Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ale GMO!

Kto żeruje na żywności modyfikowanej genetycznie

Protest przeciwko GMO pod Kancelarią Premiera. Protest przeciwko GMO pod Kancelarią Premiera. Tomasz Adamowicz / Forum
Jak fundacja Instytut Spraw Obywatelskich robiła wodę z mózgu obywatelom. I to za publiczne pieniądze.
Przeprowadzona w Tajlandii akcja Greenpeace przeciwko modyfikacjom genetycznym ryżu.EPA/PAP Przeprowadzona w Tajlandii akcja Greenpeace przeciwko modyfikacjom genetycznym ryżu.
Uprawa kukurydzy pod Lubomią i protestujący aktywista Greenpeace.Maciej Jarzębiński/Forum Uprawa kukurydzy pod Lubomią i protestujący aktywista Greenpeace.

W artykule„Fałszywi prorocy” (POLITYKA 52/53/11) prześwietliliśmy kilka postaci, na które – jako autorytety – najczęściej powołują się przeciwnicy genetycznie zmodyfikowanych roślin. Wyniki okazały się zgoła sensacyjne. Szczególnie w przypadku Amerykanina Jeffreya Smitha. Na polski przetłumaczono jego książkę „Nasiona kłamstwa”. W 2007 r. zasiadł on w roli „wybitnego eksperta od genetycznie zmodyfikowanych organizmów” na konferencji prasowej w Ministerstwie Środowiska obok ówczesnego szefa tego resortu prof. Jana Szyszki (PiS). Tymczasem okazało się, że jedyną udokumentowaną aktywnością zawodową Smitha było nauczanie tańca w miasteczku Fairfield w stanie Iowa.

Sprawa ma ciąg dalszy. Trafiło w nasze ręce profesjonalnie wydane w Polsce DVD, zawierające m.in. półtoragodzinny wykład Jeffreya Smitha oraz film „Zagrożenia ukryte w posiłkach dla dzieci” (chodzi oczywiście o GMO). Na okładce, oprócz nazwy wydawcy, widniały informacje o wsparciu finansowym, udzielonym przez kilka krajów europejskich i polski rząd. Dzięki temu trafiliśmy na stronę internetową naturalnegeny.pl. Okazało się, że „Naturalne geny” to tytuł całej kampanii, prowadzonej przeciwko genetycznym modyfikacjom roślin przez łódzką fundację Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO).

Instytut Spraw Rozmaitych

Trzon INSPRO tworzą ludzie związani kiedyś z łódzkim Studenckim Radiem Żak. Przed laty założyli oni również stowarzyszenie wydające kwartalnik „Nowy Obywatel” (wcześniej „Obywatel”). Jak można przeczytać w Wikipedii, w czasopiśmie tym publikowali „ekolodzy, nacjonaliści, anarchiści, związkowcy, konserwatyści i zwolennicy trzeciej drogi”. Rzeczywiście, grono autorów i osób zasiadających w radzie honorowej pisma jest zaskakująco zróżnicowane: m.in. Stan Tymiński, Andrzej Gwiazda, Ryszard Bugaj, Zbigniew Romaszewski, Zygmunt Bauman czy Rafał Ziemkiewicz.

Środowisko to w 2004 r. powołało do życia INSPRO. Na jego czele stanął Rafał Górski, z wykształcenia informatyk oraz coach (osobisty trener), który w Radiu Żak w 1996 r. współtworzył audycję społeczno-ekologiczną „Czy masz świadomość?”, a później był związany z pismem „Obywatel”. INSPRO m.in. wspiera przedsiębiorczość społeczną, zachęca do przewożenia tirów koleją, do debatowania nad polityką transportową w miastach oraz dąży do zmiany wizerunku osób (przede wszystkim kobiet) pracujących w domu. Działalność fundacji w ogromnym stopniu opiera się na środkach publicznych – grantach m.in. z Unii Europejskiej czy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Podobnie rzecz się miała z kampanią „Naturalne geny”. W 2008 r. Rafał Górski podpisał wniosek o przyznanie środków z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych (złożyły się na niego niektóre kraje europejskie, a polski rząd dorzucił 10 proc. – co w sumie dało 41,5 mln euro). W efekcie INSPRO uzyskało jedną z największych dotacji w swojej historii – prawie pół miliona złotych.

Celem kampanii „Naturalne geny” miało być m.in. „dostarczenie społeczeństwu wiedzy o zagrożeniach dla środowiska i zdrowia, jakie niosą ze sobą organizmy modyfikowane genetycznie” oraz „wprowadzenie na polski rynek światowej sławy książki i filmu na ten temat”. INSPRO zamierzało ściśle współpracować z Greenpeace, od lat bardzo agresywnie zwalczającym GMO w rolnictwie, oraz Koalicją Polska Wolna od GMO. Dlaczego INSPRO tak bardzo zainteresował się tą tematyką? Pewnie miał na to wpływ fakt, że w radzie programowej fundacji zasiada Maciej Muskat, szef polskiego oddziału Greenpeace. Jej członkiem w 2008 r. była również Jadwiga Łopata, jedna z głównych postaci Koalicji Polska Wolna od GMO.

Łopata jest z wykształcenia matematykiem, laureatką tzw. ekologicznego Nobla (Nagroda Goldmanów) i założycielką Ekocentrum w Stryszowie na południu Polski, gdzie można m.in. odbyć kurs budowy domu ze słomy i gliny. Współprowadzi tam także warsztaty „Kojące wibracje mis dźwiękowych i gongów”, czyli „misterium dźwięku z żywiołami dla Polski wolnej od GMO”. Jak zapewnia, uczestnicy mogą połączyć się z biopolem Wszechświata (za 185 zł z noclegiem). Łopata zamieszcza w serwisie YouTube propagandowe filmiki. Na jednym z nich grupka dzieci ze wsi Koszarawa śpiewa wraz ze swoimi przedszkolankami piosenkę przeciw złemu GMO i amerykańskiej firmie biotechnologicznej Monsanto (na melodię okupacyjnej piosenki „Teraz jest wojna”). W tej samej poetyce został nakręcony film straszący zmodyfikowanym ziemniakiem Amflora, stworzonym przez firmę BASF.

Raport otwarcie jednostronny

Na kampanię „Naturalne geny” fundacja otrzymała z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych ponad 490 tys. zł, które musiała wydać w 2009 r. Analizując tę aplikację, trudno oprzeć się wrażeniu, że rzetelne i obiektywne informowanie na temat GMO nigdy nie było celem łódzkiej fundacji. Treść przesłania została z góry ustalona: „rośliny genetycznie zmodyfikowane są złe i groźne”. Wnioskodawcy nie ukrywają tego – ich główną aktywnością miał być lobbing wśród parlamentarzystów i dziennikarzy (na co chciano wydać ponad 41 tys. zł). Pozostałe działania PR i promocyjne miały kosztować 180 tys. zł.

Informacji dotyczących GMO na stronie naturalnegeny.pl nie jest jednak za wiele. Można tu m.in. znaleźć zachętę do podpisania petycji postulującej skrupulatne znakowanie produktów żywnościowych powstałych przy użyciu inżynierii genetycznej (taki wymóg od dawna obowiązuje w UE – oznaczane muszą być wszystkie produkty zawierające domieszkę 0,9 proc. GMO). Z kolei tzw. FAQ, czyli odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania, podają jedynie zdawkowe oraz w wielu wypadkach nieprawdziwe i straszące informacje, np. na temat bezpieczeństwa dla zdrowia zmodyfikowanych genetycznie roślin.

W złożonej przez INSPRO aplikacji fundacja zapowiedziała również wydanie raportu mającego zaprezentować „aktualny stan wiedzy i stan prawny dotyczący GMO w Polsce i na świecie”. Tak powstał 52-stronicowy dokument, w którego wstępie znalazło się znamienne stwierdzenie: „Argumenty przedstawione (...) w niniejszym raporcie są głosem »jednostronnym«, ponieważ zadaniem organizacji społecznej jest prezentowanie zdania niezależnych ekspertów i zaniepokojonych obywateli, nie zaś silnego lobby związanego z przemysłem rolno-spożywczym”. Tym jednym zdaniem autor zaszufladkował wszystkich niezależnych naukowców mających pozytywną opinię o GMO (a takich wśród biologów jest ogromna większość) jako lobbystów.

Kogo poproszono zatem o napisanie raportu? Chyba tylko jedną osobę można uznać za eksperta od GMO – to prof. Tadeusz Żarski z SGGW (przeciwnik zmodyfikowanych genetycznie roślin). Pozostała czwórka to grafik komputerowy i specjalista od stron internetowych (Szymon Surmacz), działacz ekologiczny walczący z przemysłowym chowem świń (Marek Kryda), mgr inż. ogrodnictwa (Dorota Metera) oraz absolwent wydziału samochodów i maszyn roboczych (Paweł Połanecki; kiedyś działacz Ligi Polskich Rodzin i były wiceprzewodniczący sejmiku mazowieckiego).

Świat według INSPRO

Ponieważ raport (który kosztował prawie 12 tys. zł i został rozesłany do posłów oraz dziennikarzy) porusza bardzo szeroki wachlarz zagadnień – od bezpieczeństwa dla zdrowia i środowiska po kwestie prawne – poprosiliśmy grono ekspertów o jego ocenę. Wiesław Dzwonkowski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej tak podsumował napisaną przez Marka Krydę część dokumentu, w której znalazł się m.in. postulat rezygnacji z importu soi GMO (głównie przeznaczanej na pasze) i walki o „polską suwerenność białkową” (bo soja to źródło białka): „Trudno odnieść się do czegoś, co jest tak niemerytoryczne. Autor do jednego worka wrzucił prawdy, półprawdy i kłamstwa”.

Prof. Ewa Bartnik, genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego i wiceszefowa Komisji ds. GMO przy ministrze środowiska, napisała: „Mam wrażenie, że celem tych artykułów jest straszenie, a nie wyjaśnianie. Cytowane są tam np. prace naukowe uznane przez większość biologów za źle przeprowadzone i dlatego niewiarygodne”.

Prof. Tomasz Twardowski z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN sporządził całą listę błędów merytorycznych w raporcie oraz komentarz: „Choć chciałbym docenić pozytywne elementy tej publikacji, to trudno oprzeć się wrażeniu, że jej cechą charakterystyczną jest stronniczość i pomijanie bardzo istotnych faktów”. Podobną opinię ma prof. Stefan Malepszy, kierownik Katedry Genetyki Hodowli i Biotechnologii Roślin SGGW: „Raport ten ma charakter materiału propagandowego. Informacje w nim zawarte są podporządkowane wytworzeniu u czytelnika jednostronnego, negatywnego obrazu. Jest to czynione także przez podawanie faktów niezgodnych z danymi naukowymi”.

Jednak to nie raport miał być głównym orężem walki z GMO, lecz film „Świat według Monsanto” i książka o tym samym tytule francuskiej dziennikarki Marie-Monique Robin. Przedstawia ona spiskową historię koncernu biotechnologicznego Monsanto, dziś lidera na rynku roślin GMO. Jednym z „ekspertów”, od których Robin czerpała wiedzę, był Jeffrey Smith. Prof. Magdalena Fikus, biochemiczka i popularyzatorka nauki (współtwórczyni Festiwalu Nauki i Kawiarni Naukowych), tak ocenia tę publikację: „Jest nierzetelna i pełna insynuacji. A film może być jeszcze bardziej szkodliwy od książki, bo obraz znacznie mocniej niż słowo oddziałuje na ludzi”.

INSPRO bardzo pragnęło wydać „Świat według Monsanto” w postaci płyty DVD, ale nie dogadało się z właścicielem praw autorskich. Na pocieszenie wydrukowało książkę w nakładzie 1,4 tys. egzemplarzy. Operacja ta kosztowała ponad 41 tys. zł. Jak mówi Piotr Szwajcer z wydawnictwa CiS, od 20 lat publikujący książki popularnonaukowe (wydał ponad sto tytułów), koszt ten można było spokojnie obniżyć nawet o jedną trzecią. Być może szczodrość INSPRO wynikała m.in. z tego, że tłumaczem został Przemysław Ilukowicz (z wykształcenia inżynier, mający na swoim koncie także przekład książki „Sto kluczy Zen”), członek Koalicji Polska Wolna od GMO i wydawca „Nasion kłamstwa” Jeffreya Smitha.

INSPRO chciało również wydrukować „Genetyczną ruletkę” Jeffreya Smitha, ale zdecydowało się na DVD z dwoma filmami Amerykanina oraz dwoma krótkimi materiałami propagandowymi dostarczonymi przez Greenpeace. Na produkcję 10 tys. egz. płyty z profesjonalnym polskim lektorem fundacja wydała prawie 72 tys. zł. Z tej sumy Jeffrey Smith zainkasował ponad 20 tys. zł tytułem praw autorskich.

Film oraz książkę wysłano do wielu dziennikarzy i parlamentarzystów. Szef fundacji Rafał Górski często też jeździł do Warszawy, by spotykać się z posłami i senatorami PiS, którzy już kilka lat wcześniej walkę z genetycznie zmodyfikowanymi roślinami wpisali na swoje sztandary. Ale 220 tys. zł wydanych na PR, promocję i lobbing w parlamencie oraz mediach zwróciło się z nawiązką dopiero dzięki telewizji.

Kulinarny łącznik

Twórcy popularnego programu „Dzień dobry TVN” postanowili jedno z jego wydań (listopad 2009 r.) poświęcić właśnie GMO. Krótki reportaż filmowy, poprzedzający część programu na żywo, przygotował znany kucharz Grzegorz Łapanowski, autor m.in. programów kulinarnych w TVN. Był on jedną z twarzy kampanii „Naturalne geny” i raz otrzymał nawet wynagrodzenie za bycie ekspertem podczas spotkania z mediami. W materiale filmowym Łapanowskiego wypowiada się tylko dwoje „ekspertów” – oczywiście związanych z INSPRO – Dorota Metera i Paweł Połanecki (współautorzy wspomnianego raportu o GMO).

Nie inaczej było podczas dyskusji na żywo w studiu TVN – tu znów wystąpił Łapanowski, tym razem w towarzystwie prof. Tadeusza Żarskiego. Liczbą nieprawdziwych informacji, które w ciągu ośmiu minut padły z ekranu, można by obdzielić kilka programów telewizyjnych. Na szczyty dziennikarskiej niekompetencji wspiął się Marcin Prokop, współprowadzący „Dzień dobry TVN”, twierdząc, że „w mięsie krów karmionych modyfikowaną kukurydzą rozwija się specyficzny szczep bakterii coli, który w USA zabija co roku nawet kilkaset osób”. Nawet niechętnego GMO prof. Żarskiego to zdziwiło: „Aż tak daleko idących dowodów nie spotkałem”. W rozmowie z POLITYKĄ Grzegorz Łapanowski nie był już tak przekonany do swoich negatywnych poglądów na temat GMO. Przyznał wręcz, że nie ma na ten temat wiedzy, a kierowało nim raczej przeczucie.

Ale nieporównanie większym sukcesem INSPRO okazał się kontakt z Grzegorzem Kuczkiem z programu „Uwaga! TVN”. Jesienią 2010 r. stacja wyemitowała w porze najlepszej oglądalności serię reportaży zatytułowanych „Obcy gen”. W grudniu 2010 r. zostały one nominowane do jednej z najbardziej prestiżowych polskich nagród dziennikarskich: Grand Press. Były bowiem świetnie nakręcone, a sensacyjna teza, że lobbyści od GMO wciskają nam straszną truciznę, najwyraźniej przekonała jurorów. TVN zmontował z reportaży godzinny materiał, który w 2011 r. wyświetlono na festiwalu filmów dokumentalnych Planete Doc. Film zaczyna się od wypowiedzi Grzegorza Łapanowskiego, że coraz trudniej znajduje prawdziwą, zdrową, a więc przede wszystkim wolną od GMO żywność.

Przeciw nominacji „Obcego genu” do nagrody Grand Press zaprotestowało Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych. Portal racjonalista.pl wysłał list protestacyjny do Rady Etyki Mediów. Jedyną reakcją stacji było oskarżenie Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych, że jest jakoby sponsorowane przez koncerny biotechnologiczne. Tymczasem lista błędów, przekłamań lub zwyczajnie nieprawdziwych informacji w „Obcym genie” była naprawdę bardzo długa. Ograniczymy się tu do podania tylko jednego, ale za to bardzo spektakularnego przykładu.

Zabójczy jak szampon

Grzegorz Kuczek pojechał z kamerą do Francji, by nagrać wypowiedź prof. Gillesa-Erica Seraliniego (kultowej postaci wśród ruchów anty-GMO). Naukowiec ten twierdzi, że przeprowadzone przez niego badania dowodzą szkodliwości, dostępnego również w polskich supermarketach ogrodniczych, środka chwastobójczego Roundup (firmy Monsanto). Spryskuje się nim niektóre rodzaje roślin GMO (np. soję), gdyż dzięki genetycznej modyfikacji zostały uodpornione na Roundup (giną więc chwasty, a nie soja czy kukurydza). I dlatego, według Seraliniego, rośliny te są szkodliwe dla ludzi.

Ale widz TVN nie miał już szans usłyszeć o dokumencie Francuskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności z 2009 r., gdzie badania Seraliniego zostały poddane ostrej krytyce, a konkluzja raportu brzmiała: eksperymenty te nic nie wnoszą do oceny bezpieczeństwa Roundupu.

Dlaczego? Otóż Seralini posłużył się ludzkimi komórkami hodowanymi na laboratoryjnej szalce, które polewał Roundupem. Tymczasem ten środek chwastobójczy zawiera m.in. detergenty szkodzące tak hodowanym komórkom. Gdyby więc ten sam eksperyment przeprowadzić z szamponem dla dzieci czy płynem do mycia naczyń, efekt byłby równie przerażający. Zresztą prof. Seralini już wcześniej publikował prace na temat GMO, które okazały się nierzetelne i zostały odrzucone przez ekspertów z całego świata. Z filmu TVN nie dowiemy się również, że francuskiego naukowca sponsorował niekiedy Greenpeace.

Jaki związek ma film TVN z kampanią prowadzoną przez INSPRO? Otóż na swoich stronach internetowych fundacja chwali się, że jej ekspert Marek Kryda (m.in. członek rady programowej INSPRO i Koalicji Polska Wolna od GMO) przejechał z Grzegorzem Kuczkiem tysiące kilometrów po Europie, nagrywając materiał filmowy. W Wikipedii figuruje wręcz jako współtwórca filmu „Obcy gen”. Jego zaangażowanie widać dobrze w scenie rozmowy z prof. Seralinim: Marek Kryda zadaje pytania, a dziennikarz TVN siedzi obok milcząc. Nietrudno też dostrzec w „Obcym genie” licznych inspiracji książką „Świat według Monsanto” (w której Seralini również występuje jako demaskator knowań amerykańskiego koncernu). W jednej ze scen filmu widać, jak Grzegorz Kuczek czyta „Nasiona kłamstwa” Jeffreya Smitha.

Najbardziej zaskakujące (z punktu widzenia rzetelności dziennikarskiej) jest jednak to, że w całym filmie nie wypowiada się ani jeden naukowiec, który miałby pozytywne zdanie o GMO. Za to nieprawdziwe informacje, m.in. dotyczące rzekomego związku bezpłodności ze spożywaniem zmodyfikowanej genetycznie kukurydzy, wygłasza dr hab. Katarzyna Lisowska z Instytutu Onkologii w Gliwicach. Zasiada ona w Komisji ds. GMO przy ministrze środowiska jako reprezentant organizacji ekologicznych zgłoszony przez... fundację INSPRO.

Chcieliśmy zapytać Grzegorza Kuczka, dlaczego pozwolił Markowi Krydzie (który walczy na wielu frontach – m.in. z przemysłowym chowem świń i gazem łupkowym) mieć tak duży wpływ na swój film, mimo że wielokrotnie udowodnił on swoimi wypowiedziami oraz publikacjami, iż nie jest ekspertem od GMO. Kuczek poprosił nas o wcześniejsze przesłanie pytań, a gdy je otrzymał, oznajmił, że rozmowy nie będzie, bo pytania są tendencyjne.

Kto rozdaje miliony

Fundacja INSPRO we wniosku o dotację napisała wyraźnie, że celem kampanii jest wydanie i rozpowszechnienie filmu „Świat według Monsanto”. Powoływała się także na obydwie książki Smitha jako źródła rzetelnej wiedzy naukowej. Dlaczego u osób oceniających tę aplikację nie wzbudziło to wątpliwości? Przecież, zgodnie z obowiązującą procedurą, analizowało ją pod kątem merytorycznym dwóch asesorów. Tymczasem jedyne wątpliwości, które zgłosili, dotyczyły „zbyt drogiej i szerokiej kampanii medialnej” oraz zaplanowanych dużych wydatków na sprzęt. Asesorzy uznali za to, że w kwestii oceny GMO „wnioskodawca odwołał się do odpowiednich wyników badań, analiz i opinii specjalistów”. Sęk w tym, że zdanie to nie znajduje żadnego potwierdzenia w złożonym przez INSPRO wniosku.

Udało nam się zidentyfikować obydwie osoby oceniające aplikację łódzkiej fundacji. Pierwsza to młody człowiek zajmujący się akwarystyką morską, grafiką komputerową oraz radiobiologią. Drugi asesor, niewiele starsza pani, krótko uczyła biologii w warszawskim gimnazjum, zaś od co najmniej kilku lat jest geografem społecznym. (I dlatego ma na swoim koncie wyłącznie projekty typu: „Rozwój ekoturystyki w południowym Azerbejdżanie” czy „Warsztaty dla dziennikarzy gruzińskiej prasy lokalnej”). Czy takie osoby powinny oceniać aplikację dotyczącą zagadnienia tak skomplikowanego, kontrowersyjnego oraz wymagającego eksperckiej wiedzy jak GMO?

Nie tylko jednak przygotowanie merytoryczne asesorów może budzić wątpliwości. Zasady przyznawania środków z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych jednoznacznie wykluczają dotowanie „działań związanych z przygotowaniem i finansowaniem akcji protestacyjnych lub innych form protestu”. Tymczasem już sam wybór przez INSPRO głównych partnerów kampanii (Greenpeace oraz Koalicja Polska Wolna od GMO) oznaczał pośrednie wsparcie ich akcji protestacyjnych.

Co więcej, na stronie internetowej INSPRO można obejrzeć zdjęcia jej prezesa Rafała Górskiego, manifestującego w koszulce z napisem „Naturalne geny” przeciwko GMO przed gmachem Ministerstwa Rolnictwa i Pałacem Prezydenckim. Przedstawiciele fundacji brali udział w demonstracji pszczelarzy, obwiniających (całkowicie bezpodstawnie) zmodyfikowane rośliny o zabijanie pszczół. Działo się to wprawdzie po zakończeniu finansowania ze środków publicznych (czyli po 2009 r.), niemniej jednak pieniądze te posłużyły do budowy jeszcze jednej platformy walki z GMO.

Kolejna wątpliwość – Greenpeace chlubi się nieprzyjmowaniem pieniędzy od rządów czy Unii Europejskiej. Dlatego nigdy nie wystąpiłaby o dotację z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych. Ale jej szef Maciej Muskat bardzo aktywnie uczestniczył w kampanii INSPRO „Naturalne geny”, która dokładnie realizowała strategię Greenpeace wobec GMO.

Natomiast motywacje działaczy INSPRO były zapewne szczere. Wierzą oni, że rośliny GMO są groźne i trzeba z nimi walczyć. Przekonanie to, podobnie jak sprzeciw wobec energetyki jądrowej, stanowi ważny element ideowej tożsamości wielu lewicowo-ekologicznych środowisk, do których można zaliczyć osoby związane z łódzką fundacją i pismem „Obywatel”. Nie da się jednak nie zauważyć, że ideowa walka z GMO przynosi, oprócz satysfakcji, wymierne profity. Sześć osób związanych z INSPRO (w tym prezes Rafał Górski i jego żona) oraz z fundacją Obywatele Obywatelom zarobiło w sumie podczas rocznej kampanii „Naturalne geny” prawie 195 tys. zł z przyznanej dotacji. Dodatkowo, podróże po Polsce prezesa Górskiego (na spotkania z parlamentarzystami i w związku z rozmaitymi działaniami PR) kosztowały ponad 11 tys. zł.

W wolnym kraju są oczywiście ludzie, którzy bardziej ufają tancerzom niż naukowcom. Tylko czy ich propagandową działalność powinno się finansować z publicznych pieniędzy? Czy instytucje rozdające miliony z europejskich funduszy (z dodatkowym wkładem finansowym polskiego budżetu) na pewno wykonują swoje zadania skrupulatnie?

Prezes fundacji INSPRO Rafał Górski odmówił odpowiedzi na pytania POLITYKI.

Zainteresowanym polecamy angielskojęzyczną stronę academicsreview.org założoną przez dwóch znanych naukowców, gdzie „Genetyczna ruletka” Jeffreya Smitha została przeanalizowana paragraf po paragrafie, a wszystkie błędy i niedorzeczności wypunktowane.

Efekty zamiast skutków

Na stronie internetowej kampanii „Naturalne geny” można przeczytać m.in., że „wiele badań na zwierzętach karmionych GMO pokazuje bardzo negatywny wpływ na zdrowie”. Taka żywność ma powodować alergie, astmę i przyczyniać się do „epidemii otyłości, zaburzeń rozwoju u dzieci i młodzieży, osłabienia układu odpornościowego, problemów z płodnością i stanów przednowotworowych”. Wymieniając te zagrożenia autorzy powołują się na pojedyncze prace naukowe, które specjaliści z całego świata już dawno uznali za źle przeprowadzone. Nie ma zresztą żadnych wiarygodnych badań, które wskazywałyby na szkodliwość obecnie uprawianych roślin GMO – zarówno dla ludzi, zwierząt, jak i środowiska naturalnego. A publikacji naukowych na ten temat powstało już ponad 300.

Co więcej, dwa wielkie raporty, przygotowane na zlecenie Komisji Europejskiej (na podstawie 25 lat badań w najlepszych europejskich laboratoriach), wskazują coś przeciwnego – żywność GMO może być bezpieczniejsza dla konsumentów niż konwencjonalna. Jej uprawianie jest także korzystne dla środowiska naturalnego. Potwierdza to raport prestiżowej Narodowej Akademii Nauk USA z 2010 r. Dlatego areał upraw roślin GMO stale rośnie – z 1,6 mln ha w 1996 r. do 160 mln ha w roku ubiegłym (dla porównania: cały obszar Polski to 31 mln ha). Mimo to nie odnotowano żadnych negatywnych zjawisk dla środowiska czy ludzi, a przy okazji nastąpił spadek zużycia chemii w rolnictwie korzystającym z GMO.

Polityka 15.2012 (2854) z dnia 11.04.2012; Temat tygodnia; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Ale GMO!"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną