– Każdego dnia dostajemy co najmniej kilka zaproszeń, próśb o patronaty i występy – mówi Leszek Chorzewski, rzecznik LOT. Inwencja oferentów nie zna granic. Gmina Raszyn, na terenie której mieszka Tadeusz Wrona, wpadła na pomysł, żeby miejscowego Orlika przemianować na Wronę. A kapituła Orderu Świętego Stanisława przyznała go całej załodze.
Tyle że odznaczenie, które w 1918 r. nie zostało przywrócone do polskiego systemu odznaczeniowego, obecnie przyznawane jest przez kilka skłóconych ze sobą środowisk. – Ta kapituła jest samozwańcza. Na jej czele stoi były Wielki Mistrz orderu Jan hrabia Potocki, który za sprzeniewierzenie się ideom orderu został pozbawiony tej funkcji i wykluczony z organizacji – mówi Krzysztof Krężel, jeden z kawalerów Orderu Świętego Stanisława. Wydaje się, że ktoś chce się ogrzać w cieple sławy kapitana.
Z kolei jedna z instytucji finansowych reklamuje swój produkt wizerunkiem pilota. – Ludzie dzwonią do mnie z pretensjami, że kapitan Wrona reklamuje jakiś fundusz, a nie LOT. A to nie on – denerwuje się Leszek Chorzewski. Trzeba przyznać, że biuro prasowe LOT wycisnęło, ile mogło, z sukcesu bohaterskiej załogi. W ciągu dwóch dni po lądowaniu tylko w polskich mediach ukazało się 1925 audycji i artykułów na ten temat. Z pomiaru mediów wynika, że informacja ta dotarła do 484 mln odbiorców.
Innymi słowy, trudno byłoby znaleźć Polaka, który nie słyszał o tym wydarzeniu. W kilka godzin po wypadku 100 tys. ludzi na Facebooku polubiło bohaterskiego pilota. W dwa dni powstało też 70 stron założonych przez jego fanów. Według najnowszych badań LOT zyskał aż kilka punktów procentowych w sondażach na temat najbezpieczniejszych linii lotniczych. Sam bohater wydaje się trochę zmęczony sławą. – Dziękuję za wyrazy sympatii, ale chciałbym już móc wykorzystywać swój urlop. A później znów siąść spokojnie za sterami – mówi kapitan Tadeusz Wrona.