Czyli wszystko w porządku, nawet jeśli część publiczności głęboko się wzruszy, widząc w małej Magdzie namiastkę własnych dzieci. Świat jest przewidywalny. Może w jego naturę wpisane są różne straszności, ale mężczyźni o nogach jak patyczki - bo taki miał być ten człowiek z opowieści matki - nie istnieją. Nie biją matek, i nie kradną dzieci z wózków. Uff.
Lecz co wiadomo tak naprawdę? Ciała dziecka nie znaleziono. Znaleziono jedynie pustą torbę ze zwiniętą kurtką, w której zdaniem głównego bohatera wydarzenia, Wielkiego Objaśniacza Świata Detektywa Rutkowskiego, dziecko musiało być. Może, mówi detektyw, psy rozwlekły?
Co wiadomo głębiej? Że była para młodych ludzi, najmujących pokój w podłej dzielnicy. Zdanych na pomoc rodziców i jednocześnie skonfliktowanych z nimi. On – porzucający informatykę dla pracy na budowie. Ona – bezradnie poszukująca jakiegokolwiek zajęcia. Być może już od dawna nadbudowująca sobie w głowie swój własny świat – skoro ten zastany jest, jaki jest. Być może zupełnie coś innego.
Była już taka jedna historia: małego Michałka, wrzuconego do rzeki. W zeszłym roku, po trwającym wiele lat procesie, sądy ostatecznie uniewinniły w tamtej sprawie matkę. Rzeczywistość nie okazała się jednak łatwo objaśniana. Nie była więc także medialnie interesująca. Poza tym, mieliśmy już nowe, porywające emocjonalnie, mrożące krew w żyłach historie. Po tej o Madzi, będą kolejne.