Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Inauguracje z przytupem

Jeszcze o inauguracji nowego parlamentu

W ostatnim dopuszczalnym przez konstytucję terminie zebrały się 8 listopada na inauguracyjnych posiedzeniach Sejm i Senat.

Inauguracje zawsze związane są z oczekiwaniami, że rozpoczynająca się kadencja będzie lepsza od poprzedniej, że autorytet – zwłaszcza Sejmu – wzrośnie. Tym razem natychmiast okazało się, że może być już tylko gorzej. Obie izby zadebiutowały w stylu, delikatnie mówiąc, nie najlepszym.

Zacznijmy od Senatu, który zawsze cierpi z powodu braku szerszego zainteresowania. Tym razem warto się było zainteresować, bowiem druga izba, dzięki marszałkowi seniorowi Kazimierzowi Kutzowi, zaczęła w sposób wyjątkowo niebanalny. Zebrani w uroczystym nastroju senatorowie usłyszeli, że być może to ostatnia kadencja Senatu, bo jest on tworem koślawym, a oni są „mechanicznymi zabawkami nakręcanymi przez PO” i przypominają towarzystwo „kongregacji przykościelnej”. W sumie będzie to kadencja kaleka i intelektualnie jałowa, bo Senat jest „masą upadłościową po wojnie polsko-polskiej”. Mogą to zmienić, jeśli uniezależnią się od swoich partii, co miały wprawdzie zagwarantować jednomandatowe okręgi, ale nie zagwarantowały.

Być może stan opisany przez marszałka seniora jest prawdziwy, ale na początek nawet jego wielbiciele byli nieco zniesmaczeni. Jak jednak zaznaczali – nie tyle treścią, co formą, bo generalnie treść była słuszna, a ponadto „Kutzowi więcej wolno”.

Jednak niebanalnością inauguracji pierwszy zaskoczył Sejm. Od 1989 r. nie było jeszcze tak skandalicznej atmosfery przy wyborze marszałka. PiS smagało Ewę Kopacz katastrofą smoleńską, przypominając wątpliwości związane z sekcjami zwłok (zarzuty o „prywatyzację” służby zdrowia tym razem nie padły). Niezawodny Antoni Macierewicz uznał nawet, że Ewa Kopacz przyczyniła się do utrwalania „kłamstwa smoleńskiego” podobnego oczywiście do kłamstwa katyńskiego. To kłamstwo ma polegać na tym, że protokoły z sekcji zwłok zostały sfałszowane, bo na przykład w protokole z sekcji posła Zbigniewa Wassermanna nie uwzględniono operacji, jaką przeszedł 20 lat wcześniej.

Kolejka posłanek zapisujących się do głosu przed wyborem marszałka – bo niestety to panie nadały ton tej żenującej „debacie” – była kolejką wstydu, aczkolwiek stający w niej zapewne mieli poczucie wielkiej dumy i odwagi. Czy w ten sposób PiS wróciło do Smoleńska? Niekoniecznie. Przede wszystkim dało znak, że metodę działania ma niezmienną: chodzi o to, by w dyskusji urazić osobiście, sponiewierać, dotknąć w najczulsze miejsca. Ewa Kopacz dzielnie to wytrzymała, co nieźle wróży jej karierze na stanowisku marszałka.

Smagano też wicemarszałek Wandę Nowicką – przede wszystkim tym, że jej pozarządowa organizacja zajmująca się wychowaniem seksualnym i planowaniem rodziny wspierana była przez koncerny farmaceutyczne produkujące środki antykoncepcyjne. A któż miałby taką organizację wspierać, chyba nie środowiska związane z ochroną życia od chwili poczęcia? Niewybranie Nowickiej w pierwszym głosowaniu miało też być ostrzeżeniem, takim kuksańcem dla Janusza Palikota, aby nie myślał, że każdą ze swoich ekstrawaganckich zapowiedzi zrealizuje, bo w sejmowym szeregu każdy ma swoje miejsce i swoją liczbę głosów.

Jeśli takie były intencje, nie były one najmądrzejsze, choć Palikot swoją nadaktywnością wielu drażni. Sejmową tradycją było wszak to, że partie typują swoich kandydatów na wicemarszałków, a pozostali ten wybór akceptują, i o to Palikot musiał w końcu osobiście poprosić. Wybranie Nowickiej w drugiej turze (przeciw niej stanęła zgłoszona przez ziobrystów Beata Kempa) nie kończy sprawy, bo już jest wniosek o jej odwołanie i pani wicemarszałek rozpoczyna swoją kadencję pod niezbyt szczęśliwą gwiazdą.

To miał być Sejm pięciu klubów, ale już w pierwszym dniu stał się sejmem klubów sześciu. Powstała bowiem nieznana wcześniej w parlamencie konstrukcja: w ramach PiS powstał klub ziobrystów, który przybrał dumną nazwę Solidarna Polska i natychmiast upomniał się o pokoje oraz wicemarszałka. Pewnie Jarosław Kaczyński wkrótce się Solidarnej Polski pozbędzie. Jednej jednak tradycji stało się zadość – przerw w obradach nie brakowało.

Polityka 47.2011 (2834) z dnia 16.11.2011; Komentarze; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Inauguracje z przytupem"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną