Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

ROZMOWA: Były pilot LOT o lądowaniu Boeinga 767

Boeing 767 po awaryjnym lądowaniu utknął na pasie warszawskiego lotniska. Boeing 767 po awaryjnym lądowaniu utknął na pasie warszawskiego lotniska. Peter Andrews/Reuters / Forum
O tym, jak pilotom Boeinga 767 udało się bezpiecznie wylądować bez wysuniętego podwozia mówi Tomasz Smolicz, emerytowany pilot PLL LOT.

Grzegorz Rzeczkowski: Kapitan Wrona posadził Boeinga tak, jakby robił to regularnie.
Tomasz Smolicz:
Na pewno zrobił to bardzo dobrze. Choć nie rozmawiałem z kapitanem i nie wiem, kto sterował samolotem. W tego typu krytycznych sytuacjach dobrze jest, jeśli steruje drugi pilot. Chodzi o to, by kapitan mógł ogarnąć całość i podjąć decyzję np. o ewakuacji pasażerów, czy opuszczeniu pasa przez samolot, gdyby zbliżała się jakaś przeszkoda.

Ale nawet jeśli kapitan nie sterował, to i tak bezpieczne lądowanie jest jego wielką zasługą, bo potrafił wszystko właściwie poukładać, dobrze zorganizować i dopilnować.

Co jest największą przeszkodą w bezpiecznym lądowaniu bez podwozia? Co wymaga od pilota najwyższego kunsztu?
Bez wątpienia samo zbliżanie się do ziemi i dotknięcie ziemi. Tym bardziej, że piloci nie są przyzwyczajeni do lądowania bez wysuniętego podwozia, które stawia duży opór i sprawia, że samolot inaczej się niesie, ma inną prędkość.  Dotknięcie pasa musi nastąpić symetrycznie, idealnie poziomo, ze względu na umieszczone pod skrzydłami silniki.

A więc taki manewr to rzecz trudna, wymagająca dużej wyobraźni na temat tego, jak zachowa się samolot. Trzeba umieć przewidywać, co się wydarzy, bo moim zdaniem nie ma możliwości trenowania takiego manewru na symulatorze.  Ja się z tym nie zetknąłem, choć trenowałem na najlepszych tego typu urządzeniach i latałem na Boeingach 767 przez 10 lat. Ale może teraz to się zmieniło.

Dlaczego piloci wypalali paliwo przed lądowaniem?
Wypalenie prawie całego paliwa sprawiło, że samolot stał się lżejszy. Dzięki temu prędkość samolotu podczas lądowania była mniejsza, a co za tym idzie – zwiększyło się bezpieczeństwo. Piloci starali się przyziemić na początku pasa, żeby mieć jak najwięcej miejsca do zatrzymania się. Pilnowali, by nos był cały czas wysoko, dzięki czemu do kontaktu z pasem doszło środkową i końcową częścią kadłuba. Gdyby samolot zetknął się z ziemią częścią nosową, mogłoby dojść do przełamania maszyny i katastrofy.

Jak często zdarzają się takie awarie?
Bardzo rzadko, instalacje wysuwania podwozia są dublowane, co pomaga uniknąć tego typu sytuacji. Dużo częściej zdarzały się awarie przedniego podwozia. Samolot LOT miał jedną tego typu przygodę na początku lat 80., gdy lądował w Szwajcarii. Wtedy również nikomu nic się nie stało.

Jak wygląda procedura po tym, gdy kapitan zorientuje się, że nie może wysunąć podwozia?
Załoga miała dużo czasu, by spokojnie i dokładnie wszystko przemyśleć, by właściwie przygotować siebie i pasażerów na tak nietypową sytuację. Piloci musieli zaplanować, z jaką prędkością lądować, pod jakim kątem przyziemiać, jak utrzymywać kierunek po wylądowaniu i jak sprawić, by samolot jak najszybciej wyhamował. Ucząc młodych pilotów, tłumaczę im, że największym błędem jaki może popełnić dowódca, to nie przewidzieć sytuacji, która może się wydarzyć. Piloci Boeinga przygotowali się dobrze i dlatego udało im się przeprowadzić lądowanie z sukcesem.

Czy udałoby im się to, gdyby strażacy nie pokryli pasa pianą?
Na pewno byłoby im znacznie trudniej. Piana ma zasadniczy cel – chodzi o to, by nie nastąpiło iskrzenie między asfaltem a maszyną, a zatem by nie było źródła ewentualnego pożaru. I to się udało, bo płomienie pokazały się tylko przy pierwszym kontakcie gondoli silników z pasem.

Aż dziwne, że kadłub tak dobrze to zniósł. Eksperci, którzy badają samolot twierdzą, że uszkodzenia nie są zbyt poważne.
Ja byłem przekonany, że gondole silników bardziej się zeszlifują. Maszyny pasażerskie są przystosowane do tego typu sytuacji, konstruktorzy przewidują możliwość awaryjnego lądowania bez podwozia.

Tomasz Smolicz jest emerytowanym pilotem LOT, wieloletnim kapitanem Iłów – 62 oraz Boeingów 767.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną