Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Światek świadków

Poczet polskich świadków koronnych

"Świadkowie koronni to nie są heroiczni bohaterowie, którzy ryzykując własne życie, idą na wojnę ze światem przestępczym". Leszek Zych / Polityka
Świadek koronny mówi, bo liczy na darowanie kary i ochronę. Ani prokurator, ani sąd nie powinni wierzyć mu na słowo. Były szef CBA Mariusz Kamiński wierzy świadkowi Brodzie we wszystko. Nawet w zeznania, których nie było.
'Przestępcy ze statusem świadka koronnego mają darowane kary za czyny z przeszłości, ochronę i świadczenia pieniężne na potrzeby własne i najbliższej rodziny'.Wojtek Wilczyński/Forum "Przestępcy ze statusem świadka koronnego mają darowane kary za czyny z przeszłości, ochronę i świadczenia pieniężne na potrzeby własne i najbliższej rodziny".
'Lista świadków koronnych, którzy złamali zasady, fałszywie oskarżali albo popełniali przestępstwa w czasie, kiedy obowiązywał ich status chroniony, jest długa'.Corbis "Lista świadków koronnych, którzy złamali zasady, fałszywie oskarżali albo popełniali przestępstwa w czasie, kiedy obowiązywał ich status chroniony, jest długa".

Mariusz Kamiński na łamach tygodnika „Uważam Rze” oskarżył Platformę Obywatelską, że na początku swego istnienia była nielegalnie finansowana przez gang pruszkowski. Dowiedział się o tym w 2009 r., gdy jeszcze kierował CBA, od prokuratorów z Katowic i jednego z Warszawy. Zrelacjonowali mu sensacyjne zeznania Piotra K. ps. Broda. Według Kamińskiego, to wiarygodny świadek, a do tego postać z czołówki mafii pruszkowskiej, prawa ręka szefów gangu, braci znanych pod pseudonimami Wańka i Malizna. Broda obciążył byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, który jako skarbnik PO miał być zaangażowany w proceder prania mafijnych pieniędzy. Kamiński wierzy Brodzie.

Co pewien czas pojawiają się przecieki z zeznań skruszonych przestępców. Tak było np. przy okazji sprawy zabójstwa szefa policji gen. Marka Papały. Najpierw cytowano zeznania Artura Z. ps. Iwan (nie był świadkiem koronnym, ale dzięki współpracy z prokuraturą dostał tylko 15 lat więzienia za zabójstwo i liczne przestępstwa) obciążające biznesmena polonijnego Edwarda Mazura z Chicago. W sprawę ekstradycji Mazura do Polski zaangażował się ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Poniósł klęskę, bo amerykański sędzia – w przeciwieństwie do polskich prokuratorów – uznał zeznania Iwana za kompletnie niewiarygodne.

Potem sensację wywołały wynurzenia Piotra W. ps. Generał, który w areszcie uzyskał status świadka koronnego, bo obciążał Ryszarda B. (skazanego za zabójstwo bossa gangu pruszkowskiego Pershinga). Twierdził, że Rysiek wyznał mu, iż osobiście zastrzelił „kolorowego P” (czytaj: Marka Papałę). Początkowo dawano temu wiarę i budowano na zeznaniach Generała nowy scenariusz zbrodni, a politycy ogłaszali, że w sprawie zabójstwa Papały doszło do przełomu. Ale nie doszło – biegli stwierdzili, że świadek Piotr W. ma przesadną skłonność do konfabulacji i prokuratorzy nie odważyli się postawić Ryszardowi B. zarzutu wykonania wyroku na szefie policji. B. odpowiada teraz przed sądem jedynie za osłanianie zabójcy (nadal nieznanego), ale na razie nie ujawniono niezbitych dowodów jego winy.

Najbardziej spektakularnie wykorzystano opowieści zabójcy i gwałciciela Sławomira R., który w liście do posła Zbigniewa Wassermanna oskarżył znanego adwokata i posła na Sejm prof. Jana Widackiego, że ten uczestniczył w załatwianiu dla swojego klienta fałszywych zeznań. Politycy PiS na podstawie rewelacji zabójcy postawili prof. Widackiego pod pręgierzem. Na jego procesie były prokurator krajowy Janusz Kaczmarek zeznał, że Jarosław Kaczyński miał nazwać adwokata „kwintesencją układu”. W sądzie Sławomir R. zaskoczył prokuratora, mówiąc, że list do Wassermanna „nie do końca sam pisał” i nieprawdą jest, jakoby Widacki nakłaniał go do składania fałszywych zeznań. W ostatni piątek, po trwającym 2,5 roku procesie, Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Jana Widackiego (wyrok nieprawomocny).

Teraz działacze PiS mają nowego wiarygodnego bohatera, Piotra K. ps. Broda, który pomoże rozbijać układ z byłym ministrem Mirosławem Drzewieckim na czele, a całą Platformą Obywatelską w tle. I chociaż zarówno prokurator generalny Andrzej Seremet, jak i prokurator z Katowic Piotr Skrzynecki stwierdzili, że w zeznaniach Brody nie występuje wątek finansowania partii politycznych, Mariusz Kamiński uparcie trwa przy swoim. Grozi mu teraz zarzut o pomówienie zarówno Drzewieckiego, jak i PO. Najwyraźniej jednak uznał, że warto pompować ten wątek, by na plecach Brody w efektowny sposób przeprowadzić kampanię wyborczą do Sejmu (kandyduje z warszawskiej listy PiS).

Broda, czyli Gerard

Kim jest Piotr K. ps. Broda? Recydywistą z wieloma wyrokami na koncie, któremu, zanim zdobył status świadka koronnego, postawiono ok. 70 zarzutów zagrożonych karą 10 lat więzienia. Specjalizował się w wymuszeniach rozbójniczych, porwaniach, wyłudzeniach, kradzieżach. Ma 49 lat, a dwie trzecie dorosłego życia spędził za kratami. Trafił tam po raz pierwszy w 1981 r. jako 19-latek. Wyszedł w marcu 1983 r., a już we wrześniu wrócił do więzienia, tym razem aż na ponad pięć lat. W 1989 r. znów trafił za kraty i po półtora roku wyszedł w innej Polsce, gdzie właśnie wprowadzano gospodarkę rynkową. Uczył się jej reguł już u kolegów z gangu pruszkowskiego, ale twierdzenia byłego szefa CBA, jakoby miał w tej mafii grać pierwsze skrzypce („prawa ręka Wańki i Malizny”), to bez wątpienia gruba przesada.

Konrad B., który w latach 90. był członkiem podgrupy pruszkowskiej kierowanej przez Jerzego W. ps. Żaba, nie pamięta Piotra K. ani z nazwiska, ani z pseudonimów Broda i Kapusta (tak nazywano go kiedyś). – Gdyby był nawet średnio ważny, na pewno bym o nim słyszał – mówi.

Znany świadek koronny Jarosław S. ps. Masa przypomina go sobie: – Nosił wtedy ksywkę Gerard, był zwykłym bandziorkiem. Potem jednak trochę awansował, został szoferakiem, woził czasem starych pruszkowskich. Ja znałem go tylko z widzenia, parę razy minęliśmy się i tyle. Nikt istotny – mówi. Czy ktoś taki mógł pośredniczyć w grach finansowych, w praniu pieniędzy gangu za pomocą partii politycznej – tego Masa nie wie, nic o takim przepływie brudnej gotówki do PO nie słyszał, tym bardziej że kiedy ta partia powstawała, on był już ściśle chronionym świadkiem koronnym.

W opowieści Mariusza Kamińskiego nic nie trzyma się kupy. Przede wszystkim nie wyjaśnia on, jak to możliwe, żeby gang pruszkowski finansował PO założoną w 2001 r., kiedy już praktycznie nie istniał. Główny trzon grupy CBŚ rozbiło w 2000 r., a ci, których wówczas nie schwytano, ukrywali się ścigani listami gończymi. Żołnierze gangu, którzy przetrwali pierwszy atak, bez wątpienia nie mieli pieniędzy na inwestycje w polityków, ba, nie mieli nawet na przetrwanie.

Sam Piotr K. ps. Broda vel Kapusta, vel Gerard nie mógł w 2001 r. ani później pośredniczyć w kontaktach mafiosów z Mirosławem Drzewieckim z tej prostej przyczyny, że od 27 listopada 2000 r. do 5 października 2005 r. nieprzerwanie siedział za kratami. Tego Mariusz Kamiński i jego prokuratorscy informatorzy najwyraźniej nie sprawdzili. W grudniu 2005 r. Broda znów został aresztowany na dwa tygodnie. Potem trafił do kryminału w czerwcu 2006 r. i siedział aż do końca maja 2010 r. Wyszedł na wolność już jako świadek koronny. – Ja tego człowieka w ogóle nie znałem – oświadcza Mirosław Drzewiecki. – Nie ma możliwości, abym znał lub miał jakieś kontakty z kimkolwiek z gangu pruszkowskiego.

Poseł Drzewiecki zwraca uwagę na jeszcze jedną okoliczność, której nie sprawdził Mariusz Kamiński. Kiedy powstała PO, jej pierwszym skarbnikiem został Waldy Dzikowski. Drzewiecki finansami partii zajmował się od 2004 r. – Domyślam się, że PiS, szukając wytłumaczenia, skąd wzięliśmy pieniądze na kampanię wyborczą w 2001 r., doszedł do wniosku, że finansowały nas jakieś ciemne siły. Mogli sprawdzić, to łatwe, że wtedy wzięliśmy po prostu kredyt bankowy, bodajże 5 mln zł. Oddaliśmy po wyborach z refundacji – relacjonuje.

 

Między prawdą a bajką

Z zeznaniami Piotra K. prokuratura ma sporo kłopotów. Opowiadał śledczym, że zabójstwa gen. Papały dokonali Rosjanin i Białorusin, którym on, Broda, wynajął mieszkanie w warszawskiej kamienicy (przy okazji przeprowadzono wizję lokalną i jeden z lokatorów kamienicy rozpoznał w Brodzie człowieka, który wymusił od niego pieniądze). Mówił też, że w maju 1998 r. w hotelu Gołębiewski w Mikołajkach uczestniczył w spotkaniu, podczas którego omawiano zabójstwo generała Papały. W naradzie udział wzięli on, Nikoś, Słowik, Zygmunt R. ps. Bolo vel Kaban i biznesmen Edward Mazur. Tymczasem w maju 1998 r. Nikoś już nie żył, bo zastrzelono go miesiąc wcześniej.

Podobnie może być z wiarygodnością zeznań Brody na temat Sławomira O., policjanta z wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Broda vel Gerard pomówił go o sprzedaż informacji gangsterom i pracę w latach 90. dla grupy pruszkowskiej. Być może, starając się o status świadka koronnego, próbował wszelkimi sposobami zdobyć przychylność prokuratorów. W latach 90. był informatorem tegoż policjanta. Przypomina to łudząco historię innego funkcjonariusza, Piotra W., którego z kolei obciążył jego wieloletni agent Jarosław S. ps. Masa. Twierdził, że Piotr W. domagał się łapówki. Po 10 latach Piotr W. został uniewinniony, a Masa przyznał, że pomówił go w chwili złości i trochę przez nieporozumienie.

Świadkowie koronni to nie są heroiczni bohaterowie, którzy ryzykując własne życie, idą na wojnę ze światem przestępczym. Często decydują się na zeznawanie przeciwko dawnym kolegom, aby nie ponieść kary. Bez wątpienia Piotr K. ps. Broda wybrał status świadka koronnego, by uciec od grożącego mu wysokiego wyroku. Musiał zdobyć zaufanie prokuratorów i przekonać ich, że posiada atrakcyjną wiedzę o innych osobach. I jak to ze świadkami koronnymi bywa, częściowo zapewne zeznawał prawdę, ale też wymyślał bajki.

Gruby i inni

Maciej B. ps. Gruby obciążył kilkadziesiąt nieznających się nawzajem osób, że tworzyły zorganizowaną grupę zbrojną lub należały do gangu produkującego i sprzedającego narkotyki. Wszyscy pomówieni trafili do aresztu, a w tym czasie Gruby składał rodzinom niektórych swoich ofiar oferty, że za pieniądze może zmienić zeznania na korzystne. Od żon braci T. z Olesna (mieli, według Grubego, handlować narkotykami) zażądał 100 tys. dol. Przy udziale detektywa Krzysztofa Rutkowskiego zorganizowano prowokację, podczas której schwytano Grubego, gdy podejmował pieniądze. W ten sposób świadek koronny sam trafił za kraty.

Oskarżał go ten sam prokurator, który wykreował go na koronnego. Może dlatego nie domagał się szczególnie surowej kary. Grubego skazano za wyłudzenia od wielu osób (zawsze według tej samej zasady, najpierw kogoś pomawiał, a potem żądał pieniędzy za zmianę zeznań) na 7 lat więzienia, po odbyciu połowy kary wyszedł na wolność. Mimo ewidentnego złamania zasad obowiązujących świadka koronnego, nie utracił swojego statusu ani zaufania prokuratora. I nadal gra wszystkim na nosie. Nie stawia się na wezwania sądu w Opolu, gdzie ma złożyć zeznania w procesie Krzysztofa S., którego w śledztwie pomówił o produkcję narkotyków w kuchni ośrodka wypoczynkowego.

Krzysztof S. w areszcie spędził 27 miesięcy, chociaż już po dwóch tygodniach prokurator miał wyniki ekspertyz, z których wynikało, że na terenie ośrodka wypoczynkowego nie produkowano narkotyków, nie ma żadnych śladów, psy nie wyczuły zapachów, nie ma i nigdy nie było jakichkolwiek urządzeń do produkcji używek. Żona aresztowanego dostawała anonimowe telefony, aby szybko sprzedała ośrodek, zdobędzie wtedy środki, dzięki którym mąż zostanie uwolniony od zarzutów. Jest prawdopodobne, że telefonował sam Gruby, który znał nie najlepszą sytuację finansową państwa S.

Proces Krzysztofa S. nie może się zakończyć bez zeznań kluczowego świadka oskarżenia. Prokurator, pytany przez sąd, dlaczego świadek się nie stawia, rozkłada ręce i przyznaje, że nie ma pojęcia, gdzie przebywa jego podopieczny. Ostatnio sąd wydał polecenie zatrzymania Macieja B., czyli Grubego, i doprowadzenia go na rozprawę.

Lista świadków koronnych, którzy złamali zasady, fałszywie oskarżali albo popełniali przestępstwa w czasie, kiedy obowiązywał ich status chroniony, jest długa. Poza wyżej wymienionymi można na niej umieścić Stanisława Sz. ps. Szperacz, który zaatakował dwie osoby używając noża, Igora Ł. ps. Patyk, fałszywie pomawiającego policjantów o przyjmowanie łapówek, Wiesława P. ps. Koczis, który pomówił komendanta policji z Wyszkowa (sąd policjanta uniewinnił), Marka B. ps. Rudy, świadka w sprawie łódzkiej ośmiornicy, który obciążał z zemsty. Wszyscy oni, mimo swoich wpadek, nie utracili praw przysługujących świadkom koronnym. Nadal więc mają darowane kary za czyny z przeszłości, mają ochronę i świadczenia pieniężne na potrzeby własne i najbliższej rodziny.

Do listy można też dopisać Andrzeja L. ps. Rygus, który najpierw – wbrew opinii policjantów (uważali, że jest niewiarygodny) – na wniosek prokuratora dostał status koronnego, oskarżył inne osoby, a potem popełnił nowe przestępstwa i najzwyczajniej w świecie zwiał. Został schwytany, trafił do aresztu i tam popełnił samobójstwo.

Co ujawnia świadek

Ustawa o świadku koronnym obowiązuje od 1 sierpnia 1998 r. Niedawno została znowelizowana. Jedno z nowych rozwiązań mówi, że aby zostać świadkiem koronnym, należy ujawnić cały posiadany majątek, a sąd rozstrzyga, jaka jego część ulega przepadkowi na rzecz Skarbu Państwa. Być może to obawa przed utratą zdobytych dzięki przestępstwom dóbr spowodowała, że od kilku lat prawie nie przybywa świadków koronnych. W 2006 r. było ich 82, dzisiaj jest 86. Według naszych wyliczeń, kilkunastu z nich ma na sumieniu mniejsze lub większe grzechy, które powinny spowodować odebranie im statusu świadka koronnego.

Od początku zwolennikami tej instytucji prawnej byli prokuratorzy, a przeciwnikami adwokaci. To zrozumiały podział. Prokurator generalny Andrzej Seremet, do niedawna szanowany sędzia z Krakowa, mówi, że instytucja świadka koronnego jest przydatna. – W moim przekonaniu sprawdziła się przede wszystkim dlatego, że przerywa solidarność przestępców. Przestrzegałbym wszakże przed łatwym przekonaniem, że wszystkie informacje pochodzące od świadka koronnego są a limine wiarygodne. Świadek ten powinien zeznawać zgodnie z prawdą pod rygorem utraty swojego statusu, ale to nie oznacza, że prokurator lub sąd zwolnieni są od gruntownej oceny jego zeznań za pomocą innych dowodów.

Mariusz Kamiński, ujawniając rzekome (jak twierdzą prokuratorzy z Andrzejem Seremetem na czele) lub istniejące (jak upiera się on sam) zeznania świadka koronnego Piotra K. ps. Broda, popełnia grzech pychy. Sam staje się prokuratorem i sędzią zarazem. Ocenia, że Broda to wiarygodny świadek na wszelkie okoliczności.

Polityka 23.2011 (2810) z dnia 30.05.2011; Temat tygodnia; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Światek świadków"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną