Polski Związek Piłki Nożnej poinformował o tym fakcie na swojej stronie internetowej, a prezes Grzegorz Lato, który odbył z piłkarzem rozmowę zapewnia, że powołanie Meliksona do reprezentacji to „tylko kwestia czasu”.
Trener Franciszek Smuda czeka na Maora z otwartymi ramionami. Wprawdzie nim został selekcjonerem dał się poznać raczej jako przeciwnik powoływania do drużyny narodowej potomków polskich emigrantów, ale mizeria wśród kandydatów do gry w kadrze zmusiła go do zmiany frontu. Teraz bierze do drużyny narodowej każdego, którego związki z Polską da się udowodnić. Za jego kadencji debiutowali w kadrze wychowani w Niemczech Sebastian Boenisch, Adam Matuszczyk, Eugen Polanski i Francuz Damien Perquis, który dołączył do innego polskiego Francuza Ludovica Obraniaka. Teraz czas na Meliksona.
Mistrzostwa Europy za pasem, a dobry wynik usprawiedliwi każdą woltę.
Z przecieków wynika, że Maor nie zdecydował się na reprezentowanie Polski powodowany nagłym przypływem uczuć względem ojczyzny swojej matki. Krakowem jest wprawdzie zachwycony, a ludzie, co podkreśla na każdym kroku, są w kraju nad Wisłą przemili. Kurtuazyjnie zapewnia, że nie spotkał się z żadnymi przejawami antysemityzmu, co wydaje się nieprawdopodobne, bo przecież derby Krakowa to na trybunach teatr chamstwa i złego smaku, a stałym punktem programu jest skandowanie przez sektory Wisły przyśpiewek wysyłających „Żydów z Cracovii” do gazu.
Menedżer reprezentacji, Tomasz Rząsa, ujawnił, że niedawno otrzymał telefon od menedżera Meliksona, który sondował możliwość jego gry dla Polski. Zbiegło się to w czasie z utratą przez Izrael szansy występu w przyszłorocznym Euro. Samo nasuwa się pytanie - czy gdyby Polska, jako gospodarz, nie miała zagwarantowanego udziału w turnieju, Melikson również zgłosiłby swoją gotowość do gry w biało-czerwonych barwach ?
Mistrzostwa Europy to dla piłkarza świetne okno wystawowe, czego menedżerom, żyjącym z prowizji od transferów nie trzeba powtarzać. Na głównej scenie brzmi hymn, flagi idą na maszt, jest podniośle i wzruszająco, a za kulisami trwa dobijanie targów małych oraz dużych. Melikson pewnie też liczy po cichu na skok do wyższej piłkarskiej cywilizacji. W końcu nieraz powtarzał, że Wisła to dla niego przystanek, a nie stacja końcowa.
Dla każdego z zawodników z importu, gra w reprezentacji Polski była opcją rezerwową. Ich związki z krajem, który wychował ich na piłkarzy są bardziej naturalne i każdy z nich mniej lub bardziej otwarcie mówi o tym, że wolałby grać dla swojej pierwszej ojczyzny, ale konkurencja okazała się za silna. Ciekawe, czy ta fala importowanych reprezentantów się utrzyma, gdy magnes w postaci Euro zniknie, a występ reprezentacji na kolejnej dużej imprezie już nie będzie pewny?
A my nie wybrzydzajmy, że połowa piłkarskiej reprezentacji składa się z zawodników, którzy znają Polskę z opowiadań rodziców albo dziadków. Skoro staliśmy się zakładnikami sukcesu na Euro, pogódźmy się z myślą, że szukając wzmocnień, trzeba sięgać również po piłkarzy wychowanych za granicą.