Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Poszerzanie wachlarza

Jak PiS rozgrywało w Polskim Radiu. Rozmowa z wiceprezesem PR

Wojciech Poczachowski (w środku) trafił do Polskiego Radia dzięki poparciu PiS. Wojciech Poczachowski (w środku) trafił do Polskiego Radia dzięki poparciu PiS. Maciej Jarzębiński / Forum
O Polskim Radiu i radiowej Trójce mówi Wojciech Poczachowski, odchodzący wiceprezes Polskiego Radia z nominacji PiS.

Wojciech Poczachowski, trafił do zarządu PR pod koniec 2009 roku z nominacji PiS. Był wówczas prezesem Radia Katowice. W ramach podziału łupów między PiS i SLD, przekazano mu kontrolę nad Programem Trzecim. To on był pomysłodawcą powołania na stanowisko dyrektora anteny Jacka Sobali, a po jego udziale w pamiętnym wiecu „Gazety Polskiej” (w miesięcznicę katastrofy smoleńskiej), protestował przeciwko jego odwołaniu.

Potem Poczachowski przez pół roku osobiście kierował anteną, do czasu powołania w listopadzie 2010 r. obecnej dyrektor Magdy Jethon. Wojciech Poczachowski po wyborze nowego prezesa Polskiego Radia odejdzie ze stanowiska.

Cezary Łazarewicz: Dlaczego radiowa „Trójka” była tak upolityczniona?

Wojciech Poczachowski: Ubolewałem nad tym, więc postanowiłem to zmienić.

Wprowadzając Jacka Sobalę?

Wydawał się optymalnym kandydatem, doświadczonym dziennikarzem, z bogatym radiowym dorobkiem. Miał wnieść ożywienie i wzbogacić ofertę programową, tak by „Trójka” odnosiła sukcesy. I jak pan wie, odniosła.

Czy to za sprawą nowego dyrektora?

To za jego czasów „Trójka” odnotowała pierwsze od lat rekordy słuchalności. Nawet po jego odejściu wyniki słuchalności programu były bardzo wysokie. To jest miarą naszego wspólnego sukcesu.

Zespół uważał, że odsuwając pracowników Trójki i oddając programy dziennikarzom „Rzeczpospolitej”, „Wprost” i „Gazety Polskiej” upolitycznił to radio.

Jeśli tak rzeczywiście jest, to mamy do czynienia z niezrozumieniem, czym są media publiczne. Nie można pewnych tytułów prasowych nie zauważać, tylko dlatego, że się ich nie lubi. Ja od początku byłem i jestem zwolennikiem poszerzenia wachlarza poglądów prezentowanych na antenie. Chciałem, żeby dziennikarze tych tytułów opiniotwórczych, które były już obecne na antenie, zostali wzmocnieni publicystami o poglądach dotychczas nieobecnych w Trójce. Nie było ani moim, ani jak sądzę redaktora Jacka Sobali zamierzeniem wymiana komentatora np. z „Gazety Wyborczej” na komentatora z „Gazety Polskiej”.

Mnie bardziej chodzi o tych, którzy prowadzili audycje, np. „Trójka po trzeciej”.

„Trójka po trzeciej” miała być swoistym wbiciem kija w mrowisko. Była to audycja podsumowująca dzień, by słuchacz od nas dowiedział się, co najważniejszego wydarzyło się w kraju i za granicą. Trudno byłoby dopatrzeć się w tych komentarzach jakiś ewidentnych złamań rzetelności dziennikarskiej czy naruszeń etyki zawodowej. Na antenie nie ma przecież znaczenia, czy dziennikarz jest lewicowy, prawicowy, czy z centrum. W mediach publicznych ważne jest jednak, żeby reprezentowane były różne poglądy. Szkoda, że „Trójka po Trzeciej” , podobnie jak „Trójka na kresach”, zniknęły z anteny Programu Trzeciego.

Ale te audycje prowadzili zwykle prawicowi dziennikarze: Tomasz Sakiewicz z „Gazety Polskiej”, i jego zastępczyni Katarzyna Hejke, a także Rafał Ziemkiewicz z „Rzeczpospolitej”.

Obiektywnie oceniając należy stwierdzić, że „Trójka” zawsze miała przechył na lewo i faktycznie była pozbawiona prawicowych dziennikarzy. Mnie zależało, by antena była miejscem ścierania się poglądów. Dla słuchacza nie ma nic gorszego, gdy prowadzący z zaproszonymi gośćmi „spijają sobie z ust” i we wszystkim się zgadzają. Nie tylko jest to nudne dla słuchacza, ale z anteny publicznej tworzy się wówczas tubę propagandową. Żeby być precyzyjnym - choć zrezygnowali - wśród zaproszonych do prowadzenia tego programu byli także Andrzej Jonas i Daniel Passent, dziennikarze, których trudno nazwać prawicowymi.

Tak właśnie było w „Trójce po trzeciej”, bo gdy prowadząca zaprasza do audycji swojego naczelnego, lub kolegę z redakcji, to trudno żeby się o coś spierali. Właśnie przeciwko temu protestowali radiowcy.

Mówi pan protestowali radiowcy. Wszyscy?

Większość zespołu.

Większość. Mniejszość. Jedni mówili tak, inni inaczej. Pewna grupa posługiwała się, być może nośnym argumentem, że oni tu pracują od dawna. Tej tezy nie da się jednak obronić przy wprowadzaniu nowości na antenie.

Problem w tym, że robili to ludzie z zewnątrz, a zespół tego nie akceptował.

Problem był inny. Ci z zewnątrz uszczknęli trochę czasu antenowego etatowym dziennikarzom Trójki. Odnosiłem czasami wrażenie, że mniejsze znaczenie miało, co mówią, ale to, że odbierają im – w ich mniemaniu - chleb. A jak najłatwiej poszerzyć spektrum poglądów obecnych na antenie? Można zwolnić jednych i zatrudnić na ich miejsce drugich, ale takiej możliwości nigdy nie brałem pod uwagę. Jeśli chce się urozmaicić obszar publicystyczny i informacyjny to trzeba jednak dać możliwość wypowiedzenia się innym dziennikarzom. Po analizie uznaliśmy, że można to było jedynie zrobić, zapraszając zewnętrznych komentatorów do prowadzenia konkretnych audycji. Chodziło o dopuszczenie do anteny opinii, które nie były dotąd na jej falach obecne. Można kogoś lubić lub nie lubić, zgadzać się z jego poglądami bądź nie ale trzeba, szczególnie w radiu publicznym dać możliwość wyrażenie swoich opinii i zapatrywań na świat, Polskę i całą otaczająca rzeczywistość wszystkim. Nie można niektórych dziennikarzy kneblować tylko ze względu na ich wyraziste poglądy.

Który z prowadzących „Trójkę po trzeciej” był zakneblowany? Tomasz Sakiewicz, który miał wówczas własną gazetę i autorski program w telewizyjnej Jedynce, czy Rafał Ziemkiewicz, publicysta „Rzeczpospolitej”, który również miał autorski program w TVP3.

Ci dziennikarze poszerzali obszar publicystyki, który do tej pory nie był reprezentowany na antenie „Trójki”. Przyciągali do radioobiorników nowych słuchaczy, nie odpychając przy tym dotychczasowych odbiorców. Jeszcze raz podkreślam, że o słuszności tych zmian świadczą rekordowe wówczas wyniki słuchalności Trójki.

Dlaczego ten reprezentowany wachlarz poglądów był tak wąski i ograniczał się do prawicowych dziennikarzy?

Nie zgadzam się z takim poglądem. Dziennikarze „Trójki” - tak jak wszyscy dziennikarze - mają swoje poglądy, więc nie mogą być w pełni obiektywni. Nie jest tajemnicą, że dominują wśród nich przekonania liberalno – lewicowe, a ja nigdy nie chciałem tego zmieniać. Moim celem było wyrównanie tego przechyłu. Polacy nie mają tylko poglądów mainstremowych, dlatego także Trójka nie powinna prezentować jednostronnych opinii. Jeżeli analizowałbym poszczególne programy pod względem sympatii politycznych, to na przykładzie audycji chociażby Jerzego Sosnowskiego, doszedłbym do zupełnie innych wniosków, niż pan.

Dla równowagi dołożył mu Pan więc Wojciecha Reszczyńskiego z „Naszego Dziennika”?

Nawet z panem redaktorem Wojciechem Reszczyńskim było jeszcze 2:1 dla poglądów liberalno-lewicowych. Bo oprócz Jerzego Sosnowskiego był jeszcze Dariusz Bukalski. Razem „dęli w jedną dutkę”. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby dołączyć do nich innego dziennikarza. Ale nie może być tak, że jeden dziennikarz mówi co mu ślina na język przyniesie, a inni mają tylko słuchać. Dzięki redaktorowi Reszczyńskiemu toczył się na antenie Trójki dialog ze wspomnianą dwójką dziennikarzy chociaż nie bezpośredni. Kiedy mówimy o upolitycznienu mediów, to się zwykle spekuluje, który prezes jest sympatykiem jakiej partii i jakie są jego korzenie ideowe.

W radiu akurat wszystko jest jasne: prezes Jarosław Hasiński jest z SLD, a pan jest z PiS.

Po pierwsze zostałem wybrany członkiem Zarządu PR w procedurze konkursowej i nie byłem nominowany przez żadną partię. Podobnie było z prezesem zarządu, który wygrał konkurs na to stanowisko. Po drugie nie można zakładać, że ludzie nie mają poglądów, albo, że się ich nagle pozbędą. Jeśli ktoś tak uważa jest hipokrytą. Istotne jest, żeby niezależnie od tego, skąd przychodzi naczelny, czy prezes, potrafili wznieść się poza swoje subiektywne spojrzenie polityczne.

A pan się wzniósł?

Starałem się odpolitycznić „Trójkę”. I wydaje mi się, że dopóki nie wróciła tam Magda Jethon, to mi się udawało.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną