Zważywszy na mistyczne podejście do futbolu - tak w Portugalii, jak i w Hiszpanii - ten mecz przejdzie do historii. U pokonanych zbuduje piłkarską martyrologię, wygranym da poczucie, że Opatrzność czuwała. Ale poza głównymi zainteresowanymi będą on nim pamiętać chyba tylko miłośnicy futbolowych bitew.
Kto zaczął oglądać środowy półfinał w dogrywce, niewiele stracił. 90 regulaminowych minut było utwierdzaniem się w przekonaniu, że Hiszpanie - jak by nie patrzeć, wciąż mistrzowie absolutni, wielcy kreatorzy futbolowej mody, stawiani za wzór i punkt odniesienia - stali się przewidywalni oraz irytujący w swym postanowieniu wjechania z piłką do bramki. A kiedy ich przyprzeć do muru, to się nawet gubią i mają strach w oczach. Przywykliśmy traktować Hiszpanię jak piłkarskiego bazyliszka, rywala paraliżującego transem podań, ale ta moc przestaje działać. A po inne rozwiązania mistrzowie sięgają niechętnie, jakby tiki-tace złożyli przysięgę wierności. Nie dziwi zatem, że coraz łatwiej ich rozgryźć. A mimo to są w finale. Więc to jest właśnie klasa, nawet jeśli dla jej podtrzymania trzeba coraz większego współczynnika szczęścia.
Portugalczycy byli wielcy w przeszkadzaniu, odgadywaniu zamiarów rywali, wybijaniu ich z rytmu, w pracy ponad ludzkie siły oraz w swojej odwadze, bo niewiele drużyn na świecie stać na rzucenie Hiszpanom otwartego wyzwania. Stracili jednak coś więcej, niż drugi w historii swojego futbolu finał wielkiego turnieju. Tak jak punktem zwrotnym w historii reprezentacyjnej hiszpańskiej piłki był wygrany w 2008 r. w karnych ćwierćfinał mistrzostw Europy z Włochami, tak dla Portugalczyków wygrany półfinał z obecnymi mistrzami mógł stać się zaczynem nowej ery. Tymczasem Cristiano Ronaldo kolejny wielki turniej kończy ze zbolałą miną. I choć jest bohaterem transferowego rekordu wszechczasów, zarabia miliony, a dla Realu Madryt jest niezastąpiony, to w reprezentacji wciąż prześladuje go poczucie niespełnienia. Ten półfinał się Ronaldo nie udał. Znów się nasłucha, że co z niego za generał, jeśli w najważniejszych momentach zawodzi. Biedny człowiek.