Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Liberał po przejściach

Ewolucje Tuska

Tusk nie odwrócił się od liberalizmu, ale odciął się od liberalnego doktrynerstwa i fanatyzmu. Tusk nie odwrócił się od liberalizmu, ale odciął się od liberalnego doktrynerstwa i fanatyzmu. Adam Chełstowski / Forum
Droga, jaką w życiu publicznym przebył Donald Tusk, pokazuje, jak przez lata zmieniały się w Polsce polityka i oczekiwania wyborców.
Doktryna Tuska pozwala na dwie przeciwstawne interpretacje. Jedna widzi w niej troskę o przyszłość reform, druga – o reformatorów.Filip Błażejowski/Forum Doktryna Tuska pozwala na dwie przeciwstawne interpretacje. Jedna widzi w niej troskę o przyszłość reform, druga – o reformatorów.
Janusz A. Majcherek – filozof i socjolog kultury, profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.Toamsz Wiech/Agencja Gazeta Janusz A. Majcherek – filozof i socjolog kultury, profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Donald Tusk najwyraźniej trafił na swój czas, skoro po pełnej kadencji stoi przed szansą przedłużenia mandatu szefa rządu na kolejne cztery lata, co nie udało się żadnemu politykowi III RP. Popularna interpretacja tłumaczy ten (przynajmniej sondażowy) sukces ulokowaniem w kontrapozycji do Jarosława Kaczyńskiego, a więc odmawia mu autonomicznego statusu. To opinia niesprawiedliwa i nietrafna. Do władzy wyniosły Donalda Tuska przekształcenia polskiego społeczeństwa, ale też przemiany, jakie zaszły w nim samym od politycznego debiutu. (O fenomenie „tuskizmu” ciekawie pisał Mariusz Janicki w artykule „Czy Tusk zasługuje na więcej” – POLITYKA 38).

Najważniejszym rezultatem transformacji stało się przekształcenie społeczeństwa polskiego w społeczeństwo klasy średniej, której powstanie uznawano często u progu i w trakcie przemian za warunek osiągnięcia politycznej dojrzałości i stabilności demokratycznego systemu. Zdarzały się nawet przedwczesne próby politycznego dyskontowania procesów w tym kierunku zmierzających. Najbardziej spektakularne było desperackie odwołanie się w kampanii wyborczej 2001 r. ginącej Unii Wolności do zbyt słabej wówczas lub głuchej na to wołanie klasy średniej. Lecz po kilku latach, w 2007 r., liczebność i mobilizacja owej nowej i młodej wielkomiejskiej klasy, „nowego mieszczaństwa”, okazały się już wystarczające, by przesądzić wynik wyborów parlamentarnych na korzyść PO i jej lidera. Karkołomna i szybko upadła koalicja PiS-LPR-Samoobrona była tragifarsowym epilogiem polityki opartej na tradycyjnym, roszczeniowym elektoracie robotniczo-chłopskim, podobnie jak kilka lat wcześniej dobiegł końca, wraz z upadkiem koalicji AWS-UW, inteligencko-robotniczy sojusz, stojący niegdyś u podstaw Solidarności i postsolidarnościowego obozu politycznego.

Polityczny pragmatyzm

Przemiany, jakich w tym czasie doznał i dokonał w sobie Donald Tusk, ujmuje się zwykle jako porzucenie liberalizmu na rzecz pragmatyzmu. To uproszczenie, a w wielu aspektach nieporozumienie. Po pierwsze, liberalizm jest doktryną szerokozakresową i elastyczną (wbrew lewicowym oskarżycielom), więc w znacznym stopniu pragmatyczną, zatem nie trzeba dokonywać zdrady liberalizmu, by zostać pragmatykiem.

Po drugie, pragmatyzm nie jest (wbrew prawicowym oskarżycielom) równoznaczny z ideową pustką, bowiem to także całkiem poważny i znaczący nurt filozoficzny, mający swoje bogate doktrynalne zaplecze i dorobek, zatem nie trzeba się wyrzekać idei i przekonań, by stać się pragmatykiem.

Po trzecie, każda polityka jest i musi być pragmatyczna, bo rozgrywa się w sferze praktyki (społecznej, ekonomicznej itd.) i według pragmatycznych kryteriów jest oceniana, zatem nie można uprawiać polityki nie będąc pragmatykiem.

Po czwarte, Donald Tusk już na początku swej aktywności publicznej, za czasów Solidarności lat 1980–81, zrozumiał konieczność łączenia w polityce ideowości z pragmatyzmem. Jak wspominał ówczesne prace nad formułą zmiany komunistycznego systemu, „pragmatyzm, podobnie jak to działo się wiele lat później, kazał szukać rozwiązań możliwych, a nie idealnych z punktu widzenia liberalnego kanonu”. Znawca i monografista współczesnego polskiego liberalizmu Jerzy Szacki uznał wręcz pragmatyzm za wyróżnik środowiska gdańskich liberałów, współtworzonego przez Tuska: „gdańscy liberałowie okazali się »pragmatykami«, tj. mniej sobie cenili doktrynalną czystość, bardziej natomiast zdolność rozwiązywania praktycznych problemów, które w naszych warunkach rzadko na taką czystość pozwalają”.

Wydawanie ideowego, podziemnego pisma „Przegląd Polityczny”, będącego organem gdańskiego liberalizmu, łączył Tusk z narastającym w tym środowisku przekonaniem o doniosłości praktycznych rozwiązań konkretnych problemów gospodarczych. Dawał temu świadectwo także w praktyce rozumianej dosłownie jako współtwórca i współuczestnik ruchu gdańskiej „nowej przedsiębiorczości” drugiej połowy lat 80., współpracownik niezależnej firmy wykonującej prace wysokościowe (spółdzielnie Świetlik, potem Gdańsk, będące gospodarczym zapleczem gdańskiej opozycji).

Już wtedy z niektórych kręgów Solidarności płynęły pod adresem gdańskich liberałów zarzuty o zdradę ideałów na rzecz praktycznych korzyści, bo etos opozycyjnego inteligenta wciąż kojarzył się z nieustającymi dyskusjami o pryncypiach („romantyczną bezradnością” – szydził Tusk), a kłócił z doraźną praktycznością.

Doktryna Tuska

Zarzucanie Tuskowi bezideowości to nieporozumienie. Sygnowane jego nazwiskiem kompendium „Idee gdańskiego liberalizmu” już w tytule zdradza ideowe nasycenie liberalnych deklaracji i rozważań w nim zebranych. Liberalizm był dla niego wyznaniem wiary, ale i przemyślanym wyborem ideowym, przez lata skazującym zresztą na marginalną pozycję w Solidarności i III Rzeczpospolitej, zatem bezinteresownym. Tusk nie odwrócił się od liberalizmu, ale odciął się od liberalnego doktrynerstwa i fanatyzmu. Przykładem drugiego jest Janusz Korwin-Mikke, za przykład pierwszego w kręgu Tuska uznano Leszka Balcerowicza.

Konflikt z ojcem liberalnych reform jest przykładem kłótni w rodzinie, a takie bywają szczególnie zajadłe i dotkliwe. Znalazł w nim wyraz fundamentalny problem pierwszej kadencji Tuska na stanowisku premiera, jakim stało się tempo koniecznych reform. O ich konieczności przekonał światowy kryzys i stan polskich finansów publicznych. Liberalna ekipa znających się na ekonomii pragmatyków wydawała się idealnym wykonawcą niezbędnej i od dawna podpowiadanej przez ekonomistów racjonalizacji wydatków budżetowych. Tymczasem premier otwarcie wyłożył powody, dla których nie zamierza tych suflowanych mu decyzji podejmować w oczekiwanym od niego tempie i zakresie. Ta „doktryna Tuska” głosi, że należy podejmować tylko takie działania reformatorskie i tylko w taki sposób, by nie wywołały one sprzeciwu społecznego, mogącego spowodować usunięcie reformatorów i wyniesienie do władzy ich przeciwników, którzy anulują owe reformy, czego rezultatem będzie brak reform i reformatorów u władzy.

Innymi słowy: nie można podejmować „bolesnych” reform, bo „reformy nie są po to, aby bolały”. Spór toczy się wokół wątpliwości, czy możliwe są reformy bezbolesne, a więc czy skuteczne może być lekarstwo, które wszystkim smakuje. Krytycy twierdzą, że takich lekarstw nie ma, a tych, które należałoby zaaplikować, nie musiałby akurat łykać elektorat PO, zatem na pozycji tej partii zaordynowanie takiej gorzkiej terapii by się nie odbiło.

Doktryna Tuska pozwala na dwie przeciwstawne interpretacje. Jedna widzi w niej troskę o przyszłość reform, druga – o reformatorów. Pierwsza odczytuje ją jako wyraz odpowiedzialności, druga – koniunkturalizmu. Dla apologetów to dowód chwalebnej ostrożności mającej zapewnić krajowi stabilność, dla krytyków to dowód asekuranctwa mającego zapewnić PO pozostanie u władzy. W istocie jednak możliwa jest wykładnia łącząca obie. Pozostanie u władzy PO ma zapewnić krajowi stabilność, którą zakłóciłby powrót do niej PiS. Wielu wyborców przyjmuje i akceptuje taką właśnie interpretację.

Rozpoczynający na przełomie lat 1989/90 działalność Kongres Liberałów krytykował Balcerowicza za… zbyt wolne tempo reform. Środowisko gdańskich liberałów zrobiło błyskawiczną karierę, gdy po zwycięstwie popieranego przez nich w wyborach prezydenckich Lecha Wałęsy tekę premiera otrzymał od niego Jan Krzysztof Bielecki, ale trzy lata później nastąpiła katastrofa KLD w wyborach parlamentarnych.

To bolesne wydarzenie do dziś tkwi w pamięci Tuska i jego politycznego otoczenia jako memento. Ostentacyjna propaganda liberalna ówczesnej kampanii wyborczej KLD została przez straumatyzowane terapią szokową społeczeństwo odebrana jak prowokacja i odrzucona z niesmakiem. 12 lat później sam Tusk i kierowana przez niego PO polegli w wyborczym starciu z Lechem Kaczyńskim i prowadzonym przez jego brata PiS, którzy zdołali narzucić temu konfliktowi politycznemu etykietę walnego starcia Polski solidarnej z liberalną.

Te i inne doświadczenia i przeżycia z okresu 20 lat III RP w najbliższym otoczeniu Tuska i w nim samym wywołały zmiany dające się sprowadzić do dwóch tendencji: coraz mniej ideowego pryncypializmu i doktrynerstwa, coraz więcej konserwatyzmu i pogodzenia z narodowym charakterem Polaków.

Gdańscy liberałowie

Liberalizm jest indywidualistyczny, a liberałowie bywają wyniosłymi elitarystami. To sprawia, że w polskim kolektywistycznym i egalitarystycznym społeczeństwie liberalne ugrupowania nie mają sprzyjających warunków. Przez lata komentatorzy rodzimej polityki przekonywali, że żadna partia liberalna nie przekroczy tu kilkunastoprocentowego poparcia. Ale polityczna ewolucja Tuska nie była wyłącznie wynikiem koniunkturalnego dostosowania do warunków działania, jak mu zarzucają krytycy. Doktrynalne pomiarkowanie i polityczny pragmatyzm to wynik narastającego doświadczenia politycznego. Gdańscy liberałowie byli natomiast od zawsze antyelitarystyczni, czego świadectwem zarówno poparcie w 1990 r. plebejskiego Wałęsy przeciw wysuniętemu przez warszawskie elity Mazowieckiemu, jak i odejście Tuska z Unii Wolności, gdy owe elity przeforsowały na przewodniczącego partii Bronisława Geremka.

Lecz ów antyelitaryzm zaczął się stopniowo nasycać konserwatyzmem, co było już wynikiem pewnych przemyśleń i przewartościowań ideowych, dokonujących się w najbliższym otoczeniu Tuska, czyli gronie jego gdańskich przyjaciół. „Problem czystości idei liberalnej w konfrontacji z polską tradycją, a szczególnie katolicyzmem, i szans upowszechnienia indywidualizmu w miejsce kolektywizmu był obecny w wewnętrznych debatach od pierwszych dni istnienia KLD” – wspominał Tusk zasadnicze rozterki nękające jego ideowe i polityczne środowisko. Wtedy stanął po stronie liberalizmu integralnego przeciw konserwatyzmowi.

Zostając liderem PO był już z ową „polską tradycją, a szczególnie katolicyzmem” pogodzony (czego symbolicznym przypieczętowaniem stało się zawarcie kościelnego ślubu z prawną małżonką). I choć współzałożyciel PO Maciej Płażyński uznał tę konserwatywną reorientację za zbyt ostrożną i niekonsekwentną, podając to jako powód swojego odejścia z PO, to jednak partia stała się liberalno-konserwatywną, a nawet konserwatywno-liberalną (lecz sam Tusk uniknął popadnięcia zarówno w neokonserwatyzm, jak i neoliberalizm, tak wówczas modne i ekspansywne, ani nie zboczył na pozycje nacjonalistyczno-autorytarne, jak niegdysiejszy węgierski liberał Victor Orbán). Zamiast postulowanego na początku lat 90. przez niektórych działaczy KLD „przewartościowania narodowego dziedzictwa”, w PO nastąpiło przewartościowanie stosunku do niego. Także koalicja z PSL była czymś więcej niż tylko wynikiem politycznej kalkulacji – to wyraz zmiany podejścia do ludowej tradycji.

Przedstawiciel politycznego środka

Ten sam trend, który zapewnił Tuskowi i jego partii społeczne poparcie, może go jednak też poparcia pozbawić. Tendencje liberalne i permisywne w polskim społeczeństwie postępują nadal, a badania pokazują, że elektorat PO jest już w wielu kwestiach obyczajowych i kulturowych (związki partnerskie, in vitro, rola religii w życiu publicznym, etyka seksualna i społeczna) bardziej liberalny i otwarty niż działacze tej partii. Procesy obustronnych przemian, które zbliżyły Tuska i PO do polskiego społeczeństwa, mogą ich od siebie oddalić. Na początku lat 90. Tusk był zbyt liberalny dla konserwatywnego polskiego społeczeństwa, wkrótce może się okazać dla niego (a przynajmniej dla dominującej w nim klasy średniej) zbyt konserwatywny.

Nie stanie się tak zapewne, dopóki jego głównym oponentem, a w istocie najlepszym sprzymierzeńcem, pozostanie Jarosław Kaczyński. On także przeszedł w ciągu lat przemianę, która go zawiodła do przymierza z Radiem Maryja. Na tym tle Tusk pozostaje politykiem ideowego umiaru i doktrynalnej powściągliwości, czyli przedstawicielem politycznego środka.

Dość dawno temu, bo w 1978 r., Leszek Kołakowski napisał artykuł zatytułowany „Jak być liberalno-konserwatywnym socjalistą”. Wielu czytelników odebrało i odbiera do dzisiaj analizy przedstawione pod tak prowokacyjnym tytułem jako intelektualną prowokację lub żart. Tymczasem główna teza jest postawiona serio i trudno jej odmówić racji. Otóż idee i wartości w demokratycznej polityce przenikają się, czerpane z różnych źródeł, i jedynie dogmatyk lub fanatyk odrzuca wszystkie pochodzące spoza wyznawanej przez niego doktryny, popadając w doktrynerstwo i fanatyzm.

Różnice pomiędzy racjonalnymi opcjami politycznymi tkwią w proporcjach, w jakich łączą one i mieszają owe idee i wartości. Donald Tusk te proporcje w toku swej politycznej aktywności zmieniał, a zestaw ideowych i aksjologicznych ingrediencji w ofercie przez niego obecnie prezentowanej polskim wyborcom jest bardziej równomierny i zrównoważony niż niegdyś. To jedno ze źródeł aprobaty dla Tuska.

 

Janusz A. Majcherek – filozof i socjolog kultury, profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, kierownik Katedry Socjologii Instytutu Filozofii i Socjologii UP, publicysta. Laureat Grand Press (1999 r.) oraz Nagrody Kisiela (2003 r.).

Polityka 39.2011 (2826) z dnia 21.09.2011; Ogląd i pogląd; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Liberał po przejściach"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną