Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Z wątpliwościami, prawie jednomyślnie

Łukasz Kamiński prezesem IPN

Wskazany przez Radę IPN kandydat na prezesa dr Łukasz Kamiński uzyskał poparcie Sejmu prawie jednomyślne. Jeśli nie liczyć klubu SLD, który nie wziął udziału w głosowaniu, demonstrując w ten sposób, że tego instytutu w ogóle nie chce.

Taka demonstracja nie miała jednak żadnego znaczenia i prawie nie została zauważona wobec poparcia kandydata przez wszystkie pozostałe ugrupowania. Czy więc kandydat jest aż tak dobry (czeka go jeszcze głosowanie w Senacie), czy też ranga IPN tak bardzo zmalała? Kandydatura Kamińskiego budziła kontrowersje bardziej niż umiarkowane - jak na stanowisko tak kiedyś politycznie istotne, a w trakcie rządów Janusza Kurtyki bezwzględnie politycznie wykorzystywane.

Nawet wypowiedzi kandydata - z których się potem wycofywał - że Lech Wałęsa to Bolek, czy stwierdzenia w rodzaju, że wydałby książkę Gontarczyka i Cenckiewicza o Wałęsie, a nie wydałby „Złotych żniw” Grossa, nie wywołały szerszej dyskusji. Sejm zaś postąpił konsekwentnie, skoro zmienił ustawę i dał Radzie IPN prawo przeprowadzenia konkursu. To znaczy, że jej wybór uszanował, zapewne także nie chcąc przedłużać stanu tymczasowego, który trwa od śmierci Kurtyki.

Kandydat wprawdzie budził wątpliwości, ale nie aż takie, aby przewracać całą zbudowaną wcześniej konstrukcję. Tym bardziej, że jego działalność w czasie, kiedy lustracja wygasa i nie jest już nieodłącznym elementem politycznych rozgrywek, budzi coraz mniej emocji. Publikacje mało kto czyta (poza kręgiem historyków), a kandydat złożył kilka obietnic – jak jednakowe traktowanie wszystkich historyków (co może oznaczać poszerzenie kręgu autorów) i większy pluralizm publikacji.

Obiecał również stopniowe wygaszanie śledztw historycznych, które przez lata były ważnym elementem tak zwanej polityki historycznej, służącej ideowo budowie IV RP. W tej akurat sprawie przydałyby się deklaracje bardziej jednoznaczne i szybkie decyzje. Chociażby przekazanie całego pionu prokuratorskiego do prokuratury normalnej, gdyż liczba zatrudnionych w tym pionie prokuratorów - prowadzących na przykład kolejne ekshumacje, aby dowieść, że gen. Sikorski nie zginął w katastrofie gibraltarskiej - jest imponująca. Z kolei brak czyjegokolwiek nadzoru nad tym pionem (nie ma go prokurator generalny, a w praktyce nawet szef IPN) prowadzi po prostu do patologii.

Zlikwidowanie IPN nie jest obecnie możliwe. Jak wiadomo instytucję łatwiej zbudować niż ją zlikwidować, chociaż zapewne rozparcelowanie tego giganta i przekazanie akt do archiwów państwowych, a pieniędzy na badania naukowe instytucjom naukowym, byłoby bardziej celowe, tańsze, a naukowo bardziej efektywne. Łukasz Kamiński dostał więc szansę pokazania, że IPN nie musi być miejscem, gdzie tworzy się konflikty, forsuje jedną opcję ideową, wnosi zamęt w życie publiczne.

Przedstawiano go jako człowieka, który jako pierwszy prezes nie musi przechodzić lustracji, bo posiadł przywilej późnego urodzenia. To nie musi być akurat zaleta, bowiem dojrzałość i roztropność, jakiej nabywa się z wiekiem i doświadczeniem, akurat w IPN mogą być bardzo przydatne. Dostał jednak - trochę na kredyt - szansę, by pokazać, że IPN pod jego kierownictwem może stać się instytucją bez ideologicznego zacietrzewienia i chęci uczestniczenia w bieżących politycznych grach. Tak naprawdę był to bowiem wybór bez wyboru.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną