Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Bez niespodzianek

Oscary wręczone

„Artysta” Michela Hazanaviciusa zdobył aż 5 statuetek. „Artysta” Michela Hazanaviciusa zdobył aż 5 statuetek. Forum Film / materiały prasowe
Zgodnie z przewidywaniami i notowaniami bukmacherów członkom Akademii najbardziej spodobała się czarno-biała, zrealizowana w konwencji kina niemego, francuska komedia „Artysta” Michela Hazanaviciusa (5 Oscarów, w tym najważniejsze za film, reżyserię i pierwszoplanową rolę męską.

Dlaczego akurat ten film, a nie na przykład „Drzewo życia” Terrence Malicka? Pomijając fakt, że większościowego wyboru dokonuje grupa konserwatywnych panów w podeszłym wieku pamiętających jeszcze zapach wyściełanych aksamitem foteli i terkot projektora, „Artysta” mógł pogodzić gusta zarówno zwolenników ekstrawaganckiej sztuki jak i prostej rozrywki.

Trzeba być naprawdę bardzo odważnym człowiekiem, ba - wręcz szaleńcem, aby w epoce elektronicznych gadżetów, Internetu, kina cyfrowego w 3D wracać do anachronicznej formy sprzed stu lat i łudzić się, że tłumy nastolatków przyjdą to zobaczyć. Koników pod multipleksami rzeczywiście nie było (ani u nas, ani we Francji, ani w Stanach), niemniej Hazanavicius może czuć się prawdziwym zwycięzcą. Jean Dujardin, zwany od dziś nowym George Clooneyem, z nieznanego nikomu aktora stał się nagle wielką gwiazdą. Ma wdzięk i urok starego amanta, patrzy się na jego brawurową grę z niedowierzaniem. Trudno sobie wyobrazić aby ktokolwiek lepiej potrafił stworzyć równie przekonującą, przepełnioną energią kreację: przegranego aktora w typie Douglasa Fairbanksa albo Rudolfa Valentino, który z uporem trwa przy swoim i nie chce lub nie potrafi dostosować się do nowej estetyki kina dźwiękowego. O takich wyczynach mówi się „rola życia”.

Współcześni artyści mają podobne do niego dylematy. Pójść w stronę cyrkowego, trójwymiarowego widowiska, dać się sklonować, zmultiplikować, poddać komputerowej obróbce i grać w wirtualnym świecie awatarów czy trwać z uporem przy dotychczasowej technice gwarantującej przynajmniej to, że pozostaną w realu sobą. „Artysta”, jeśli spojrzeć na to z tej strony, jest filmem na wskroś dzisiejszym, opisującym także aktualne dylematy hollywoodzkich twórców i nie tylko ich - tyle, że w śmiesznym kostiumie, budzącym dystans, nostalgię oraz wzruszenie.

Nie należy równocześnie zapominać, że komedia Hazanaviciusa to kapitalny melodramat, wielki pean na cześć romantycznej miłości, która w show biznesie zdarza się równie często co deszcz na pustyni, co nie znaczy, że nikt o niej nie marzy, wręcz przeciwnie. Fabryka snów została zbudowana nie po to, by szokować „Wstydem”. Jej głównym powołaniem jest tworzenie trampoliny umożliwiającej radosną ucieczkę od rzeczywistości. Opowiadanie bajek w pięknym stylu. W tym roku, a także w wielu poprzednich edycjach, takie właśnie eskapistyczne, familijne, pocieszające i wywołujące łezkę w oku tytuły nagrodzono Oscarami. „Artysta” co prawda nie jest hollywoodzkim produktem, lecz bardzo go pod każdym względem przypomina, dlatego dziwić się nie należy.

Przegrana Agnieszki Holland, chociaż wszyscy jej kibicowaliśmy, nie oznacza końca świata. Po przedoscarowej euforii nie warto ogłaszać tygodniowej żałoby. Dzięki samej tylko nominacji, „W ciemności” przebiło się na międzynarodowe rynki. W Stanach polski film trafił do regularnej dystrybucji, co już jest sukcesem, ma doskonałą prasę, a to prędzej czy później przełoży się na życzliwe zainteresowanie naszą kinematografią. Dla reżyserki to powrót do światowej pierwszej ligi, zaś dla Roberta Więckiewicza znaczący przystanek, w chyba można już prorokować, wielkiej międzynarodowej karierze. Irańskie „Rozstanie” okazało się lepsze, bo jest dziełem bezdyskusyjnie uniwersalnym, co zostało wcześniej potwierdzone nagrodami m.in. na festiwalu w Berlinie, Złotym Globem, a ostatnio francuskim Cezarem. To niejednoznaczny moralitet, film obyczajowy, polityczny i kryminał w jednym, podejmujący bardzo skomplikowane zagadnienia życia rodzinnego, czystości sumienia, krzywdy wyrządzanej w imię wartości, w które się głęboko wierzy. A na wyższym poziomie mówi o konfrontacji tradycji i religijności z ideami demokracji, pokazując cenę jaką się płaci za taki wybór.

Królową wieczoru została Meryl Streep, odbierając trzeciego w swojej karierze Oscara (przy 17 nominacjach). Wszyscy wiedzieli, że tak się stanie, mimo to napięcia nie brakowało. Schodząc ze sceny mówiła, że to już ostatni raz. Ale w głębi duszy nawet ona w to nie wierzyła. Na tym polega czar kina.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną