Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Na łańcuchu

Pies czyli kot

Wszyscy są oburzeni na ABW, a raczej na sposób „dokonania czynności sprawdzających” w mieszkaniu Roberta Frycza, który redagował witrynę internetową AntyKomor.pl.

O 6.00 rano weszło doń ośmiu chłopa, większość w pełnym uzbrojeniu. Rozpoczęli kulturalną rewizję i kulturalnie zabrali laptop. Prokuratura mówi, że nie dawała żadnych wskazówek co do czasu i sposobu przeprowadzenia akcji. ABW się broni, że nie wiedziała, co tam zastanie, więc byli uzbrojeni itd. Ogólne wielkie nieporozumienie. Zamieszanie i dyskusje na powyższy temat „bardziej szkodzą prezydentowi niż stronie internetowej” – powiedział doradca głowy państwa prof. Tomasz Nałęcz.

Mam w tej sprawie inne zdanie. Z tego, co słyszałem i czytałem, nie przypuszczam, by satyra i karykatura na stronie AntyKomor.pl była jakoś specjalnie smaczna i dowcipna. To raczej taki paintball dla ubogich duchem, żeby trafić w sylwetkę Komorowskiego celnym strzałem. Nie lubię zabawy w zabijanie, a szczególnie nazywania jej niewinną. Czytam gdzieś, że na orbitę kosmonauci zabrali maleńką ośmiorniczkę, by sprawdzić, jak w warunkach nieważkości będą ją atakować bakterie. Powinny być znacznie groźniejsze niż na Ziemi. Po eksperymencie – pisze dziennikarz – ośmiorniczka zostanie zabita. Nie używa słowa uśpiona ani uśmiercona. Będzie zabita. Pewnie w to samo bawią się odwiedzający stronę AntyKomor.pl. Bo każdy się bawi, jak umie. Nie sądzę jednak, by miało szkodzić to prezydentowi.

Od 1915 r. we Francji wychodzi tygodnik satyryczny „Le Canard Enchaîné”. Też się w środy ukazuje, jak POLITYKA. W latach 1958–69 stałym obiektem satyry był tam prezydent Charles de Gaulle. Przez 11 lat ambicją tygodnika było wymyślanie co tydzień nowych żartów czy karykatur na temat prezydenta. Nie jest to łatwe, więc zdarzyło się, że wyszedł numer, w którym nie było nawet jednego słówka krzywego o de Gaulle’u. Wtedy prezydent napisał do redakcji list, w którym prosił, by go tak nie karano. Znamy się przecież i szanujemy od tylu lat, więc dlaczego mi to robicie? – pytał.

Zanim napiszę, dlaczego „Le Canard Enchaîné” nie mógłby się ukazywać w Polsce nawet dziś, chcę powiedzieć, że wolność słowa i przepływu informacji uważam za najważniejszą ze wszystkich. Dlatego „antykomory” – wbrew pozornej logice – są potrzebne społeczeństwu tak jak azot w powietrzu. Samym tlenem można się tylko udusić.

W Polsce wolność słowa została ciężko odzyskana, dlaczego więc wciąż jest bezrozumnie deptana i traktowana jak piąte koło u wozu? Właściwie tylko jedna grupa umie u nas z niej korzystać – stadionowa żulia kibolska, niestety. Lecz gdy cały świat opowiada się czterema rzeczownikami i jednym czasownikiem, to wolność słowa jest tu niejako koniecznością.

Ryszard Czarnecki (PiS) napisał, że PKWN w 1944 r. zrobiła z AK głównego wroga narodu, a potem Bierut, Gomułka i Gierek wynaleźli kolejnych wrogów – bikiniarzy, reakcyjny kler, warchołów i elementy antysocjalistyczne. Dziś PO głównym wrogiem uczyniła kiboli. Panie Czarnecki! Po to jest właśnie wolność słowa, aby nawet takie bzdury można było pisać. Kiboli popiera również PZPN, które od niedawna ma nowe logo. Nie powiem, podobne do logo PiS, tyle że znacznie brzydsze, co widać na obrazkach.

Aha, bobym zapomniał. „Le Canard Enchaîné” nie mógłby się ukazywać dziś w Polsce, ponieważ jedną z wersji tłumaczenia tytułu, i to wcale nie najgorszą, jest „Kaczor na łańcuchu”.

Polityka 22.2011 (2809) z dnia 24.05.2011; Felietony; s. 111
Oryginalny tytuł tekstu: "Na łańcuchu"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną