Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Marynarka wyszła z mody

Fatalny stan polskich okrętów

Okręt wsparcia „ Kontradmirał Xawery Czernicki”, budowany był jako okręt demagnetyzacyjny dla ZSRR, ale armator go nie odebrał. Okręt wsparcia „ Kontradmirał Xawery Czernicki”, budowany był jako okręt demagnetyzacyjny dla ZSRR, ale armator go nie odebrał. Jerzy Undro / PAP
Polska Marynarka Wojenna nieźle wygląda już tylko na papierze i na paradach. Według specjalistów, w tym stadium bardziej opłaca się dobijać, niż leczyć.
Wodowanie kadłuba korwety Gawron w 2009 r. Dzisiaj nadal mamy kadłub. Tylko że starszy.Roman Jocher/PAP Wodowanie kadłuba korwety Gawron w 2009 r. Dzisiaj nadal mamy kadłub. Tylko że starszy.
Według dzisiejszych szacunków, przy obecnych nakładach i strategii dotyczącej MW, w 2030 r. MW pozostanie bez ani jednej jednostki pływającej.Polityka Według dzisiejszych szacunków, przy obecnych nakładach i strategii dotyczącej MW, w 2030 r. MW pozostanie bez ani jednej jednostki pływającej.

Decyzje zapadną na dniach. Zapadną, bo muszą. Amerykanie dali nam czas do końca listopada na odpowiedź, czy mają blokować miejsce w stoczniach na remont dwóch fregat. W MON mieli o tym debatować 7 listopada, ale termin przesunięto na 21 listopada. Fregaty są na granicy używalności (przyznał to w odpowiedzi na jedną z interpelacji nawet szef MON). Na remont trzeba wydać 500 mln zł. A samo ich roczne utrzymanie (paliwo, załoga, wyżywienie) pochłania 23 mln zł. Jak długo jeszcze będziemy oszukiwać się, że Polska jest mocarzem?

Poker flagowy

26 czerwca 2011 r., na brzegu Zatoki Gdańskiej tłum gapiów. Skupione twarze, odświętne mundury, świeżo pomalowane okręty. Do tego lekka bryza i nie za ciepło. Słowem idealne warunki na paradę okrętów. Tym bardziej że poprzednia była 41 lat temu. W tłumie komandor rezerwy prof. Andrzej Makowski z lornetką. Jako człowiek od ponad 30 lat związany z Marynarką Wojenną wiedział, na co zwrócić uwagę. Szukał flag oficjeli. Jeśli na maszcie masz flagę prezydenta, to znaczy, że impreza jest ważna. Jeśli obok powiewa flaga ministra obrony narodowej, to znaczy, że ważna jest również marynarka. A jak jeszcze dodasz do tego flagę szefa Sztabu Generalnego, to masz trzy asy. Z flagami jest jak z pokerem. Dwa asy to tylko para. A jeden to po prostu słaba karta.

Prof. Makowski dopatrzył się tylko flagi szefa Sztabu Generalnego. Minister obrony narodowej – choć był tego dnia na Wybrzeżu – na paradę okrętów nie dojechał. – To są symboliczne gesty, które oddają realny stosunek władz. Marynarka Wojenna tonie. I wygląda na to, że nawet nie uda się, zgodnie ze starą piosenką, na dnie z honorem lec. Niebawem nie będzie po prostu czym iść na dno.

Jeśli w czasie czerwcowej parady ktoś jeszcze miał złudzenia, że marynarkę w jej obecnym kształcie da się uratować, to kilka dni temu powinien ostatecznie się ich pozbyć. 8 listopada prezydent Bronisław Komorowski wydał postanowienie o głównych kierunkach rozwoju sił zbrojnych w latach 2013–22. Dla niewtajemniczonych to jedno z wielu postanowień. Dla zorientowanych – jeden z najważniejszych dokumentów napisanych przez prezydenta. Dla obecnego i kolejnych ministrów obrony narodowej będzie to biblia, według której mają rozwijać polskie siły zbrojne.

Dokument ma charakter niejawny, ale z oficjalnego komunikatu i nieoficjalnych przecieków wynika, że los marynarki właściwie został przypieczętowany. – Ten rodzaj sił zbrojnych czekają zupełnie nowe wyzwania związane z rozwijaniem systemów informacyjnych i bezzałogowych. Marynarka będzie mogła włączyć się również w realizację jednego z priorytetów, jakim jest obrona polskiej przestrzeni powietrznej – mówi prof. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

A jeden z urzędników związanych z Kancelarią Prezydenta dopowiada wprost to, czego ministrowi Koziejowi powiedzieć nie wypada: – Czasy potwornie drogich skorup uwięzionych na morzu i z łatwością topionych w atakach powietrznych się skończyły. Stać nas tylko na jeden program specjalny i priorytetem jest obrona przestrzeni powietrznej, obrona, której obecnie właściwie nie mamy.

Gawron i inne ptaszki

Dawni ojcowie polskiej marynarki mieli wyraźną słabość do ptactwa. W latach 60. pod polską banderę wciągano Flamingi, Czajki, Mewy. Powrót do tej linii nazewniczej pod koniec lat 90. nie wyszedł marynarce na zdrowie. Zaczęło się od tego, że 28 listopada 2001 r. w obecności premiera Leszka Millera położono stępkę pod budowę nowej korwety. Ustalono, że będzie to Gawron. Rok później podniesiono polską banderę na Sokole, pierwszym z czterech darowanych nam przez Norwegów okrętów podwodnych typu kobben. Dla załogi była to podwójnie podniosła chwila. Dostawali w użytkowanie nowy okręt, który w dniu podniesienia bandery był już starszy od większości z nich. Każdego dnia przypominała im o tym zresztą mosiężna tabliczka przy messie z datą 1967. Przełożeni tłumaczyli, że to tylko sprzęt przejściowy w oczekiwaniu na nowe okręty. Ale w produkcji cały czas był tylko jeden – Gawron.

Kiedy we wrześniu 2009 r. wreszcie udało się zwodować kadłub, na uroczystość nie przybył nie tylko minister obrony narodowej, ale nie pofatygował się nawet dowódca Marynarki Wojennej. Zresztą trudno mu się dziwić, skoro kilka dni wcześniej dowiedział się, że dalsze finansowanie projektu zostało zamrożone. Maszynownia rozliczona została jedynie w części. A zresztą i tak zdążyła już stracić gwarancję.

Z siedmiu planowanych korwet typu Gawron ciągle nie udało się skończyć nawet jednej. Tymczasem w stan upadłości postawiono Stocznię Marynarki Wojennej, w której budowany jest okręt. W ostatniej chwili MON wydzieliło go z masy upadłościowej. W innym wypadku może już byśmy się nim golili. Zresztą wizja przerobienia Gawrona na żyletki cały czas jest bardzo realna.

Na jednym z najbliższych posiedzeń kierownictwa MON poszukiwana będzie odpowiedź, co dalej z projektem 621 (Gawron). – Rozpatrywać będziemy dwa scenariusze. Ukończenie budowy, ale z ograniczeniem kosztów poprzez rezygnację z części zaplanowanego wyposażenia. Albo całkowite zaprzestanie tego projektu – mówi Marcin Idzik, wiceminister odpowiedzialny za inwestycje. Właściwie każda decyzja będzie zła. Koniec finansowania oznacza, że w błoto wyrzuconych zostanie ponad 400 mln zł. Okręt trzeba będzie sprzedawać po cenie złomu, bo maszynownia jest zbudowana dokładnie do tego typu i do innych okrętów nie pasuje. A kadłub powstaje na licencji niemieckiej i bez zgody Niemców nie możemy go transferować. Ukończenie Gawrona po kosztach też będzie krytykowane. Marynarka dostanie okręt, który daleki będzie od pełnej sprawności bojowej. A miliarda złotych, który jest potrzebny do ukończenia Gawrona w planowanym kształcie, w budżecie po prostu nie ma.

Bierzemy free, ale grata

Marynarka boi się, że bez Gawrona zostanie z niczym. Dlatego tak nerwowo reaguje na informacje, że remont fregat również może nie dojść do skutku. Choć jedna z nich wciągnęła polską banderę zaledwie 9 lat temu, to bez gruntownego remontu nie da się ich dalej używać. Prawdziwy wiek okrętów to 31 lat. Dwie zwodowane w 1980 r. fregaty typu Oliver Hazard Perry(OHP) Polska dostała od Amerykanów za darmo („Gen. K. Pułaski” i „Gen. T. Kościuszko”). A ponieważ nie ma darmowych lunchów, to fregaty już kosztowały nas ciężkie miliony (14 mln dol. za wprowadzenie ich do linii, 2 mln dol. za remonty) i będą kosztować następne. Planowany koszt ich naprawy to wspomniane 500 mln zł. W budżecie na ten rok zapisano na ten cel 250 mln zł.

Delikatność sytuacji polega na tym, że tak naprawdę nie wiemy, ile trzeba będzie zapłacić za ten remont. Amerykanie mówią tylko o szacunkach. Ale umowa jest tak skonstruowana, że w trakcie prac może się okazać, iż koszty wzrosną, a my nie do końca będziemy mieli na to wpływ. Przecież nie przerwiemy remontu w połowie – mówi urzędnik, prosząc o anonimowość. Wielu specjalistów kwestionuje nie tylko warunki, na jakich mają być naprawiane fregaty, ale sens przeprowadzenia tych napraw. Tym bardziej że według pierwotnych zapewnień, marynarze mieli pływać na nich tylko do 2015 r. A później przesiąść się na Gawrony. Już wiadomo, że nie będą mieli się na co przesiadać.

Komandor porucznik Maksymilian Dura, od kilku miesięcy już wojskowy emeryt, był jednym z oficerów, który odbierał w Ameryce fregatę „Kościuszko”: – Już wtedy wiele systemów nie działało. System obrony był przestarzały. Dane wczytywane były za pomocą papierowej taśmy perforowanej. Jego uwagi o bezzasadności włączania fregat do polskiej Marynarki Wojennej spotykały się z bardzo złym przyjęciem wśród przełożonych. – Fregaty tego samego typu wzięli również Australijczycy. Ale gruntownie je przebudowali. Z ich opisu wynika, że okręty te w podstawowej konfiguracji są właściwie bezbronne wobec ataku rakietowego na niskiej wysokości – tłumaczy Dura.

Zresztą polskie fregaty i tak są bezbronne. Szybkostrzelne działko przeciwlotnicze Vulcan Phalanx i współgrający z nim system kierowania ogniem to najstarszy model tego uzbrojenia. Amerykanie już dawno je wymienili. – Rakiet SM-1M też już nie używają. My zresztą również nie, bo wyrzutnia nie ma już atestacji. Strzelać możemy jedynie na własne ryzyko – dodaje komandor Dura. O swoich uwagach względem fregat nie tylko informował przełożonych; w miesięczniku „Nowa Technika Wojskowa” jeszcze w mundurze opublikował kilka sążnistych artykułów, wyliczając braki i bezużyteczność amerykańskich okrętów dla polskiej Marynarki Wojennej. – Służby prasowe MON nigdy nie zakwestionowały faktów zawartych w tych artykułach – mówi Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

Na dodatek obydwie fregaty to gigantyczne skarbonki. Są paliwożerne i mało zautomatyzowane. W efekcie do ich obsługi potrzeba 230 osób załogi. Na niewiele mniejszych, ale nowoczesnych okrętach załogi składają się z 100 osób. Pomimo tych wszystkich argumentów dowodzący Marynarką Wojenną admirał Tomasz Mathea upiera się, żeby fregaty remontować. – Jest to rozwiązanie tańsze niż pozyskanie serii korwet. Pozwalające utrzymać potencjał bojowy w krótszej perspektywie, do 2025 r. – mówi admirał Mathea.

Zdaniem jego kolegi, prof. Andrzeja Makowskiego, jednego z najlepszych w Polsce teoretyków sił morskich, takie myślenie zaprowadzi polską marynarkę prosto na złom. – Ciągłe silenie się na budowanie kieszonkowej floty mocarstwowej to nieporozumienie. W naszej marynarce cały czas idzie się na ilość, a nie na jakość. A na to nas nie stać.

W opinii prof. Makowskiego większość z 40 używanych w MW okrętów należałoby zezłomować. Za zaoszczędzone pieniądze wybudować pięć, sześć nowoczesnych i uniwersalnych okrętów patrolowych. Tanie w budowie i eksploatacji, z opcją dozbrojenia, mogłyby przejąć zadania obecnie używanych jednostek. – Ile razy Polska odwróciła się od morza, tyle razy straciła niepodległość. Nie powtarzajmy tego błędu. Ale jeszcze większym błędem jest utrzymywanie zbieraniny przypadkowych okrętów używanych do przypadkowych celów – namawia prof. Makowski.

 

Polityka 48.2011 (2835) z dnia 23.11.2011; Kraj; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Marynarka wyszła z mody"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną