Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Smoleńsk: kolejny odcinek batalii

Kolejny spór o Smoleńsk. Z National Geographic w tle

Wrak polskiego Tupolewa na lotnisku w Smoleńsku. Wrak polskiego Tupolewa na lotnisku w Smoleńsku. RIA Novosti / EAST NEWS
W przyszłym roku w 137 krajach, w 37 wersjach językowych, będzie można zobaczyć film o katastrofie smoleńskiej, produkowany na zlecenie National Geographic Channel. Choć jeszcze nie ma scenariusza, już został oprotestowany.
Choć od katastrofy smoleńskiej minęły podnad dwa lata, nadal nie wiadomo, kiedy szczątki Tu-154 M wrócą do Polski.RIA Novosti/EAST NEWS Choć od katastrofy smoleńskiej minęły podnad dwa lata, nadal nie wiadomo, kiedy szczątki Tu-154 M wrócą do Polski.
Czołówka serii National Geographic „Katastrofa w przestworzach”.Materiały prywatne Czołówka serii National Geographic „Katastrofa w przestworzach”.

Serial „Air Crash Investigation” (część odcinków nosi tytuł „Mayday: Air Disaster”) to wręcz kultowa w swoim gatunku produkcja, prezentowana w Polsce jako „Katastrofa w przestworzach”. Bardzo starannie rekonstruuje wypadki lotnicze, z sugestywną komputerową animacją, z odtworzeniem przy pomocy aktorów wydarzeń na pokładzie maszyny, z wypowiedziami najlepszych ekspertów, śledczych, pasażerów, którzy przeżyli, i bliskich ofiar. Siła przekazu tego serialu jest znacznie większa niż jakiegokolwiek oficjalnego raportu po katastrofie. Wersja zaprezentowana przez „Air Crash Investigation” staje się niejako kanoniczna, dla milionów widzów zdarzenie miało taki przebieg, jak pokazano w serialu. Dlatego planowany odcinek o katastrofie polskiego Tupolewa musiał wzbudzić w Polsce emocje.

A zaczęło się od „Gazety Polskiej Codziennie”. Pod koniec marca jeden z czytelników dostarczył do redakcji notatkę z internetowej strony Cineflix (producenta dokumentu) z opisem dziesiątego odcinka z serii. Już sam tytuł „Wykonując rozkazy” (ang. Following orders) był wskazówką, że scenariusz powstaje wedle rosyjskiej wersji wydarzeń, prezentowanej przez komisję MAK. Ostatecznego tytułu jeszcze nie ma, ten traktowany jest jako roboczy. Ale jeszcze bardziej niż tytuł redaktorów „GPC” zaniepokoił opis odcinka, który jako przyczynę tragedii wskazuje: błąd pilotów – tzw. CFIT (kontrolowany lot ku ziemi), co oznacza tyle, że pilot, w tym przypadku na skutek złych warunków atmosferycznych, zderza maszynę z ziemią. Do skrótowych informacji o projekcie dołączona jest lista uwag do rosyjskiego raportu, wypracowanych przez komisję Millera, ale to nie uspokoiło redaktorów. Wątpliwości wzbudzał także już wcześniej fakt, że jeden z czołowych ekspertów serialu, pojawiający się w wielu odcinkach były śledczy amerykańskiej agencji NTSB (badającej katastrofy transportowe) Paul Cox, po ukazaniu się raportu MAK komentował zdarzenie w zachodnich stacjach telewizyjnych w duchu, jak mówiono – wersji rosyjskiej. W odcinku o Smoleńsku Cox akurat ma nie występować.

Uwzględnić Białą Księgę!

Dalej było jak zwykle. Marta Kaczyńska kategorycznie obwiniła rząd za to, że świat wierzy i będzie wierzyć tylko w wersję Rosjan. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak listownie wezwał Radosława Sikorskiego do „skoordynowania działań prawnych na arenie międzynarodowej, w tym pozwanie producenta do sądu w celu zapobieżenia rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, które godzą w dobre imię oraz interesy RP”. Zaapelował też, by szef MSZ zagroził Cineflix, że jeśli nie zastosuje się do tych wytycznych, to narazi się na wypłatę „wielomilionowych odszkodowań”. Poseł PiS napisał w tej sprawie w imieniu klubu interpelację. Podsekretarz stanu w MSZ odpisał, że „realizatorzy zapewniają, iż wezmą pod uwagę wszelkie dostępne rzetelne informacje”, więc trudno z tak wysokiego szczebla ingerować w ich prace, tym bardziej że projekt jest jeszcze w fazie przygotowań.

Ponieważ szef naszej dyplomacji nie chciał zareagować w sposób satysfakcjonujący opozycję, szefowie „Gazety Polskiej Codziennie” zorganizowali akcję słania listów protestacyjnych do producenta filmu i dystrybutora – National Geographic. Wycięte z dziennika wzory w języku angielskim płynęły szerokim strumieniem. Zawarte są w nich ostrzeżenia, że jeśli twórcy nie uwzględnią ustaleń sejmowego zespołu Antoniego Macierewicza, to liczna rzesza czytelników „Gazety Polskiej” będzie wzywać do bojkotu kanału. Nikt nie liczył, ile ich ostatecznie dotarło, ale wystarczyło, by National Geographic pod koniec marca wydał oświadczenie, że „prace nad tym dokumentem nie zostały jeszcze rozpoczęte, jednak już chcemy państwa zapewnić, że badania prowadzone będą z największą starannością, wedle ściśle określonych standardów, tak jak w przypadku pozostałych odcinków z tej serii”.

Twórcy filmu zapewniają też, że zanim przystąpią do produkcji, wezmą pod uwagę wszelkie dostępne rzetelne informacje dotyczące katastrofy. Po tym oświadczeniu „GP” odtrąbiła sukces. „Po nagłośnieniu przez nas sprawy producenci zdecydowali się uwzględnić ustalenia zespołu Antoniego Macierewicza” (tylko te redaktorzy uznają za rzetelne). Chodzi o 160-stronicową Białą Księgę PiS, w której szef zespołu smoleńskiego zapisał, że „kontrolerzy w sposób świadomy podawali załodze fałszywe informacje dotyczące przebiegu lotu i sytuacji meteorologicznej”. Jest też przekonany, że samolot nie mógł uderzyć w brzozę, ale przeleciał kilka metrów nad nią. Co więcej, eksperci zespołu usłyszeli na pokładzie dwie eksplozje, które ich zdaniem były główną przyczyną katastrofy. Ustalili też, że wylot do Smoleńska został poprzedzony „bezprecedensowym, całościowym remontem Tu-154M” w Rosji, po którym „nastąpiły liczne awarie samolotu”, które z kolei przyczyniły się do tragedii.

Pogodzić wersje nie do pogodzenia

Wnioski Macierewicza w żaden sposób nie korespondują z logiką ani z ustaleniami oficjalnych raportów, opracowanych przez ekspertów związanych z lotnictwem – rosyjską MAK i polską komisję Jerzego Millera. Do tych ostatnich producenci zwrócili się o pomoc w realizacji materiału. Nie ustalili jeszcze, kiedy przyjadą z kamerami, by przeprowadzić wywiady. Wiadomo, że nie będą angażować rodzin ofiar. W zeszłym tygodniu rozmawiali z Maciejem Laskiem, przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, jednym z członków komisji Millera. – Wyjaśnimy im wszystkie kwestie z naszego raportu, który stanowi oficjalne stanowisko Polski w sprawie katastrofy.

Ani on, ani inni eksperci nie konsultowali swojego udziału w produkcji z premierem Tuskiem. Po rozwiązaniu komisji każdy z jej 34 członków sam może zdecydować, czy przyłączy się do dokumentalnego projektu. Na pewno weźmie w nim udział szef rządowej komisji Jerzy Miller. Spotkał się już z przedstawicielami ekipy filmowej, by – jak informuje jego rzeczniczka – „zorientować się w myśli przewodniej”. Dodaje, że ekipa przedstawiła materiały, które są kluczowe dla scenariusza. – Odtworzenie przebiegu lotu oraz wypadku będzie się odbywało na podstawie oficjalnych materiałów zawartych w finalnych raportach, wydanych przez komisje badające wypadek: polską oraz rosyjską – mówi Stephen Hunter, wiceprezes do spraw rozwoju i produkcji National Geographic Channel. I dodaje: – Wszystkie inne wiarygodne źródła, takie jak opracowania parlamentarnej komisji badającej katastrofę, będą także brane pod uwagę.

Jak zostaną odtworzone wydarzenia na pokładzie samolotu, jest jeszcze tajemnicą producenta. Otwarte pozostaje pytanie, jak nagrać spójny, odtwarzany przez aktorów obraz rekonstrukcji, w sytuacji, gdy eksperci MAK i Millera nie do końca zobaczyli to samo na pokładzie Tu-154. Do tej pory w serialu przedstawiano także te bardziej kontrowersyjne katastrofy. Odcinek o wypadku Airbusa podczas lotu pokazowego w 1988 r. zawierał wątpliwości co do tego, czy z inspiracji producenta samolotu nie doszło do podmiany czarnych skrzynek. Ale było to przedstawione jako wersja kapitana maszyny, który oskarżony o błąd, walczył o dobre imię.

Także w przypadku głośnej katastrofy amerykańskiego samolotu z żołnierzami elitarnej jednostki na pokładzie, jaka miała miejsce w Kanadzie w 1985 r., serial przedstawił rozbieżności w interpretacji przyczyn. Sięgały one tak głęboko, że kanadyjska komisja podzieliła się niemal na pół. Minimalną przewagę zyskali zwolennicy tezy o oblodzeniu skrzydeł samolotu, ale kilku członków komisji złożyło wniosek odrębny, twierdząc, że doszło do eksplozji ładunku wybuchowego. Zresztą komputerowa wizualizacja wypadku, jaka pojawiła się w serialu, do złudzenia przypomina sytuację smoleńską: samolot zniża się nad lasem, w pewnym momencie skrzydło zahacza o drzewo i odpada, po czym następuje zderzenie z ziemią. Nikt z ponad 250 pasażerów nie przeżył. Niemniej cała zrekonstruowana akcja w kabinie jest pokazana tak, jakby wybuchu nie było, a jeśli był, to tak umiejscowiony, że nie wpłynął na sytuację na samym pokładzie.

W przypadku Smoleńska rozbieżności są daleko głębsze: pomiędzy urwaniem skrzydła przez brzozę a wybuchem wewnątrz samolotu jest przepaść, której nie da się zasypać w filmie. Te wersje się wykluczają.

Lasek przeczuwa, że tym razem lot będzie pokazany z perspektywy widza, który stoi na ziemi, a kamera nawet nie zajrzy do środka samolotu. Jednak dotąd producenci „Katastrofy w przestworzach” stosowali odtworzenie zdarzeń na pokładzie (na podstawie czarnych skrzynek, z elementami fabularyzacji). To był znak firmowy tego serialu. Dochodzą też informacje, że producent poszukuje sobowtórów głównych uczestników wydarzeń. – Prawdopodobnie po rekonstrukcji lotu przedstawią komentarze ekspertów MAK i naszych – twierdzi Lasek. Podkreśla, że wersja zdarzeń rosyjskiej komisji, choć niekompletna, nie różni się tak bardzo od tego, pod czym podpisali się współpracownicy Jerzego Millera, i da się te dwa raporty złożyć w jeden obraz.

Po pierwsze, dla nas przełomowym momentem w badaniu było odczytanie słów o odejściu na drugi krąg, co świadczy o tym, że piloci nie chcieli na siłę lądować, czego Rosjanie, stosując inne metody odczytu z czarnych skrzynek, nie usłyszeli. Po drugie, my zwróciliśmy uwagę na brak wystarczającej pomocy wieży kontrolnej, o czym Rosjanie nawet nie wspominają. I wreszcie, w naszym raporcie odrzuciliśmy element presji bezpośredniej wywieranej przez osoby postronne w kokpicie samolotu, co eksperci MAK tak mocno eksponowali. Dodaje, że raport MAK był pierwszy i jest niepełny, inaczej rozłożono w nim akcenty. Nasz dodaje nowe fakty i uzupełnia to, co ustalili Rosjanie. Wiesław Jedynak, który pracował w komisji Millera, bierze też pod uwagę, że producenci, wyjątkowo w tym odcinku, zrekonstruują i pokażą tragiczny lot w dwóch wersjach, by nie drażnić i tak już podzielonej opinii publicznej.

Wczuć się w klimat

Polscy eksperci związani z lotnictwem cieszą się, że kanał National Geographic wziął na warsztat katastrofę z 10 kwietnia. Maciej Lasek mówi, że jest duża potrzeba przekazania światu wiedzy o tej katastrofie w sposób popularnonaukowy. – Dobrze, że zostanie to przedstawione przez telewizję, która nie jest uwikłana w polityczny kontekst, od którego na naszym podwórku nie możemy się uwolnić. Dodaje, że te produkcje są bardzo profesjonalne i piloci mogą się z nich wiele nauczyć. Ocenia, że każdy z dotychczas zrealizowanych odcinków wzorcowo oddaje wnioski z raportów analizujących poszczególne katastrofy. W napisach końcowych jest długa lista nazwisk ekspertów, pokrywająca się z tymi, którzy pracowali nad oficjalnym raportem. – Dokumenty z tej serii, mimo że to filmy popularnonaukowe, są dla pilotów jednym z narzędzi analizowania błędów innych. To jedno ze źródeł dających nam możliwość porównywania procedur i sposobów współpracy załóg. Świadomy pilot na pewno ogląda te filmy. Mamy zaufanie do ludzi, którzy realizują ten dokument – podkreśla Wiesław Jedynak.

Do ustalenia pozostaje jeszcze kwestia ewentualnej autoryzacji dokumentu przez naszych ekspertów. Prawdopodobnie będą chcieli go zobaczyć przed premierą, aby mieć pewność, że ich wypowiedzi nie zostały umieszczone w jakimś niezrozumiałym kontekście. Maciej Lasek i Krzysztof Jedynak zgodnie podkreślają, że w Polsce ta katastrofa wydaje się nadzwyczajna, a wszystko dlatego, że jest uwikłana w politykę. – Z perspektywy Londynu czy Waszyngtonu to był bardzo prosty wypadek. My opisaliśmy w raporcie zwykłe przyczyny niezwykłej katastrofy – twierdzi Lasek.

Producenci, choć prace nad dokumentem zakończą pod koniec roku, już wczuwają się w nasz smoleński klimat. Dlatego do realizacji zaprosili ekspertów spoza branży lotniczej, będą też rozmawiać z dziennikarzami. – Mamy nadzieję, że wyjaśnią wpływ tej katastrofy i naświetlą polityczny kontekst i relacje między Polską i Rosją – mówi Stephen Hunter.

Politycy PiS twierdzą, że na taki film jest jeszcze za wcześnie, bo prokuratura nie zakończyła śledztwa. Ale dokument nie ustala winnych, a ma tylko rzetelnie odtworzyć to, co wydarzyło się 10 kwietnia, na podstawie oficjalnych raportów. – Nie będzie już kolejnych oficjalnych raportów określajacych przyczyny wypadku. Producenci mają wyczerpujący materiał – mówi Lasek. Nie ma jednak wątpliwości, że odcinek o Smoleńsku będzie dla producentów najtrudniejszy w całej historii tego cyklu.

Polityka 25.2012 (2863) z dnia 20.06.2012; Kraj; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Smoleńsk: kolejny odcinek batalii"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną