Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zarysowana twarz Sojuszu

Przedwyborcze turbulencje na listach SLD

Rezygnacje ze startu w wyborach z list SLD Roberta Biedronia i Wandy Nowickiej są sporym problemem dla Sojuszu. Wygląda na to, że wbrew temu, co słyszeliśmy przez ostatnie lata, partia nie jest ani zbyt postępowa, ani pokoleniowo odmieniona.

Robert Biedroń to znany działacz gejowski, równie znana Wanda Nowicka od lat walczy o liberalizację ustawy antyaborcyjnej. Oboje – tak przynajmniej twierdzą – mieli obiecane, że dostaną wysokie miejsca na listach SLD do Sejmu. Składającym te obietnice miał być przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski. Mimo to zarówno w przypadku Biedronia, jak i Nowickiej, ich pozycje w końcowym rozdaniu byłyby niższe. Oboje zareagowali więc ostentacyjną rezygnacją ze startu w wyborach. Jeśli dodać do tego niedawne deklaracje innej kandydatki, Doroty Gardias (szefowej związku zawodowego pielęgniarek), że zrezygnuje, jeśli zamiast obiecanej „dwójki” na gdyńskiej liście Sojuszu, dostanie niższą pozycję (a na to się zanosiło), to widać wyraźnie, że SLD ma problem ze swym wizerunkiem.

Grzegorzowi Napieralskiemu trudno będzie wytłumaczyć wyborcom, szczególnie młodym i wywodzącym się z mniejszości seksualnych i organizacji feministycznych, dlaczego z list jego partii nie wystartują czołowi reprezentanci środowisk bliskich lewicy. Trudno będzie też wytłumaczyć dlaczego – jak wyliczyła Agnieszka Kublik z „Gazety Wyborczej” – tylko niecałe 10 procent „jedynek” na listach SLD dostały kobiety. Dla porównania – w PO, którą politycy Sojuszu konsekwentnie nazywają partią prawicową i stawiają pod względem światopoglądowym na równi z PiS, kobiety zajęły 34 procent pierwszych miejsc.  

Choć szef SLD otacza się młodymi działaczami i kreuje wizerunek Sojuszu jako partii młodej i dynamicznej, to problemy Biedronia, Nowickiej i Gardias pokazują, że rzeczywistość jest jednak inna. Że wciąż silny i wpływowy, choć mało widoczny, jest stary, eseldowski „beton” tkwiący korzeniami w poprzednim systemie (za układanie list wyborczych w SLD odpowiada poseł Leszek Aleksandrzak, były pracownik KW PZPR w Kaliszu). Problemem nie jest jednak proweniencja tych działaczy, ale ich mentalność i raczej konserwatywny, wyniesiony z PRL, pogląd na rolę kobiet i przedstawicieli mniejszości seksualnych w polityce: wyciąć się nie da, ale można zmarginalizować. I to na razie w SLD się udało. Niestety.

 

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną