I rzeczywiście, diagnoza jest znana od lat - i tymi samymi słowami od lat opisywana. Platforma rządzi po to, by bronić interesów okrągłostołowego establishmentu, swojego zaplecza, partyjnych kolegów i prowadzi politykę transakcyjną. Polska jest już z pewnością klientem Niemiec, a staje się coraz większym klientem Rosji, ulegając potężnemu prorosyjskiemu lobby. Polityka zagraniczna służy wielkiej autodestrukcji naszej międzynarodowej pozycji, ale gdy PiS obejmie władzę i wzmocni więzy atlantyckie, biało–czerwona znów dumnie załopoce, a Polska stanie się krajem, z którym ponownie trzeba się liczyć. Klientelizm wobec Stanów Zjednoczonych jest przecież jak najbardziej w porządku.
Co trzeba zrobić, aby PiS wygrało wybory? Na przykład równo traktować partie polityczne czyli dopuścić PiS do mediów publicznych. I dać więcej pieniędzy na kampanię. Co PiS zrobi po wyborach? Połączy na przykład stanowiska prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, aby było jak za Ziobry. Oraz przywróci Mariusza Kamińskiego na stanowisko szefa CBA. Dopiero wtedy Polska będzie rzeczywiście praworządna i demokratyczna. Trzeba jeszcze powołać do życia Instytut Wolności Nauki (kręgi intelektualistów skupionych wokół PiS czują się przecież wykluczone z salonu). A także stanowczo eliminować z debaty publicznej słowa wulgarne, takie jak „hieny cmentarne” (to jest eliminacja minister Ewy Kopacz) „dorzynanie watahy” (tu eliminujemy Radosława Sikorskiego) oraz „bydło” (być może chodzi o Stefana Niesiołowskiego). Generalnie Polska ma być przecież bezpieczna, a oprócz tego nowoczesna i solidarna.
Nie ma się co znęcać nad powtarzalnością prezesa, w końcu stałość poglądów należy w polityce cenić. Trudno wprawdzie ową nowoczesność w nowym-starym programie dostrzec. Ale zapewne w praktyce rządzenia - jeśli do niej dojdzie - jakoś się ona objawi. Najpewniej w sposób znany z przeszłości, bowiem PiS, podobnie jak prezes, się nie zmienia. Kampania prezydencka była wyjątkiem i winowajcy tamtej niefortunnej przemiany zostali już ukarani.
Na razie jedynym nowym elementem programu jest dostrzeżenie, że kryzys nie jest wyłącznie winą rządu Tuska, ale ma wymiar globalny (choć oczywiście Tusk w Polsce go pogłębił). W kwestiach gospodarczych prezes nie był jednak aż tak szczegółowy, jak w sprawie powrotu Mariusza Kamińskiego do CBA. System podatkowy ma być efektywny, a nie represyjny, polityka ma być prorodzinna, a CiT i PiT jednakowe dla wszystkich. Jak to policzono - i czy nas na to stać - nie bardzo wiadomo.
Pozostaje więc na razie odwieczna już litania życzeń prezesa i jego diagnoza podstawowa, że w Polsce nie ma demokracji. Demokrację może przynieść dopiero PiS. Własne sondaże partii Jarosława Kaczyńskiego mówią, że ten moment już się zbliża. Nie jest to wykluczone, choć poza PiS mało kto w takie zdarzenie wierzy.