Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Odwołanie Sikorskiego, debata o UE - europejska wojna w Sejmie

Pomimo prawdopodobnej ostrej debaty, humory w PO powinny pozostać dobre. Pomimo prawdopodobnej ostrej debaty, humory w PO powinny pozostać dobre. Peter Andrews/Reuters / Forum
Czy to będzie najgorętszy dzień w Sejmie tej kadencji? Bardzo prawdopodobne. Najpierw debata na temat polskiej polityki w UE, poprzedzona wystąpieniem premiera. Wieczorem posłowie zajmą się wnioskiem PiS o wotum nieufności dla szefa MSZ Radosława Sikorskiego.

Choć Donald Tusk miał wejść na sejmową mównicę o godz. 9.10, jego wystąpienie rozpoczęło się z 25 - minutowym opóźnieniem. Początkowo wydawało się, że tak długo kazał na siebie czekać prezydent Bronisław Komorowski. Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował jednak, że przyczyną było nieplanowane wcześniej spotkanie prezydenta z premierem i marszałek Sejmu Ewą Kopacz.

Na Wiejską przyjechali prawie wszyscy ministrowie, są również najbliźsi współpracownicy prezydenta z Tadeuszem Mazowieckim na czele wypełnione są ławy poselskie.

Tusk zaczął przemówienie od uwagi, że przyszłość Unii Europejskiej jest niepewna i to nie w długoletniej perspektywie, ale kilku miesięcy. Przypomniał, że polska prezydencja przypadła w trudnym momencie kryzysu finansowego. - Europa potrzebuje działań szybszych i bardziej zdecydowanych, a strefa euro w szczególności, aby sprostać wyzwaniom jakie kryzys przed nami stawia - mówił Tusk. - Kryzys ujawnił, jak szybkie są tendencje dezintegracyjne w UE - kontynuował. - Każdy, kto sądził, że UE jest zakorzeniona na trwałe, stoi na fundamencie nie do ruszenia robi błąd.

Tusk powtórzył swoje słowa wypowiedziane w środę w Parlamencie Europejskim, na zakończenie polskiej prezydencji w UE, stwierdzając, że Unia nie będzie już nigdy taka sama jak była przed kryzysem. - UE zmienia się na naszych oczach. Zakreślił dwie koncepcje, jakie jego zdaniem powstają w Europie na temat przyszłości UE. Po pierwsze teza, że Europa powinna wrócić do swego zasadniczego zrębu ("twardego jądra"), który wyznaczają granice strefy euro. Po drugie konieczność dalszego zacieśniania współpracy w ramach wszystkich krajów członkowskich, przy wzmocnieniu kompetencji instytucji wspólnotowych ("by były sprawnym i szybkim mechanizmem decyzyjnym"). - To jest cena, o której warto rozmawiać. Alternatywą dla reintegracji Unii jest powrót do "koncertu mocarstw" i dyktatu dwóch, trzech, czterech stolic - stwierdził Tusk. Zdaniem premiera silniejsza Unia to silniejsza Polska, bo jej osłabienie spowoduje, że znacząco osłabnie pozycja Polski. 

Premier skrytykował głosy mówiące, że jeśli upadnie strefa euro, nic złego się nie stanie. Podkreślił, że ratowanie wspólnej waluty leży też w interesie Polski. - Kryzys nawet w niewielkim kraju ma wpływ na nasz region - mówił. Wrócił do zakończonego kilka dni temu szczytu unijnego w Brukseli, podczas którego uzgodniono zaczątki unii fiskalnej, mającej być ratunkiem dla wspólnej waluty. - Jeśli pytacie o uzysk szczytu w Brukseli, to uzyskiem dla Polski jest fakt, że nasz kraj będzie siedział przy stole, gdy będą ustalane nowe reguły funkcjonowania strefy euro - mówił Tusk ujawniając, że niektóre kraje - członkowie strefy euro były temu przeciwne.

Wrócił też do słynnego wystąpienia ministra Sikorskiego w Berlinie. Przyznał, że chodziło o przypomnienie Niemcom, że na nich lezy główna odpowiedzialność za ratowanie chwiejącej się Europy.

Tusk mówił też o pożyczce Polski dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podkreślił, że stabilizowanie europejskich gospodarek leży w interesie Polski. Dementował informacje, jakoby te kilka miliardów euro, które miałaby Polska wypłacić, uszczuplą nasz budżet. - Jeśli zdecydujemy się na tę pożyczkę, będzie dotyczyła pieniędzy z rezerwy NBP, które nie mogą być użyte do celów budżetowych. To nie jest alternatywa, czy damy na żłobki, obronę, czy MFW - zastrzegł. - Jest mitem na użytek czarnej propagandy, że te pieniądze mają służyć na ratowanie gospodarek strefy euro. Naszym partnerem jest Fundusz - dodał.

- Dla suwerenności niebezpieczne jest zadłużanie się ponad progi bezpieczeństwa - kontynuował premier przypominając, żegłównymi wierzycielami wielu europejskich krajów są Chiny i Rosja. - Musimy się na serio zastanowić, czy w interesie polskiej suwerenności nie jest maksymalne bezpieczeństwo finansowe nasze i całej strefy euro, by uniknąć recydywy nieograniczonego zadłużania się państw.

Premier odniósł się również do wydarzeń ze środy, gdy podczas debaty w Strasburgu europosłowie PiS i Solidarnej Polski ostro skrytykowali polską prezydencję. - Paru prawicowych europosłów po raz kolejny się skompromitowało na oczach całej Europy. Umiejętne budowanie reputacji swojego kraju, nawet jeśli się nie cierpi jego rządu, ma duże znaczenie, ma także wpływ na kondycję polskiego podatnika - próbował tłumaczyćTusk, ale odpowiedzią były okrzyki dezaprobaty dobiegające z ław PiS.

Niewiele też wskórał, gdy próbował rozwiać obawy tych, którzy twierdzą, że decyzje w sprawie ratowania euro mogą ograniczyć naszą suwerenność. Tusk zapewnił, że wszystkie decyzje dotyczące Polski nie zapadną w Brukseli bez wcześniejszej zgody polskiego parlamentu.

Na koniec premier przypomniał, że "przyszłość Unii Europejskiej jest synonimem przyszłości Polski". - Przyszłość Polski poza Unią trudno namalować w jasnych barwach. W intresie Polski jest silna pozycja w silnej UE. Bo przyszłość może przynieść nam poważniejszesze kryzysy. Historia tej części świata pokazuje, że kryzysy finansowe nie są najgorszym, co może nas spotkać.

Tusk pochwalił jeszcze SLD i Ruch Palikota za wsparcie dla polskiego stanowiska podczas szczytu w Brukseli: - Jestem pod wrażeniem lojalności wobec państwa po lewej stronie.

Samego premiera chwalił prezydent podkreślając, że to był ważny głos podkreślający potrzebę dyskusji o tym, co jest najważniejsze dla polskiej suwerenności i przyszłości. - Do Polaków powinna dotrzeć świadomość, że przyszłość Polski będzie zależała od bezpieczeństwa finansów, zdolności utrzymania rozwoju gospodarczego i Polski oraz UE jako całości - powiedział Bronisław Komorowski. 

Po zakończeniu przemównienia premiera na sali sejmowej powiało nudą (przemawiali Grzegorz Schetyna w imieniu PO oraz Anna Fotyga w imieniu PiS). Ciekawiej zrobiło się dopiero wtedy, gdy na mównicę wszedł Janusz Palikot z flagą UE w klapie marynarki (posłowie PiS przykleili sobie biało - czerwone), który chwalił europejską politykę rządu ("witamy ją z entuzjazmem i domagamy się większej determinacji"). Gdy stwierdził, że "przeciętnemu Polakowi jest dziś bliżej do przysłowiowego Schmidta, niż do Kaczyńskiego, Macierewicza czy Fotygi", salę opuścili posłowie PiS.

Swoje wystąpienie lider Ruchu Palikota zakończył mini - happeningiem, wręczając ministrowi spraw zagranicznych Radosławowi Sikorskiemu pióro, którym prezydent Lech Kaczyński podpisał Traktat Lizboński. - Mam nadzieję, że się nie zatnie, jak będziecie podpisywali kolejny traktat europejski - żartował.

Po Palikocie, w turze zarezerwowanej dla wystąpień w imieniu klubów, przemawiali jeszcze Waldemar Pawlak i Leszek Miller, który mówiąc o suwerenności przypomniał, że pełna suwerenność oznacza samotność, czyli słabość. - W 1939 roku byliśmy bardzo suwerenni - kpił szef SLD. - Wbrew różnym majaczeniom jesteśmy suwerennym państwem i będziemy nim w przyszłości, bo suwerenne państwo nie może pozbawić się suwerenności.

Miller wezwał premiera Tuska o przedstawienie precyzyjnej ścieżki dochodzenia Polski do strefy euro oraz wycofania pospisu pod protokołem brytyjskim, który wyłącza stosowanie części zapisów Karty Praw Podstawowych. Na koniec zadeklarował poparcie SLD dla europejskiej polityki gabinetu Tuska.

Jako ostatni w tej części debaty wystąpił Ludwik Dorn (w czwartek przystąpił do klubu Solidarnej Polski, w ostatnich wyborach stratował z list PiS jako niezależny), który zarzucił rządowi, że pełni w Europie rolę klienta i że nie występuje w Brukseli jako reprezentant polskich interesów. Premiera zaś nazwał "przywódcą Polski lokalno - tubylczej".

Temperatura debaty wzrosła ponownie podczas wystąpienie posła PO Stefana Niesiołowskiego. Były wicemarszałek Sejmu w ostrych słowach zaatakował Annę Fotygę. - Muszę powiedzieć, że tyle złej woli, kłamstwa, manipulacji, insynuacji, nieprawdy, zwyczajnej ignorancji, którą pani nam tu serwowała, zasługuje na wyróżnienie - wyliczał Niesiołowski. Po tych słowach salę obrad ostentacyjnie opuściła Anna Fotyga, zaś do mównicy dobiegł Antoni Macierewicz, domagając się przerwy w obradach. - To skandaliczna sprawa, że posłowie Platformy używają tej trybuny do szkalowania innych posłów. Już nie mówię, że to chamstwo - mówił wzburzony.

***

Przemówienie premiera oraz wieczorna debata nad wotum nieufności dla ministra Sikorskiego to efekt słynnego wystąpienia ministra Sikorskiego podczas listopadowego spotkania w Towarzystwie Polityki Zagranicznej w Berlinie. Szef polskiej dyplomacji w mocnych słowach przestrzegł wówczas największe kraje UE, głównie Niemcy, przed możliwym upadkiem strefy euro. Oprócz apelu o bardziej zdecydowane ratowanie wspólnej waluty, Sikorski zaproponował szereg reform oraz pogłębienie integracji w ramach Unii, m.in. przez wzmocnienie instytucji europejskich. Słowa ministra wywołały burzę. Politycy PiS i „ziobryści” ostro zaatakowali Sikorskiego, zarzucając mu niemal zdradę stanu.

Według Jarosława Kaczyńskiego szef MSZ dopuścił się naruszenia konstytucji, za co powinien zostać zdymisjonowany, a następnie postawiony przed Trybunałem Stanu. Opozycja zażądała również złożenia przez premiera informacji na temat naszej polityki w UE oraz – rękami ponad połowy posłów PiS - złożyła wniosek o odwołanie Radosława Sikorskiego.

Można się spodziewać, że pod adresem Sikorskiego padną najcięższe oskarżenia. Choćby dlatego, że w imieniu PiS wniosek o jego odwołanie ma przedstawić Witold Waszczykowski - do lata 2008 roku zastępca Sikorskiego w MSZ.  Obecny poseł PiS odszedł z resortu w atmosferze skandalu, po tym, jak udzielił wywiadu „Newsweekowi”, w którym opowiedział o przebiegu rozmów z Amerykanami w sprawie rozlokowania w Polsce tarczy antyrakietowej. Od tamtej pory obaj wręcz chronicznie się nie znoszą, czemu chętnie dają wyraz przy każdej okazji. Na wtorkowym posiedzenie sejmowej komisji spraw zagranicznych, która rekomendowała wniosek o odwołanie Sikorskiego, Waszczykowski zarzucił mu arogancję i tchórzostwo (Sikorski tłumacząc się wyjazdem do Moskwy nie wziął udziału w obradach).

Raczej jasne jest, że minister Sikorski przetrwa czwartkową nawałnicę i utrzyma stanowisko. Może liczyć na pełne poparcie posłów koalicji, choć PO i PSL będą musiały mocno zewrzeć szeregi. Obie partie dysponują na dziś większością zaledwie czterech głosów.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną