Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Konferencja MAK: protokół rozbieżności

Lotnisko w Smoleńsku, lampy przed pasem startowym. Lotnisko w Smoleńsku, lampy przed pasem startowym. Jan Kucharzyk/East News / EAST NEWS
Na konferencji w Moskwie przedstawiono odpowiedź ekspertów rosyjskiego MAK-u na polski raport o przyczynach katastrofy smoleńskiej, zaprezentowany w zeszłym tygodniu przez ministra Jerzego Millera.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że konferencja zwołana została jedynie po to, aby podkreślić różnice między polską a rosyjską stroną – gdyż MAK pozostaje przy swoim raporcie, który opublikowano w styczniu. Jedną z głównych różnic jest to, że zdaniem raportu MAK-u załoga TU-154 próbowała lądować, podczas gdy przygotowujący polski raport uważają, że było to tylko próbne podejście, które skończyło się fatalnie.

Komisja rosyjska podkreśla, że lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku nie było otwarte czasowo - jak napisano w polskim raporcie - ale otwarte i działające stale (sprawność i sytuacja pogodowa zostały potwierdzone przez szefostwo lotniska). W dniach 7-10 kwietnia nie było żadnych sygnałów od innych lądujących załóg, które mogłyby zgłosić jakieś problemy techniczne na lotnisku.

Zdaniem rosyjskiej strony polscy piloci ani przez chwilę nie byli przekonani, że lecą nieprawidłowym kursem – cały czas byli informowani m.in., że prędkość schodzenia jest zbyt duża.

Rosjanie potwierdzają również, że obecność w kokpicie generała Błasika wywierała – ich zdaniem – nacisk psychologiczny na załogę TU-154, aby jednak lądować, pomimo widoczności 6 razy gorszej niż minimalna (według polskiej strony takich nacisków nie było). Przedstawiciele MAK podkreślają, że ich zdaniem załoga próbowała mimo wszystko wypatrzeć ziemię i lądować, co ostatecznie doprowadziło do katastrofy. Przedstawiciele MAKu stwierdzili również, że ze względu na mgłę nie było żadnych możliwości wypatrzenia latarni przed pasem startowym (w polskim raporcie napisano, że część świateł mogła być niesprawna).

Zdaniem raportu Millera załoga polskiego samolotu rządowego podjęła prawidłowe decyzje - jeżeli chodzi o podchodzenie do lądowania oraz przerwanie tego manewru - choć nie mogła ich zrealizować gdyż było już za późno. Tymczasem MAK twierdzi, że właśnie ze względu na błędne decyzje załogi nie było już czasu i możliwości na wyciągnięcie samolotu, który był zbyt nisko.

Przedstawiciele MAK podkreślali, że to ich raport, włącznie z uwagami polskiej strony – zgodnie z konwencją chicagowską – jest oficjalnym dokumentem ze śledztwa, podczas gdy opublikowany w zeszłym tygodniu raport polskiej strony jest jedynie dokumentem wewnętrznym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną