Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

W błocie

Pies czyli kot

Czy oni nas traktują jak ludzi, czy jak bydło? – usłyszałem niedawno w tłumie pasażerów wychodzących na ulicę Kijowską z remontowanego właśnie dworca Warszawa Wschodnia.

Szliśmy drogą gruntową pełną błota i kałuż – jedyną łączącą dworzec z miastem. Pytanie zadała pani stojąca po kostki w kałuży z walizką na kółkach, która ugrzęzła w czarnej mazi. Jakiś pan przeskoczył z jednej strony, ja z drugiej – ochlapaliśmy siebie nawzajem, tę panią i innych, bo po błocie należy chodzić niespiesznie, ale trudno. Nieśliśmy walizkę, a pani mówiła dalej: – Ja rozumiem, że stadion to skomplikowana budowa, więc coś gdzieś przecieka, rozumiem, że Chińczycy to skomplikowana sprawa, ale dlaczego nikt nie zajmie się tym kawałkiem błota, po którym co dzień chodzą tysiące utytłanych ludzi w przemoczonych butach? Dlaczego oni nam to robią? Tak spytała. Padł właśnie ten znany z peerelowskich czasów zaimek „oni” – wszechwładni decydenci. Pytanie nie było głupie. Co więcej – owa pani sama na nie odpowiedziała. Bezbłędnie: – Bo nas nie szanują.

Można oczywiście to błoto zlekceważyć i uznać je za nieistotny szczegół wobec znacznie ważniejszych spraw, które co dzień leją nam się na głowy z prasy, z nieba i telewizorów. Ale uznałem, że nie zlekceważę. Błoto przecież różnie się demonstruje. Na dworcu prymitywnie – jako ziemia z wodą, w państwowych urzędach – jako umysłowa ciasnota, ksenofobia, demonstracyjne lekceważenie ludzkich potrzeb i po prostu prawdy, bo jak mówi filozof: „prawdziwe jest to, co odpowiada człowiekowi”, a nie to, co odpowiada urzędnikowi.

W Biłgoraju, w którym przez kilka lat mieszkał Isaak Bashevis Singer, radni zrezygnowali z głosowania nad nazwaniem jednej z ulic w mieście nazwiskiem pisarza. Sprawa zaczęła się sześć lat temu, kiedy po raz pierwszy podjęto taką próbę. Szczególnie mocno protestowali wówczas: Młodzież Wszechpolska, Liga Polskich Rodzin oraz Rejonowy Komitet Obywatelski Ziemi Biłgorajskiej, którego przewodniczący Marian Jagusiewicz prozę Singera nazwał „pornografią klozetową” i „jednym wielkim podręcznikiem zboczeń”. W tym roku Jagusiewicz zredagował kolejną ulotkę. Zwolenników pisarza uznał za „propagujących zło”, „niszczących polską kulturę” oraz „wartości narodowe i katolickie”. Dodał, że Singer „poprzez swoje plugastwa przynosi złą sławę naszemu miastu”. Biłgorajscy radni potulnie zrezygnowali z głosowania nad nadaniem ulicy imienia Singera. Projekt zdjęto z porządku obrad pod jakimś formalnym pretekstem. Oczywiście nikt nie mówi głośno o antysemityzmie.

Kolejne błoto. Czytanie projektu ustawy o związkach partnerskich odbyło się nie na sali plenarnej Sejmu, tylko w podkomisji. Praktycznie nie ma mowy o jej poważnym potraktowaniu. Prymitywne dowcipy wybranych przez nas przedstawicieli narodu wypełniły salę po sufit.

Słynny poseł Węgrzyn, wyrzucony z PO za żarty o lesbijkach, na które chętnie by popatrzył, tym razem proponował zalegalizowanie „trójkącików”. Inni popisywali się dowcipnym dialogiem. – Może wprowadzić przepis, żeby u notariusza sprawdzać, kto jest chłopcem, a kto dziewczynką? Tylko jak sprawdzać? – Chyba rentgenem, bo przecież do majtek nie będziemy im zaglądać. Całość podsumowała posłanka Wróbel (PiS): – Ta ustawa uderza w porządek moralny, społeczny, konstytucyjny i w prawa człowieka. Ten projekt powinien się nazywać pseudomałżeństwem albo promowaniem pseudorodziny. Tak toczyła się dyskusja nad jednym z najważniejszych społecznych projektów o wolności i godności człowieka.

Po norweskiej tragedii niektórym naszym politykom popękały plastikowe półpancerze praktyczne poprawności politycznej. Szef Klubu Parlamentarnego Platformy Tomasz Tomczykiewicz poproszony o komentarz w sprawie Breivika powiedział o potrzebie kary śmierci. Nie był jedyny. Kandydat na posła, który kiedyś wysoko skakał o tyczce, a dziś startuje z list PSL, po gospodarsku się wypowiedział, że dożywocie dla Breivika to po prostu marnowanie pieniędzy. Podatnicy mają utrzymywać takiego przez wiele lat? Powiesić go jest znacznie oszczędniej.

Znów grzęźniemy w błocie pogardy dla człowieka. Tym razem w błocie pewności, że gdy kogoś zabijemy, problem zostanie rozwiązany.

Polityka 32.2011 (2819) z dnia 02.08.2011; Felietony; s. 91
Oryginalny tytuł tekstu: "W błocie"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną