Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jakie polskie problemy odsłania ACTA?

Manifestacja przeciwników ACTA w Białymstoku. Manifestacja przeciwników ACTA w Białymstoku. Anatol Chomicz / Forum
Zamieszanie wokół ACTA odsłoniło kilka problemów dotykających fundamentów naszego państwa. Na co dzień trochę odsuwanych na bok, dlatego warto je przynajmniej przedyskutować.

Powinniśmy dziękować losowi, że sprawa ACTA nabrała tak dużego rozgłosu. Zwróciła uwagę na kwestie związane z funkcjonowaniem demokratycznego państwa prawa „od kuchni” (tworzenie ustaw) oraz bezpieczeństwa w sieci. Z kolei przedstawiciele państwa dość mocno odczuli, jak łatwo nowe, sieciowe społeczeństwo może się zmobilizować w dowolnej sprawie i ośmieszyć jego instytucje oraz funkcjonariuszy.

Na co dzień nie rozmawiamy o swobodach obywatelskich, procesie uchwalania ustaw, przejrzystości prawa, czy własności intelektualnej. Są inne problemy, bardziej przyziemne. Te „konstytucyjne” wychodzą na światło dzienne dopiero wtedy, gdy pojawia się „coś”, co dotyka dużą część społeczeństwa. Jak ACTA. Co więc odsłonił ten dokument?

Swobody obywatelskie

„GIODO uznaje podpisanie i ratyfikację konwencji ACTA za niebezpieczne dla praw i wolności określonych w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej ” – napisał kilka dni temu w specjalnym oświadczeniu Generalny Inspektor Ochrony danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski. „GIODO przewiduje, że na osoby fizyczne, osoby prawne i inne jednostki organizacyjne nakładane będą nieznane dziś prawu polskiemu obowiązki ujawnienia danych osobowych osób fizycznych podejrzewanych o naruszenie norm konwencyjnych”.

Zdaniem Wiewiórowskiego, niedopuszczalne jest również, że ACTA może być wykorzystana do zmuszenia dostawców Internetu aby monitorowali aktywność swych klientów w sieci. Podobne wypowiedzi można było usłyszeć od przedstawicieli organizacji pozarządowych, szczególnie zajmujących się przestrzeganiem praw człowieka, intelektualistów, publicystów i zwykłych użytkowników sieci. To właśnie tych ostatnich, doniesienia o próbach ograniczania ich wolności, zmotywowały do tak głośnych protestów.

Nie brak jednak głosów – jak prof. Jana Błeszyńskiego, współtwórcy polskiego prawa autorskiego z 1994 r. – mówiących, że w polskich realiach ACTA niewiele zmieni, bo polskie przepisy nie tylko, że w większości spełniają stawiane przez tę umowę wymogi, to jeszcze w wielu przypadkach są bardziej restrykcyjne.
Z pewnością jednak istnieje zagrożenie, że  ACTA - ale także wiele innych rozwiązań, łącznie z nieograniczonym wręcz prawem służb specjalnych do gromadzenia danych na nasz temat - może naruszać takie prawa obywatelskie, jak prawo do prywatności, wolności wypowiedzi czy swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. To chyba wystarczający powód, by wreszcie zająć się porządnie kwestią przestrzegania zagwarantowanych nam w konstytucji swobód. To zadanie nie tylko dla rządu, ale i dla posłów, organizacji pozarządowych i mediów.

Jak więc powinno wyglądać  stanowienie prawa w Polsce? Czy proces ten odbywa się prawidłowo i zgodnie z zasadą konsultowania nowych przepisów ze wszystkimi zainteresowanymi stronami? Czy jest wystarczająco przejrzysty? Na dziś wydaje się, że – niestety - nie.

Proces tworzenia prawa

Przykład tego, jak wyglądały prace nad ACTA, jest tylko jednym z wielu. Prace poprzedzające uchwalenie prawa – m.in. na etapie tzw. konsultacji społecznych - mocno szwankują. Wystarczy przypomnieć niejasne okoliczności towarzyszące tworzeniu ustawy hazardowej, czy ostatnie zamieszanie z ustawą refundacyjną. W pierwszym przypadku przedstawiciele władzy do konsultacji podeszli lekceważąco i nieetycznie, poddając się lobbingowi biznesu hazardowego. W drugim konsultacje się odbyły, ale rząd jeszcze na etapie prac parlamentarnych ignorował większość głosów przeciwników, nie podając jakiegokolwiek powodu.

Tymczasem w sprawie ACTA odbyły się konsultacje, tyle że projekt pilotowany przez ministerstwo kultury dostały do zaopiniowania głównie organizacje reprezentujące twórców (m.in. ZAIKS oraz największe telewizje TVP, TVN i Polsat ), które siłą rzeczy są zainteresowane przyjęciem ACTA. Za mało było natomiast rozmów z przedstawicielami świata internetowego (choćby platform blogowych, portali aukcyjnych), czy NGO-sami. Choć premier był przez nie osobiście ostrzegany przed zagrożeniami, jakie potencjalnie niesie ACTA.

Na brak poważnej debaty zwracał uwagę wspomniany Wojciech Wiewiórowski. Protestowały również organizacje pozarządowe. -  Konsultacja społeczna to nie jest proces, w wyniku którego od instytucji uzyskuje się potwierdzenie własnych poglądów. To publikacja dokumentu i poddanie go osądowi wszystkich potencjalnie zainteresowanych instytucji i osób, po to, by wysłuchać ich zdania i opinii, a następnie wyciągnąć z tych opinii wnioski. Tego procesu nie było – przypominał w rozmowie z portalem gazeta.pl Jarosław Lipszyc z fundacji Nowoczesna Polska.

O niewłaściwym podejściu do stanowienia prawa w Polsce mówiła również Ewa Łętowska, była rzecznik praw obywatelskich. Jej zdaniem już na etapie początkowym - tworzenia założeń do ustaw w ogóle - brakuje rzetelnej debaty, która mogłaby uspokoić zaniepokojonych.  - Należy się bać przyjęcia prawa, w którym jest tak wiele niejasności. I przy pełnej nieprzejrzystości jego powstawania. To powoduje podejrzenia, że jednak chciano coś ukryć – podkreślała Łętowska w rozmowie na temat ACTA z „Gazetą Wyborczą”. - Strona społeczna ma rację, alarmując, że skoro przyjmuje się prawo ewidentnie pod presją mocarnych, komercyjnie nastawionych lobbies, to nie wiadomo, jak będzie potem implementowane.

O tym, że przepisy prawa są w Polsce przygotowywane niechlujnie i w sposób arogancki, mówi się od dawna. Może najwyższy czas, by zmienić złą praktykę. Na początek należałoby przywiązywać większą uwagę do lepszego informowania opinii publicznej o potrzebie wprowadzenia takich czy innych rozwiązań. I nie ignorowania z góry tych, który mają inny pogląd na to, jak powinny one wyglądać.

Sprawność instytucji państwa i kompetencja urzędników

Gdy za sprawą ataku hakerów na rządowe witryny rozpoczęła się debata na temat ACTA, przedstawiciele rządu długo nie potrafili przedstawić jednolitego stanowiska w tej sprawie, ani tym bardziej uspokoić opinii publicznej. Początkowo nie potrafili nawet powiedzieć, czy nasz kraj podpisze się pod ACTA, czy nie. Przypomnijmy - wicepremier Waldemar Pawlak oraz minister administracji i cyfryzacji Michał Boni w pierwszych wypowiedziach nie wykluczali, że Polska umowy nie podpisze.

Ze strony rządu zabrakło ponadto rzetelnej informacji, jakie konsekwencje zrodzi przyjęcie postanowień ACTA przez Polskę. W to, że żadnych – jak twierdzili zgodnie ministrowie Bogdan Zdrojewski i Michał Boni – mało kto uwierzył.

Tym bardziej więc opinia publiczna ma prawo oczekiwać od swych przedstawicieli nie tylko rzetelnej analizy wprowadzenia takiego, czy innego prawa, ale przede wszystkim przystępnie zakomunikowanej informacji na ten temat. Bo problem z ACTA nie leży wyłącznie w sprawności przestrzegania pewnych procedur i wymogów, ale także w wiedzy urzędników rządowych, którzy mieli dokument w rękach i nie potrafili w porę zauważyć, jakie może zrodzić konsekwencje.

Prawo do ochrony własności intelektualnej

Obrońcy ACTA podkreślają, że umowa ochroni prawa twórców, które dziś są bardzo często łamane przez użytkowników globalnej sieci (naginających prawo do korzystania z ich dzieł w ramach tzw. dozwolonego użytku osobistego). Chodzi o art. 23 prawa autorskiego, który mówi, że można bez zgody twórcy nieodpłatne korzystać z rozpowszechnionego już utworu nie tylko w gronie najbliższej rodziny, ale nawet w kręgu towarzyskim. Tyle tylko, że ustawa została uchwalona w 1994 roku, a więc w erze dominacji tradycyjnych nośników, przed upowszechnieniem Internetu i takich jego narzędzi jak Facebook. Trudno było już wówczas przewidywać, jakie za kilka lat otworzą się możliwości techniczne błyskawicznego cyfrowego kopiowania wszelkich dóbr kultury.

Z drugiej jednak strony - jest pytanie o zakres ochrony i to czy teraz prawo autorskie, czy wzmocnione dodatkowo przez ACTA, nie zablokuje dostępu do dóbr kultury, osiągnięć nauki (np. nowych leków) czy nowoczesnych technologii (np. oprogramowania typu open–source). Według niektórych przeciwników tych zmian po ich wejściu w życie takie zagrożenie stanie się realne. ACTA – jak podkreśla chociażby Katarzyna Szymielewicz z fundacji Panoptykon, zajmującej się obroną prawa do prywatności – ma za zadanie przede wszystkim wymóc na państwach, które podpisały umowę „twarde egzekwowanie prawa, bezwzględne stosowanie kar i zachęcanie usługodawców do współpracy w szukaniu piratów”.

W przypadku Polski będzie to o tyle łatwe, że – zdaniem Szymielewicz – nasze prawo autorskie nie wyznacza jasnych granic między tym, co podlega ochronie, a co nie. W rezultacie użytkownicy Internetu nie będą wiedzieli dokładnie, co mogą, a czego nie mogą umieszczać w sieci.
Przeciwnicy ACTA zwracają również uwagę na nierównowagę jaką wprowadza ona między użytkownikami, a posiadaczami praw do utworów. Ci ostatni będą mogli - po wprowadzeniu w życie jej zapisów - podejmować działania prewencyjne, których efektem mogłoby być np. zamknięcie strony www jeszcze przed wyrokiem sądowym, czyli ograniczenie wolności wypowiedzi.

Wolność w internecie

Jaka jest granica swobód w Internecie? Jak daleko mogą posunąć się korzystający z nich użytkownicy sieci, jak silna może być kontrola treści? – to kolejne pytania, które przynosi debata wokół ACTA.

Dokument mnoży wątpliwości. Podstawowa dotyczy tego, jak zachowają się dostawcy Internetu, których ACTA zachęca do kontroli. Czy będą monitorować treści umieszczane w sieci i przesyłane przez użytkowników? Czy w ten sposób nie powstanie nowa globalna sieć – cenzury internetowej? Ale z drugiej zaś strony – czy internauci, którzy poczuli, że ich wolność jest zagrożona, mają prawo do takich form protestu, jak blokowanie stron rządowych czy włamania do serwerów?

Prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar zwraca uwagę, że trudne będzie w ogóle pogodzenie praw twórców i odbiorców. Z jednej strony są duże wymagania finansowe części twórców, głównie z kręgu kultury masowej, co rodzi problem dostępności do nich bez ponoszenia zbyt wysokich kosztów przez użytkowników sieci. Dlatego - zdaniem Smolara - powinien zostać wypracowany inny sposób wynagradzania twórców, bez ograniczania dostępu do treści w Internecie.

Czy wszystkie te problemy zostaną szybko rozwiązanie? Można oczekiwać, że rząd i parlamentarzyści wyciągną odpowiednie wnioski z awantury wokół ACTA i w przyszłości inaczej zaczną traktować kwestie związane z tworzeniem prawa oraz dialogiem z obywatelami i ich organizacjami.
Jeśli to nie nastąpi, te same problemy prędzej czy później powrócą, choć przy wprowadzaniu innych przepisów. Można zakładać, że - jak często bywa w tego typu przypadkach - ze zdwojoną siłą. Gniew ludzi, którzy w sprawie ACTA niespotykanej od dawna skali wyszli na ulice polskich miast (co samo w sobie jest bardzo optymistyczne), także będzie większy. Warto o tym pamiętać.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną