Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PESEL słownie

Pies czyli kot

Bezrobocie w Suwałkach, jak mówią, sięga trzeciego piętra. Na rynku im. Marii Konopnickiej siedzą bezczynni pod jej pomnikiem i palą skręty zwinięte z gazety.

Idę żwirową alejką, mijam cementowy pomnik poetki pomalowany złotą farbą, pod nim trzech na ławeczce siedzi i nagle słyszę za plecami: – E, widzicie? Pies czyli kot zap...dala! Aż pokraśniałem, bo to z uznaniem było powiedziane. POLITYKĘ widocznie gdzieś czasem znajdą i przeczytają – pomyślałem sobie. Czy może być większa nagroda? W Internecie krążą chyba wszystkie moje skecze – i te gorsze, i te lepsze – w starszych i nowszych nagraniach. No i bardzo dobrze, czyli trudno. Jeśli ktoś gdzieś coś mojego autorstwa podwędzi – to daj mu Boże zdrowie i tłuste dzieci. Taki mam do tego ogólny stosunek, a to głównie z tego powodu, że rzadko używam Internetu. Wiem, że jest to całkiem niezły obszar wolności i że ludzie z niej korzystają. To mi wystarczy.

I właściwie tyle mógłbym powiedzieć w sprawie ACTA, gdyby nie zatrzęsła mną wiadomość, że wszelkie na ten temat dysputy i protesty zdadzą się na nic, gdyż sprawa już w poprzednim Sejmie została przegłosowana. Dlaczego? A po prostu dlatego, że ogromna większość rządzących i opozycyjnych posłów nie wiedziała w ogóle, o co chodzi i w jakiej sprawie głosuje. Nie pierwszy to zresztą taki przypadek, można powiedzieć, że raczej norma.

Ustawę o refundacji leków też przegłosowali bez mrugnięcia okiem, a o co chodzi, dowiedzieli się dopiero po pół roku. A przed nami jeszcze piękny kwiat – nowelizacja ustawy o NIK, o której dyskusja rozwija się na razie niemrawo, bo to dopiero w czerwcu, ale w czerwcu to już nic się nie przegada, bo parlamentarzyści będą wyjeżdżali na wakacje po ciężkim politycznym sezonie. NIK zatem będzie mógł bez zbędnych pozwoleń złapać każdego, zbadać mu DNA, pochodzenie, wyznanie i preferencje seksualne. Dziś można by jeszcze prowadzić w tej sprawie merytoryczną dyskusję, tylko że to trudniejsze, łatwiej będzie po wejściu nowelizacji w życie podnieść lament, obrzucać się inwektywami, szukać winnych i pytać, jak do tego doszło. A o ilu przegłosowanych już dawno ustawach dowiemy się za kilka miesięcy, nawet pani marszałek Kopacz nie wie.

Wniosek z tego jest smutny – ani władza wykonawcza, ani ustawodawcza nie uznają społeczeństwa za partnera do rozmów. Raz na cztery lata życzliwie ogłaszają nas na chwilę elektoratem i mówią, jakie robimy im słupki. Tak, słupki. Słupki to jest to, bo bez słupków ich w ogóle nie ma. W telewizjach jest pewnie kilkadziesiąt programów publicystycznych z politykami, dla których temat w ogóle się nie liczy, tylko demagogia, krzyk, popisy i „moje na wierzchu”.

Piszę o tym spokojnie, bo i tak wiem, że niczego nie zmienię, ale w nocy nie śpię, bo w świetle księżyca na firance ukazuje mi się poseł Suski opowiadający dowcipy w Sejmie, a potem Jan Dziedziczak mówiący do mnie „Panno Stanisławo”. Po ośmiu nieprzespanych nocach pojawiłem się w aptece z receptą. – O, źle pan śpi? – zapytał znajomy pan magister. – Nie – odpowiedziałem. – W ogóle nie śpię. Pokiwał głową ze zrozumieniem i już sięgał po pudełko, ale nagle zauważył, że na recepcie brakuje masy ogólnej składnika tabletek. – Jest – pokazałem. – Ale cyframi jest, a musi być i cyframi, i słownie. Panie Stanisławie, nic nie poradzę.

Wróciłem do lekarza. Lekarza już nie było, ale za to w telewizji były nowe materiały o katastrofie smoleńskiej i dyskusja posłów, czy 13 osób może się zmieścić w kokpicie Tu-154. Tej nocy znów widziałem się z Suskim i Dziedziczakiem. Następnego dnia upolowałem lekarza: – Błagam pana, nie może być cyframi, musi być cyframi i słownie. Pojechałem do apteki. Magister docenił moją determinację. Uśmiechnął się. Już sięgał po pudełko, gdy nagle powiedział: – Ale tu jest źle, PESEL musi być tylko cyframi, nie może być cyframi i słownie. Tej nocy, z braku pastylek, przespałem się po prostu z Suskim i Dziedziczakiem. Rano żaden pies nie chciał na mnie patrzeć.

Polityka 05.2012 (2844) z dnia 01.02.2012; Felietony; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "PESEL słownie"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną