Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nad-rząd

Wszyscy ludzie premiera Tuska

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów - główny ośrodek władzy w Polsce. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów - główny ośrodek władzy w Polsce. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Po utworzeniu rządu premier zaprowadza porządki w swej kancelarii. Ma ona być teraz głównym ośrodkiem władzy nadzorującym pracę ministerstw.
Głos Igora Ostachowicza jest decydujący w sprawach dotyczących wizerunku premiera.Stefan Maszewski/Reporter Głos Igora Ostachowicza jest decydujący w sprawach dotyczących wizerunku premiera.
Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski ostatnio awansował stając się jednym z głównych rządowych supervisorów.Witold Rozbicki/Reporter Szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski ostatnio awansował stając się jednym z głównych rządowych supervisorów.

Najważniejsza jest dyskrecja. To znaczy żadnych plotek, przecieków i biegania do mediów. Rozmowy z dziennikarzami, a nawet łączność z partią, ograniczone do minimum. Bo rynki teraz reagują szczególnie nerwowo, a i cierpliwość ludzi zbliża się do tej granicy, po przekroczeniu której dochodzi do eksplozji. Dlatego większość polityków PO, zapytana o to, co słychać w Kancelarii Premiera, odpowiada krótko: blokada.

Ci najbardziej wtajemniczeni twierdzą, że wszystko jest dokładnie rozpisane na role i zadania na kartce formatu A3. Przede wszystkim na zadania, czyli zapowiadane przez Donalda Tuska projekty ustaw; role obsadzają odpowiedzialne za ich przygotowanie ministerstwa. Niedługo przy nazwach resortów mają pojawić się konkretne terminy. Prawdopodobnie jeszcze w styczniu do Sejmu trafią trzy projekty: dotyczące podwyższenia składki rentowej o 2 proc., podwyższenia i zrównania wieku emerytalnego oraz zmiany ulg prorodzinnych.

Wszystko ma przebiegać sprawnie, by przynajmniej część zapowiedzi z exposé została przekuta w konkretne przepisy. Stąd w Kancelarii Premiera dokonuje się mała rewolucja. Z biurokratycznego urzędu będącego dotąd administracyjnym i eksperckim zapleczem szefa rządu ma się przeistoczyć w urząd, który ma planować i pilnować, by ministerstwa je realizowały.

Zmiany w kancelarii rozpoczęły się jeszcze w poprzedniej kadencji, tuż po aferze hazardowej, którą premier wykorzystał, by odstawić na bocznicę dawnych partyjnych przyjaciół z legendarnego pokoju 109 w Sejmie, w którym przez lata spotykała się na naradach platformiana wierchuszka. Tuska zawsze irytowało, gdy osoby z jego najbliższego otoczenia nazbyt zajmowały się personalnymi gierkami i budowaniem własnej pozycji politycznej. Powtarzał, że zamiast biegać do mediów, powinni zająć się poważną robotą.

Przed ostatnimi wyborami zlecił obecnemu szefowi klubu PO Rafałowi Grupińskiemu przygotowanie planu reformy urzędów centralnych, w tym swojej kancelarii. Główny wniosek z kilkumiesięcznych prac, w które zaangażowani byli między innymi obecny minister obrony Tomasz Siemoniak oraz były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień, był taki: należy wzmocnić rolę tej placówki.

Dlatego w ciągu ostatnich trzech tygodni zlikwidowane zostały aż cztery stanowiska zajmowane przez sekretarzy stanu, czyli kancelaryjnych ministrów – pełnomocnika do spraw zapobiegania korupcji (Julia Pitera), sekretarza kolegium do spraw służb specjalnych (Jacek Cichocki), szefa zespołu doradców strategicznych premiera (Michał Boni) oraz pełnomocnika do spraw przeciwdziałania wykluczeniu (Bartosz Arłukowicz).

Zadania Pitery przejęło Centralne Biuro Antykorupcyjne, Cichocki robi to, co robił do tej pory, ale jako szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zlikwidowany został zespół doradców strategicznych, których Boni w znacznej części zabrał do swego nowego ministerstwa, zniknęło też stanowisko obsadzone przez Arłukowicza, który został ministrem zdrowia. Utrzymane zostały cztery „polityczne” fotele. Łącznikiem między premierem a koalicjantem została Ewa Kierzkowska z PSL, pełnomocnikiem do spraw równego traktowania posłanka PO Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, za dialog międzynarodowy nadal odpowiada prof. Władysław Bartoszewski, Paweł Graś pozostał rzecznikiem rządu.

W ten sposób z ekipy, która do afery hazardowej spotykała się z premierem w jego gabinecie przy słynnym okrągłym stoliku i czerwonym winie, zostali jedynie Tomasz Arabski, Igor Ostachowicz, główny strateg od spraw wizerunkowych, oraz rzecznik Graś, jedyny obok Kozłowskiej-Rajewicz minister w Kancelarii Premiera z mandatem poselskim w kieszeni. Jemu premier powierzył rolę łącznika w kontaktach z Platformą, ale też i strażaka gaszącego organizacyjne pożary w partii i resortach. Stąd Graś przez Tuska wzywany jest dość często. Za to podczas narad rzadko zabiera głos, raczej słucha i wykonuje zadania, takie jak na przykład sprzed kilku dni, gdy trzeba było pojechać do pewnego resortu, by w imieniu premiera wesprzeć nowego ministra, który jeszcze nie za bardzo radzi sobie z obowiązkami.

Ważna osoba w PO, która w poprzedniej kadencji często siadywała przy okrągłym stoliku w gabinecie premiera, pytana o to, kto dla Tuska jest dziś głównym partnerem do rozmów, wskazuje na Jana Krzysztofa Bieleckiego. W porównaniu do poprzedniej kadencji rola byłego premiera dość istotnie wzrosła. Po zlikwidowaniu zespołu doradców szefa rządu jego głównym zapleczem eksperckim, w którym wykuwają się strategiczne koncepcje, stała się kierowana przez Bieleckiego jedenastoosobowa Rada Gospodarcza.

Tusk często zwraca się do byłego premiera i to w różnych sprawach, nie tylko związanych z gospodarką. Tak samo zresztą jak do Krzysztofa Kiliana, wiceprezesa Polkomtela (operatora komórkowej sieci Plus). Kiedy Bielecki był szefem rządu, Kilian pełnił funkcję szefa jego gabinetu. – Mają więcej nieformalnej władzy niż ministrowie. Poza tym wchodząc formalnie do rządu musieliby wypełniać oświadczenia majątkowe, a te różnie są potem odbierane przez opinię publiczną – tłumaczy jeden z polityków PO.

To oni mieli doradzić premierowi, by odstawiając po wyborach Grzegorza Schetynę dowartościował jego ludzi. I tak Rafał Grupiński został szefem klubu, a Jarosław Gowin ministrem sprawiedliwości.

Szczególną pozycję, obserwatora z zewnątrz, ma zaufany od lat człowiek Platformy Maciej Grabowski, specjalista od politycznego marketingu. Tusk lubi go i ceni szczególnie w czasie kampanii wyborczych. Grabowski nie lubi się przyznawać do współpracy z Platformą, ale zdjęcia z ostatniego wieczoru wyborczego, gdzie stoi tuż za premierem, mówią same za siebie. O to, jak w miarę przyjazny sposób opakować trudne decyzje, które zapadają w gabinecie premiera, na co dzień dba Ostachowicz. Nie jest politykiem, nie musi być znany i tym wygrał między innymi z Nowakiem, który za bardzo dbał o swój, a nie premiera wizerunek. W czasie sławetnego tournée tuskobusem Ostachowicz nie odstępował premiera na krok. Pogłoski o tym, że szuka pracy, trzeba włożyć między bajki. Tusk teraz zbyt często będzie musiał tłumaczyć się z trudnych, kryzysowych decyzji i piarowe umiejętności Ostachowicza są po prostu niezbędne.

Na znaczeniu zyskał teraz Tomasz Arabski, który został nie tylko ministrem konstytucyjnym, ale objął po Michale Bonim dwa niezwykle ważne stanowiska: szefa zespołu programowania prac rządu oraz Komitetu Stałego Rady Ministrów, przez które przechodzą wszystkie rządowe projekty ustaw. – Plan pracy rządu na najbliższe miesiące będzie gotowy w ciągu kilku tygodni – zapewnia Arabski. Do pomocy w roli swego zastępcy ma znajomego z Gdańska Wojciecha Nowickiego, który przez ostatnie prawie 10 lat był dyrektorem biura KRRiT.

Nagłe dowartościowanie szefa kancelarii niektórzy odbierają jako nagrodę pocieszenia dla ministra, który jeszcze niedawno nosił się z pomysłem opuszczenia kancelarii. Arabskiemu, byłemu dziennikarzowi, zawsze było bliżej do gdańskich konserwatystów niż do liberałów. To on namówił premiera, by przed wyborami prezydenckimi w 2005 r. wziął ślub kościelny. Jego początki w Alejach Ujazdowskich nie były łatwe, mówiło się, że w kancelarii panuje bałagan. Choć minister opanował sytuację, to start w ostatnich wyborach miał być dla niego odskocznią do mniej stresujących zajęć. Chciał też dodać sobie trochę partyjnego ciężaru. – Tomek był zmęczony pracą w kancelarii, a ostatnio kontrolą NIK, która sprawdzała przygotowania wizyty Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku – opowiada osoba z kancelarii. Ale mimo drugiego miejsca na liście Arabski przepadł w rodzinnym Gdańsku. W kancelarii urzędnicy żartowali, że to wyborcy postanowili, by Arab pracował z premierem.

Teraz będzie pilnował, by ogłoszone w exposé reformy trafiły jak najszybciej pod obrady Sejmu i nie okazały się przy tym prawnymi bublami. Mają absolutny priorytet, inne projekty, które nie znalazły się w planach premiera, będą na razie odsuwane na bok. – Chcemy uniknąć nadprodukcji ustaw – mówi Arabski. Szef kancelarii ma też pilnować, by przy okazji zmian w prawie wymaganych przez unijne przepisy nikt nie wrzucał zgniłych jajek, jak to miało miejsce ze słynną poprawką cenzurującą Internet. Dlatego może wreszcie premier przestanie czytać w nocy przed wtorkowym posiedzeniem Rady Ministrów setki stron ustaw i założeń, które mają stanąć na posiedzeniu rządu.

Osobami spoza kancelarii, często w niej goszczącymi, zaliczanymi do grona najbliższych współpracowników Tuska, są Michał Boni (który zresztą nadal urzęduje w gmachu w Alejach Ujazdowskich) oraz minister finansów Jacek Rostowski. Ostatnio Rostowski, w związku z pracami nad budżetem, często pokonywał parokilometrowy dystans dzielący jego resort od siedziby szefa rządu. I to o różnych porach. Tydzień temu w poniedziałek pojawił się tam około 22. – Jak go zobaczyliśmy, to wiadomo było, że nie wyjdziemy z pracy przed północą – mówi jeden ze współpracowników premiera. W gabinecie szefa rządu Rostowski zastał Boniego, który podczas budżetowych narad ma w zamyśle premiera swoją społeczną wrażliwością równoważyć chłodne kalkulacje ministra finansów.

Grono najbliższych współpracowników premiera zamykają gdańscy przyjaciele Tuska, pełniący funkcje jego głównych doradców, czyli Wojciech Duda i Grzegorz Fortuna. W połowie lat 90., gdy Tuskowi nie udało się wejść do Sejmu, razem z Dudą i Fortuną wydawali albumy z serii „Był sobie Gdańsk”. Dziś pracują nad przemówieniami premiera, mają również decydujący głos w sprawach związanych z polityką historyczną. – Jeśli ktoś może powiedzieć, że się przyjaźni z premierem, to najbardziej oni dwaj – mówi współpracownik szefa rządu.

Te bliskie więzi z Donaldem Tuskiem sprawiają, że najważniejsi ludzie w jego kancelarii mogą czuć się w miarę bezpiecznie. Bo jeśli coś pójdzie źle i plan z exposé nie zostanie wykonany, do wymiany pójdą zderzaki, czyli ministrowie.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Polityka; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Nad-rząd"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną