Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Lepszy Kamiński od poprzednika

IPN ma kandydata na prezesa

Rada Instytutu Pamięci Narodowej rekomenduje parlamentowi, by prezesem IPN uczynił 38-letniego Łukasza Kamińskiego, obecnego szefa Biura Edukacji. Jaką wizję Instytutu ma młody historyk?

Dr Kamiński to uznany badacz dziejów opozycji demokratycznej w PRL. Ogłaszane przezeń zbiory źródeł (np. tyczących stosunku władz do KOR) i monografie (choćby ta o oporze społecznym w latach 1944 - 48) przynoszą ważkie argumenty w dyskusji nad najnowszą historią Polski. Naturalnie wśród wniosków Kamińskiego są i mocno dyskusyjne – choćby ta o powszechnym oporze narodu wobec komunistów w okresie tuż powojennym. Nad ewentualną prezesurą dr. Kamińskiego najmocniej jednak ciąży to, że pracował on w IPN – i to na wysokim stanowisku – za czasów poprzedniego prezesa Janusza Kurtyki. I zdawał się jakoś odnajdywać w atmosferze ówczesnego lustracyjnego podejścia do historii.

Kamiński przekonał większość członków Rady deklaracją o zamiarze „przekształcenia IPN-u w sprawnie funkcjonujący urząd państwowy” oraz zapewnieniem, że Instytut i jego prezes nie powinni uważać się za wyrocznię w kwestii rodzimej historii. Swoje zrobił też pewnie zamiar wprowadzenia jasnego podziału kompetencji między pionami IPN (ze stopniowym ograniczaniem roli pionu śledczego, zajmującego się tropieniem zbrodni hitlerowskich i komunistycznych) oraz plan rewolucyjnej zmiany zasad udostępniania archiwów. Zdaniem kandydata, decydującą rolę w procesie szukania dokumentów winni mieć badacze, którym należy umożliwić samodzielne wyszukiwanie dokumentów (teraz robią to pracownicy IPN).

Na tle podejścia poprzedniego prezesa IPN i części jego ekipy, taka wizja robi wrażenie wyważonej. Pod rządami Kamińskiego raczej nie będzie powrotu do lustracyjnej gorączki.  Takie nadzieje daje nie tylko osoba kandydata na nowego szefa Instytutu, ale również  niedawne zmiany w prawie, które osłabiły pozycję prezesa na rzecz Rady IPN. Swoje robi też atmosfera w kraju – a zdaje się, że teczkowe sensacje nikogo już nie pasjonują poza garstką polityków i ich najbardziej zapalonych wyznawców.

Jest to więc kandydatura kompromisu, wokół której nie powinno być kontrowersji i politycznych spektakli. I dobrze. Ważne jednak, aby nowy prezes, patrząc na historię IPN, nie dał się wciągnąć w polityczne gry, gdyż rozmaite naciski i próby wciągnięcia Instytutu w służbę partyjnych interesów mogą się nadal zdarzać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną