Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prezydent ratuje Radę

Bronisław Komorowski nie rozwiązał KRRiT

Prezydent przyjął sprawozdanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i tym samym przedłużył jej kilkumiesięczny żywot.

Argumentacja oficjalna jest racjonalna – ta rada miała niewiele czasu na wykazanie się, co tak naprawdę zdziała, w dodatku potrzebna jest jako rodzaj kontrolera na czas kampanii wyborczej, by nie pogłębiać chaosu w mediach publicznych. Być może istotna była także mniej oficjalna, kuluarowa interpretacja, że to przecież prezydent w gruncie rzeczy przesądził o politycznym kształcie tej rady, wytypował do niej swoich ludzi i prawne wątpliwości, czy mógłby ich powołać ponownie - bo i taki scenariusz rozważano - wcale nie były do zlekceważenia (jak to u nas, przepisy są wyjątkowo nieostre). W każdym razie awantura polityczna byłaby ogromna, a uruchomienie przed wyborami przetargu politycznego o nową obsadę być może nie warte zachodu.

Nikt nie ukrywał, że odrzucenie sprawozdania przez Sejm i Senat miało wyraźny podtekst polityczny – poskromienie lewicy, która bardzo zakorzeniła się w mediach, forsowała swoich kandydatów na stanowiska i miała wyraźnie małą skłonność do jakichkolwiek kompromisów. Za symboliczne można więc uznać odrzucenie przez KRRiT w przeddzień decyzji prezydenta kandydatury Jerzego Hasińskiego, obecnego prezesa Polskiego Radia. Hasiński ubiegał się o pozostanie na tym stanowisku i był zdecydowanym faworytem lewicy, reprezentowanej przez Włodzimierza Czarzastego (nikt nie ma wątpliwości, kto tak naprawdę w mediach, a już zwłaszcza w radiu, karty rozdaje).

KRRiT rzuciła więc prezydentowi rodzaj linki ratunkowej, dała znak, że z lewicowym naporem sobie jakoś poradzi, tak jak powoli radzi sobie prezes TVP Juliusz Braun, zmieniając część tych osób na kierowniczych stanowiskach, które zbyt jednoznacznie kojarzone były z SLD, czy Stowarzyszeniem Ordynacka. Zapewne na opuszczone miejsca szerszą falą wejdą ludowcy znani ze swojej skuteczności w obsadzaniu stanowisk w mediach i trwaniu z różnych układach. Może się to nawet podobać PO, której zależy na dobrym wyniku PSL w wyborach.

Decyzja prezydenta niczego więc w gruncie rzeczy nie zmienia, nie znosi pól konfliktów, nie przyspiesza żadnych zasadniczych przekształceń, nie rozwiązuje problemu finansowania, z którym telewizja i radio się borykają. Radzie przedłużono kredyt i tyle. Trudno w decyzji prezydenta dopatrzeć się też potencjalnego konfliktu między nim a Platformą, w której zapał do odwoływania KRRiT był umiarkowany, bo pomysł zrodził się nagle i bez porządnego uzasadnienia. Odrzucać sprawozdanie, po to, by aby powtrzymać Czarzastego i tworzyć nowe koalicje medialne wydaje się pomysłem dość absurdalnym, a do tego w gruncie rzeczy całą tę operację można byłoby sprowadzić.

Racjonalna decyzja prezydenta ma jednak wyłącznie tę zaletę, że jest w miarę racjonalna. Nie daje jednak obietnicy nowej kompleksowej ustawy medialnej, zgłoszenia pomysłu na uregulowanie sposobu finansowania, czy wyboru przyszłych władz, tak aby uniknąć partyjnych blokad. Na rozważania, co zrobić z mediami publicznymi, PO straciła całą kadencję parlamentu, bo Donald Tusk wyraźnie nie miał zapału do żadnych reform tej sfery, a minister kultury okazał się zbyt słaby. Być może straci następną i problem sam się rozwiąże – albo upadek, czyli znaczne ograniczenie roli mediów publicznych, albo skrajna komercjalizacja.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną