobowej godności”.

Słowo „wyzysk” powracało w homiliach papieża na tyle wyraźnie, że komentator włoskiej gazety „La Repubblica” Marco Politi, zazwyczaj krytyczny wobec Jana Pawła II, napisał, że „Wojtyła nie boi się używać słów takich jak »wyzysk« – zbyt pospiesznie wyrzuconych z obiegu”.

Sięganie w „Antypapieżu” po zarzuty takie jak „koniunkturalizm”, „rozdwojenie jaźni” wydaje się nie tyle skandaliczne – apologeci papieża zdążyli już się oburzyć – ile nietrafne. Domyślam się, skąd taka ocena się bierze: z trudności pogodzenia socjaldemokratycznych z ducha encyklik „Laborem exercens” i „Sollicitudo rei socialis” z pierwszej dekady pontyfikatu z uznającą (warunkowo) wolny rynek encykliką „Centesimus annus”, napisaną po upadku komunizmu. Ale jego uznanie kapitalizmu, nawet w encyklice „Centesimus annus”, zawsze było warunkowe i po zaczerpnięciu oddechu między zdaniami natychmiast towarzyszyła mu krytyka kapitalistycznego ładu; wreszcie – pontyfikat nie zakończył się w 1991 r. wraz z napisaniem tamtej encykliki, lecz trwał jeszcze dobre półtorej dekady, a w tym czasie papież powiedział sporo stanowczych słów o kapitalizmie, w obronie świata pracy, ludzi słabych i wykluczanych.

„Nie dajcie się zwieść wizji natychmiastowego zysku kosztem innych. Strzeżcie się wszelkich pokus wyzysku!” – tak wołał papież do pracodawców. Polskich pracodawców. (Jeszcze jedno „warknięcie” w Polsce, od którego Balcerowicz jakoś nie upadł).

Albo: „W epoce niebywałego rozwoju techniki i nowoczesnej technologii dramat głodu jest wielkim wyzwaniem i oskarżeniem! Ziemia jest w stanie wyżywić wszystkich. Dlaczego więc dzisiaj pod koniec XX stulecia tysiące ludzi ginie z głodu? Konieczny jest tutaj w skali światowej jakiś poważny rachunek sumienia – rachunek sumienia ze sprawiedliwości społecznej, z elementarnej ludzkiej solidarności”.

Czytając papieską krytykę kapitalizmu niejednokrotnie miałem wrażenie, że czytam dokumenty ze zlotów alterglobalistów. Niecałkiem subiektywna to była impresja: sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Angelo Sodano mówił w tamtym czasie, że w ruchach kontestacji przeciw obecnej postaci globalizacji i kapitalizmu Kościół dostrzega „przesłanie nadziei”.

Uważny czytelnik Marksa

Po pierwszych encyklikach społecznych – jeszcze w czasach zimnej wojny – na Zachodzie nazwano Jana Pawła II „papieżem-socjalistą”. Nie opowiadał się jednoznacznie za własnością prywatną, w encyklice „Laborem exercens” pisał o niej jako o jednej z możliwych form i dopuszczał „uspołecznienie środków produkcji”. Krytykował dogmatyzm: „pozostaje nie do przyjęcia stanowisko »sztywnego« kapitalizmu, który broni wyłącznego prawa własności prywatnej środków produkcji jako nienaruszalnego »dogmatu« w życiu ekonomicznym”. Pisał o kapitalizmie jako o systemie, w którym „człowiek zostaje potraktowany jako narzędzie produkcji”, a według chrześcijan, powinien być traktowany jako „sprawczy podmiot” wykonywanej przez siebie pracy.

Sprzeciwił się pojmowaniu pracy wyłącznie w kategoriach zysku, uważając, że praca wyraża godność człowieka, „wyróżnia go wśród reszty stworzeń” i to poprzez nią człowiek „poniekąd bardziej »staje się człowiekiem«”. Pojawiają się aluzje krytyczne wobec komunizmu, jednak krytyka kapitalizmu jest surowsza i obszerniejsza.  Wspominając pierwszą pielgrzymkę papieża do Polski Karol Modzelewski powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: „W Nowej Hucie papież mówił o pracy. Uderzyło mnie takie mniej więcej sformułowanie: praca wyraża godność człowieka, ale zniewolona przez struktury ustrojowe praca może tworzyć siłę, która obraca się przeciwko człowiekowi. Chyba żaden z partyjnych dygnitarzy przysłuchujących się mszy nie zauważył, że Papież odwołuje się wprost do wczesnych pism filozoficznych Marksa”.  Choć po upadku realnego socjalizmu, na fali optymizmu „końca Historii”, Jan Paweł II spojrzał na kapitalizm łaskawszym okiem, była to łaskawość warunkowa i chwilowa. Z jednej strony pisał, że „zarówno wewnątrz poszczególnych narodów, jak i w relacjach międzynarodowych wolny rynek jest najbardziej skutecznym narzędziem wykorzystania zasobów i zaspokajania potrzeb”. Lecz z drugiej – pisał, że „kryzys marksizmu nie oznacza uwolnienia świata od sytuacji niesprawiedliwości i ucisku”. I że „nie do przyjęcia jest twierdzenie, jakoby po klęsce socjalizmu realnego kapitalizm pozostał jedynym modelem organizacji gospodarczej”.

Uważał, że „wolność gospodarcza jest tylko jednym z elementów ludzkiej wolności” i „kiedy staje się niezależna, to znaczy, kiedy człowieka traktuje się bardziej jako producenta czy konsumenta dóbr aniżeli jako podmiot, który produkuje i konsumuje po to, aby żyć, wtedy wolność traci konieczne odniesienie do osoby ludzkiej i ostatecznie wyobcowuje ją i przytłacza”. „Może się zdarzyć, że pomimo poprawnego rachunku ekonomicznego ludzie, którzy stanowią najcenniejszy majątek przedsiębiorstwa, są poniżani i obraża się ich godność. Jest to nie tylko moralnie niedopuszczalne, lecz na dłuższą metę musi też negatywnie odbić się na gospodarczej skuteczności przedsiębiorstwa”. Te i wiele innych słów sprawiły, że ta uważana za „prokapitalistyczną” encyklika wywołała krytykę ze strony „papieża” liberalizmu Miltona Friedmana. Tylko w Polsce nie bardzo wzięto sobie do serca przestrogi Jana Pawła II przed ciemnymi stronami kapitalizmu. Bo przecież jego słowa o tym, że „w kapitalizmie istnieją mechanizmy, które nie pozwalają na zbudowanie sprawiedliwego społeczeństwa”, nie zgadzały się z naszą wiarą w nowe wówczas recepty i nowe dziejowe konieczności.

Bicz na neoliberalizm

Skłonny jestem sądzić, że po upadku realnego socjalizmu papież szybko zauważył, że świat rzuca się w objęcia ideologii wszechwładnego rynku, a wiedział już – m.in. z podróży po świecie – że w praktyce ideologia ta wyraża się często monopolem najsilniejszych. I zaczął donośnie wołać o opamiętanie.

Im dalej w lata 90., tym papieska krytyka kapitalizmu – zaczął posługiwać się terminem „neoliberalizm” – stawała się surowsza. Obserwował coraz większe rozwarstwienie majątkowe wewnątrz społeczeństw i między społeczeństwami – i mówił o nich głośno. W krajach, które odwiedzał, dostrzegał nowy trend wycofania się państwa z polityki socjalnej i powrót wyzysku rodem z XIX w.

Dlatego w adhortacji „Kościół w Ameryce” z 1999 r. stwierdził: „W wielu krajach kontynentu amerykańskiego coraz bardziej dominuje system znany jako »neoliberalizm«. System ten, czerpiąc z wąsko pojętego ekonomizmu, ogłasza zysk i prawa rynkowe jako absolutne kryterium, ze szkodą dla poszanowania osoby ludzkiej i całych narodów”. Wzywał bogate państwa do „rozwiązania problemu zadłużenia zagranicznego” i „korekty istniejącego porządku”, które „zapobiegną powtórzeniu się tego typu sytuacji przy okazji przyszłych pożyczek”. Wyliczał „grzechy społeczne, które wołają o pomstę do nieba”, m.in. „terroryzującą ludzi przemoc”, wyścig zbrojeń, dyskryminację rasową i socjalną, niszczenie przyrody. Jan Paweł II alterglobalista?

Mimo wszystkiego, co tu napisałem, rozumiem, że poglądy papieża na temat kapitalizmu mogą wywoływać konfuzję – a właściwie bardziej niż poglądy, polityczna praktyka. Pytanie, jakie wyłania się z „Antypapieża” – dlaczego krytykując kapitalizm i później jego neoliberalną wersję papież nie zawsze sprzeciwiał się antykomunistycznym dyktaturom, które prowadziły neoliberalną politykę? – jest uprawnione.

„Błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości...“

Był – w moim przekonaniu – więźniem polskiego doświadczenia, którego w latach zimnej wojny nie potrafił przekroczyć. Powściągliwa krytyka antykomunistycznych tyranów (choć zdarzała się też krytyka stanowcza, np. na Haiti czy w Gwatemali) wynikała nie z sympatii dla dzikiego kapitalizmu, lecz z obawy, że jeśli nie antykomunistyczni brutale, to czerwony ład w stylu Breżniewa. Taka postawa prowadziła do chłodnego, nieraz otwarcie niechętnego stanowiska papieża wobec obrońców praw człowieka z kręgu teologii wyzwolenia. Uważam, że był to błąd, nawet ciężki, nie nazwałbym jednak z tego powodu Jana Pawła II „koniunkturalistą” ani nie sugerowałbym – jak czyni to autor „Antypapieża” – cynizmu. Gdy wraz z upadkiem ZSRR zagrożenie geopolityczne znikło, papież stał się radykalnym – jak mało który polityk głównego nurtu – krytykiem kapitalizmu. To prawda, że odwoływał się raczej do sumień bogatych i poczucia solidarności, rzadko sugerował zmiany systemowe. W tej postawie był konserwatystą, choć nieraz można było odnieść wrażenie, że jest kontestatorem i to nie najbardziej umiarkowanym.

Wierzący zaraz przywołają mnie do porządku i powiedzą, że poglądy papieża na kapitalizm płynęły przede wszystkim ze źródła Ewangelii. „Błogosławieni ubodzy w duchu, Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”. Chętnie się zgodzę, że to w Kazaniu na Górze tkwi klucz do papieskiej krytyki kapitalizmu. Jeśli był w myśleniu o sprawiedliwości społecznej socjaldemokratą czy alterglobalistą z ducha, to przede wszystkim jako czytelnik i głosiciel Kazania na Górze. Doszedł do diagnoz, do jakich inni dochodzili czytając Marksa albo i nic nie czytając – dostając jedynie pałą, prądem czy lądując na bruku. Szkoda tylko, że tak wielu innych słuchaczy Kazania na Górze, jak choćby księży z ruchu teologii wyzwolenia, papież uciszył i odepchnął. Szkoda też, że tak wielu z tych, do których adresował swoją krytykę kapitalizmu – wierząc, że odnowi ich „etyczne wyczulenie” – nie chciało jej usłyszeć.

Zachowując dystans wobec spektaklu beatyfikacji i nawet radykalny krytycyzm wobec rozmaitych wątków pontyfikatu Jana Pawła II, jego krytykę kapitalizmu – podobnie jak postawę antywojenną – akurat lewica powinna usłyszeć, zapamiętać i docenić.

Artur Domosławski jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, zdobywcą tytułu Dziennikarz Roku 2010. W ub.r. wydał bestsellerową książkę „Kapuściński non-fiction”, która wywołała żywą publiczną debatę.

Polityka 20.2011 (2807) z dnia 10.05.2011; Ogląd i pogląd; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Papież, lewica, konfuzja"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną