Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Spadł samolot, zaczynają lecieć głowy

Publikacja raportu ws. katastrofy i dymisja

Bogdan Klich nie jest już ministrem obrony narodowej. Właściwie już po 30 minutach prezentacji raportu Komisji Millera dziennikarze zaczęli szeptać – no to już po Klichu.

Sam zainteresowany też musiał tak pomyśleć, kiedy dzień wcześniej pozwolono mu zapoznać się z raportem. Trudno się dziwić, że już wczoraj na ręce premiera złożył dymisję. Trudno się również dziwić, że premier ją przyjął. Takie tezy raportu jak: niesprawny system szkolenia w wojskowym 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, brak nadzoru, czy właściwie fikcyjny system kontroli nad tą elitarną w sumie jednostką nie pozostawia złudzeń, kto ponosi formalną odpowiedzialność za katastrofę. Formalną, bo jak ustaliła komisja, główną przyczyną katastrofy były błędy popełnione przez pilotów. Błędy, na które właściwie byli skazani. Skoro niedbale ich uczono, nie weryfikowano umiejętności na symulatorach, eksploatowano ponad miarę, to jak mieli nie popełniać błędów? Najgorsze jest to, że popełniali ich całe mnóstwo i to od dawna, ale nikt nie reagował. Chora okazała się cała struktura. A tak się składa, że jej uwieńczeniem jest minister obrony narodowej.

Minister, który dostał już jedno straszne ostrzeżenie, że w siłach powietrznych dzieje się bardzo źle. W katastrofie Casy pod Mirosławcem w styczniu 2008 r. zginął kwiat polskiego lotnictwa. Analiza wypadku bezlitośnie obnażyła błędy, zaniedbania, a momentami wręcz lekceważenie procedur i podstawowych zasad bezpieczeństwa. Po raporcie z tamtej katastrofy żaden minister nie mógł mówić, że nie wiedział, nie zdawał sobie sprawy. Katastrofa smoleńska nie miała prawa się wydarzyć. Nie w takich okolicznościach i z takich przyczyn, które jak wynika z raportu Komisji Millera, okazały się niemal identyczne, jak w przypadku katastrofy Casy.

Minister Klich bierze na siebie odium za złe decyzje i brak kompetencji własnych podwładnych. Po katastrofie usprawiedliwiał się, że w papierach było wszystko w porządku, że oszukiwano go. Zapewniano, że są nowe procedury, nowe metody szkolenia. To dziecinne tłumaczenie. Rolą ministra jest patrzenie na ręce swoich podwładnych. Dobieranie współpracowników, którzy gwarantują najwyższe standardy. Takich ludzi najwidoczniej koło niego zabrakło. Dopóki ci, którzy usypiali podejrzenia ministra nie odejdą z wojska trudno liczyć, że coś się zmieni, że będzie w porządku nie tylko w papierach. Na odejściu ministra Klicha dymisje nie powinny się skończyć.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną