Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

110 kilo wdzięku

Pies czyli kot

Była sobota, imieniny kota. Grzegorz Kajdanowicz najwyraźniej źle się poczuł, bo obiecał, że tego dnia pokaże mi 27 konferencji prasowych naszych kilku większych partii politycznych. Za chwilę okazało się, że dziennikarz jest w superformie i wtedy ja się źle poczułem.

Na pełnym morzu, jak u Mrożka, pokazali się dwaj dżentelmeni – Leszek Miller i Grzegorz Napieralski. Słowa „dżentelmeni” użyłem rozmyślnie, bo zobaczyliśmy tam ceremonię picia herbaty, czyli tradycyjny angielski five o’clock. W Anglii jest on wprawdzie o piątej po południu, ale Polacy pokazali, że five o’clock można urządzić 12 godzin później, czyli szarym świtem. Na tym polega właśnie „łączenie tradycji z nowoczesnością”, bo przecież innej Polski nawet wyobrazić sobie już nie potrafimy. 5847 kandydatów na parlamentarzystów wszystkich płci legalnych i dwóch nielegalnych włączyło ten slogan do kampanii wyborczych bez względu na swoją dezorientację polityczno-ideową.

W tym konkretnym przypadku herbatę piła demokratyczna lewica w sojuszu z kropelką – być może nawet kubańskiego – rumu. Miller zaczął mówić o rybach i rybołówstwie morskim. Oczywiście wiadomo było, że to tylko pretekst i że obaj politycy mają nam ważniejszą sprawę do zakomunikowania. Gdy po chwili swój wywód zaczął Napieralski, szybko zrozumieliśmy, że ryba psuje się od głowy i to była ta główna wiadomość.

Następnego dnia niedzielna „Kawa na ławę” także ryby uczyniła głównym tematem. Bo było jak na targu rybnym, gdzie ryby głosu nie mają, za to mają go przekupki, które wszystkie mówią naraz. Naraz, ale nie jak u Boya w „Ernestynce”, gdzie „każdy mówił o czym innym, jak zwykle w życiu rodzinnym”. Tu każdy mówił o tym samym, czyli o sobie, wyczarowując słowami czarno-białą grafikę. Autoportrety to były malowane piękną bielą, ale na czarnym tle grzechów, kłamstw, oszustw, niegodziwości i obłudy wszystkich innych partii.

Na przykład Szejnfeld zrobił sobie zdjęcie na tle jakiegoś ronda, by przekonać niedowiarków, że się u nas buduje. Hofman, który jest nadwiarkiem, do tła dołożył Nergala, bo gdyby o nim nie wspomniał, toby chyba umarł. A szkoda chłopa, bo młody i dużo dobrego jeszcze dla Polski zdziała. Kalisz wspomniał o Palikocie, który „robi z siebie podróbkę”. A niech mi poseł Kalisz wskaże, który z głównych harcowników nie robi z siebie większej lub mniejszej podróbki? Kaczyński jedzie tym patentem od początku. Palikot czytał „Ferdydurke”, więc wie, jak ważna i skuteczna jest Forma. Byłoby dziwne, gdyby z tej wiedzy nie skorzystał. Nie zawsze to, co mówi, jest najsmaczniejsze, ale gdy tylko niespodziewanie głowę wychylił z kotła, zaraz wszystkie ręce sięgnęły, by ją znów zanurzyć, a kocioł pokrywą przycisnąć.

Na wspomnianym targu rybnym był również poseł Kłopotek. Jak zwykle dołożył swoje 110 kilo wdzięku i oświadczył, że PSL nigdy nie wejdzie w koalicję z Palikotem. Kłopotek powiedział, że stawia swą głowę w tej sprawie. Dobrze, że nie tysiąc złotych, boby potem żałował. Tak czy owak, moim hasłem wyborczym jest „Hej, kto Polak – na wybory! Żyj swobodo, Polsko żyj!”. A to, że partie polityczne dziś deklarują, iż żadna z nich nie wejdzie z żadną inną w żadną koalicję jest najlepszym dowodem na to, że wybory powinny odbyć się dwa tygodnie temu.

Niektórzy mieli wątpliwości, czy uda się nam zbudować Stadion Narodowy. Na szczęście mamy stuprocentową pewność, że się udało. Pewność tę wzmacnia opinia byłej minister spraw zagranicznych Anny Fotygi. Na spotkaniu wyborczym w Gdańsku posadziła ona Sławomira Nowaka na niewygodnym pendrivie. Była tam skopiowana kartka papieru, z której zdaniem Fotygi wynikało, że nasz Stadion Narodowy został zaprojektowany przez niemieckiego architekta i przez niego „przewymiarowany”. Na nieszczęście okazało się, że projektantem jest Polak, a wymiary stadionu są w porządku. Poczekajmy jednak do późnego wieczoru 9 października. Może wtedy wymiary okażą się znowu złe, a polski projektant okaże się Niemcem. I jego dziadek też.

Polityka 41.2011 (2828) z dnia 04.10.2011; Felietony; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "110 kilo wdzięku"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną