Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Emerytalny koncert życzeń

Emerytury: Jak zadowolić wszystkich

Po miesiącu konsultacji opór przed wydłużeniem wieku emerytalnego jest jeszcze większy niż wcześniej.

Przeciw jest już około 90 proc. społeczeństwa. Rząd nie przekonał do swoich racji, ale też przywódcy innych partii wykorzystali ten czas do mieszania nam w głowach. Mnożą się pomysły, jak projekt „ustawy 67” zmienić, by stała się możliwa do przyjęcia. Niektóre brzmią nawet atrakcyjnie, tak naprawdę są jednak bardzo groźne. Nie dla polityków, ale dla przyszłych emerytów. Posłuchajmy niektórych przebojów tego emerytalnego koncertu życzeń.

Emerytura częściowa. Mimo wydłużenia powszechnego wieku emerytalnego niektórzy mogliby z takiego świadczenia skorzystać już w wieku 60 lat. Żeby – jak sympatycznie powiedział Waldemar Pawlak – nie zmuszać 60-letnich staruszek do pracy. Do tego momentu obaj koalicjanci są ze sobą zgodni. Różnią ich szczegóły. PO uważa, że emerytura częściowa nie powinna wynosić więcej niż 30 proc. świadczenia należnego w wieku 60 lat. Waldemar Pawlak zerwał rozmowy, bo – jego zdaniem – to za mało. Osoby z najniższym wynagrodzeniem dostawałyby bowiem niewiele ponad 300 zł. Pawlak żąda dla nas więcej.

Tyle że to „więcej” pochodziłoby z tej samej kasy, czyli z kapitału składkowego, który zgromadzimy przez lata pracy. Naszego indywidualnego kapitału. Jeśli większą jego część skonsumujemy w postaci emerytury częściowej, mniej zostanie na późniejsze lata. Konieczność wydłużania pracy, zwłaszcza dla kobiet, wynika właśnie z faktu, że do 60 lat zgromadzić mogą niewiele. Im większe świadczenie dostaną w postaci emerytury częściowej, tym mniej potem, gdy osiągną 67 i więcej lat. Na prawdziwe stare lata.

Jeśli natomiast ktoś wcześniej musiałby zakończyć karierę zawodową z powodów zdrowotnych, w jego interesie jest starać się o rentę. Wtedy bowiem, aż do wieku 67 lat, jego kapitał emerytalny pozostanie nienaruszony i zostanie podzielony przez miesiące wynikające ze średniej dalszego trwania życia dopiero po 67 urodzinach. Emerytura takiej osoby będzie więc wyższa. Wcześniej dostawać będzie rentę, na którą płaciła składkę do funduszu rentowego. To zupełnie inne konto.

Kobietom, które urodzą dziecko, państwo powinno dopisać do ich emerytalnego kapitału jakąś sumę pieniędzy – 20 albo 30 tys. zł. To także postulat ludowców. Brzmi nieźle. Warto jednak pamiętać, że kobietom pracującym państwo już dopisuje. Przez okres trwania urlopu macierzyńskiego składkę emerytalną za młode matki płaci budżet państwa. Właśnie dlatego, by urodzenie dziecka nie pomniejszało drastycznie ich późniejszej emerytury. Za to samo miałby płacić po raz drugi?

Zamiast tego politycy jak najszybciej powinni zadbać o to, by ten przywilej należał się także matkom samozatrudnionym czy pracującym na tzw. umowach śmieciowych. Dzisiaj bowiem państwo dokłada tylko tym na etacie. Emerytury pań będą tak rażąco niższe niż mężczyzn nie z powodu urodzenia dzieci, ale krótszego okresu, w którym oszczędzają na starość.

Za urodzenie każdego dziecka kobiety mogłyby przechodzić na emeryturę trzy lata wcześniej. Troje dzieci skracałoby więc wiek uprawniający do zakończenia pracy aż o dziewięć lat. O tyle krócej oszczędzałyby na starość panie zatrudnione poza rolnictwem. Pozorny przywilej oznaczałby dla nich głodową emeryturę. Prezesowi Pawlakowi, który się przy tym pomyśle upiera, tak naprawdę chodzi o co innego. O zyskanie popularności na wsi. Kobiety ubezpieczone w KRUS mogłyby świadczenie dostawać o kilka lat wcześniej i – co najważniejsze – w ich przypadku nie byłoby ono mniejsze! Uprzywilejowany system emerytalny rolników polega bowiem na tym, że wysokość ich świadczeń nie zależy od sumy wpłaconych składek. Do emerytur rolniczych ponad 90 proc. dopłaca budżet państwa.

To moje pieniądze i moja sprawa, kiedy chcę przejść na emeryturę. Jeśli uzbierałem na minimalne świadczenie, mogę to zrobić przed osiągnięciem 67 lat. Taki postulat głosi Solidarność. Wydaje się logiczny. Ale czy na pewno sprawiedliwy? Głoszą go także bankowcy, którzy zdążyli sporo zaoszczędzić i będą mieli z czego dokładać do minimalnej emerytury. Chcą zakończyć pracę i cieszyć się życiem. Ich sprawa? Nie tylko. Jeśli wcześniej odejdą na emeryturę, na której wysokości i tak im nie zależy, przestaną także płacić składkę na fundusz rentowy ZUS. Na renty osób niezdolnych już do pracy mają się składać tylko osoby mniej zarabiające?

Składki emerytalne zebrane w ZUS powinny być dziedziczne. To pomysł Janusz Palikota. Palikot zapewne ubezpiecza swoje luksusowe samochody, ale po roku, w którym nie miał wypadku ani jego auto nie zostało skradzione, nie zgłasza się do ubezpieczyciela o zwrot składki. Wyśmiałby go. System ubezpieczeń, także społecznych, czyli nasz ZUS, nie polega dokładnie na tym, że wysokość przyszłego świadczenia zależeć będzie od długości naszego konkretnego życia. Ono zależy od przeciętnego statystycznego trwania życia osoby w naszym wieku. Oznacza to, że jedni umrą wcześniej, zanim wyczerpią zgromadzony kapitał. Zostanie on jednak skonsumowany przez osoby, które żyć będą dłużej niż przeciętna.

Gdyby pomysł Palikota rzeczywiście wprowadzić w życie, spadkobiercy osób, które odeszły wcześniej, mogliby liczyć na pewne sumy. A co z tymi, którzy będą żyć dłużej? W pewnym wieku trzeba byłoby przestać im wypłacać emeryturę, bo ich kapitał został wyczerpany? Jeżeli nie, składka emerytalna dla wszystkich musiałaby zostać podniesiona. Wzrosłyby koszty pracy i bezrobocie.

System ubezpieczeń społecznych to materia dość trudna. Ale politycy, którzy nieustannie przy tym systemie majstrują, powinni wiedzieć, co robią i co mówią. A my powinniśmy się strzec zatrutych prezentów.

Polityka 13.2012 (2852) z dnia 28.03.2012; Komentarze; s. 8
Oryginalny tytuł tekstu: "Emerytalny koncert życzeń"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną