Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Strategia leminga

Kim jest polityczny leming?

Leming, czyli nieduży gryzoń, rzekomo posiadający skłonności samobójcze. Leming, czyli nieduży gryzoń, rzekomo posiadający skłonności samobójcze. EAST NEWS
Wierzą w pancerną brzozę, samobójstwo gen. Petelickiego i tzw. normalny kraj. Krytycy nazywają ich szyderczo lemingami. Ale to rodząca się klasa nowych, konserwatywnych mieszczan, ani prawicowych, ani lewicowych.
Gdyby zastosować prawicowe wzorce, uczestnicy dorocznej Parady Schumana to idealni kandydaci do bycia lemingami.Witold Rozbicki/Reporter/EAST NEWS Gdyby zastosować prawicowe wzorce, uczestnicy dorocznej Parady Schumana to idealni kandydaci do bycia lemingami.

Z listu czytelnika „Gazety Polskiej Codziennie”, zatytułowanego „Lemingi łykną wszystko”: „Wiem, co mówię, bo mam syna leminga. Ma 34 lata i gdy mówię mu np., że nie będzie miał emerytury, to atakuje J. Kaczyńskiego i PiS. Ja swoje: człowieku, nie o PiS-ie mówię, lecz o Twojej przyszłości, o to się martwię! Za 1015 lat nie przychodź do mnie po prośbie. Usiąść i płakać nad tym pokoleniem”. Kim jest leming, tłumaczy jeden z prawicowych blogerów: „jest to istota, która bezkrytycznie przyjmuje podawaną informację (…) bezrozumnie konsumuje informacje medialne i daje się propagandzie wodzić za nos. Na swój, jak całego stada, pohybel”.

Inny znany na prawicy bloger zwraca się do lemingów z brutalną szczerością: „Niektórzy z was już nie mają szansy na ucieczkę. Zbyt unurzaliście się w chamstwie, absurdzie lub/i bezczelnej propagandzie. (...) Kiedy już wydostaniecie się z Titanica i wejdziecie na nasz bezpieczny pokład, to nie myślcie, że zostaniecie przyjęci z otwartymi ramionami. Nie, powita was co najwyżej wzruszenie ramion. (…) Musicie jednak wiedzieć jedno – czas wyboru jest teraz. Potem, gdy sprawy staną się oczywiste, zapanuje tłok, wrzask i walka o życie. Wtedy już nie będzie tak łatwo się wam wywinąć. Bierzcie więc łódkę i wiosłujcie do nas”.

Pojawiają się też dowcipy: dlaczego lemingi nie kupują brytyjskich rowerów? Bo uważają, że niewygodnie by się jeździło z kierownicą po prawej stronie. Co to jest szczyt sadyzmu? Tak pokierować pierwszym lemingiem w grupie, aby zaczął iść za ostatnim. Na Nilu tonie statek z Polakami lemingami, ludzie w wodzie, widząc podpływające krokodyle, mówią: patrz, niby biedny kraj, a łodzie ratunkowe z Lacosty mają. Dialog: Chodź do cioci, mój Jasiu. Powiedz, kogo kochasz najbardziej. Mamę, tatę i gazete wybolcom – odpowiada mały leming.

Określenie „leming” pojawiło się w prawicowej blogosferze najprawdopodobniej w 2008 r. (w pierwotnym znaczeniu to mały gryzoń z rodziny nornikowatych z przypisywanymi skłonnościami samobójczymi). Lemingi zatem bezkrytycznie i na swoją zgubę wierzą, że w Polsce panuje normalna demokracja, że w zasadzie nic Polsce poważnie nie zagraża, że PiS jest ugrupowaniem szkodliwym i niepotrzebnym, że Wawel prezydentowi Kaczyńskiemu się nie należał, że kraj zmierza ogólnie w dobrym kierunku, że Euro się Europie spodobało i że rzeczywistość wygląda mniej więcej tak, jak ją widać. Robią to z umysłowego lenistwa, dla świętego spokoju albo dla własnego interesu. Nie chcą podejmować naprawdę ważnych narodowych spraw, są bezmyślnymi konsumentami, zajętymi tylko pracą, karierą, rozrywkami, może dziećmi. Chcą stabilizacji złego stanu spraw, chociaż sytuacja wymaga rewolucji.

Zalogować się w systemie

Widać było choćby w dniach Euro, gdy na placach, ulicach i w pubach manifestowały swoją radość i przyjazność grube tysiące nie tylko przecież kibiców, po prostu ludzi pragnących być jeszcze bardziej w Europie z innymi, a nie maszerować w nienawistnych pochodach albo przeciwko, albo za czymś. I jeśli nawet wielu ma do życia żal, że im akurat nie udaje się tak, jak by marzyli, wolą ten stan niż jakąś zawieruchę. Zatem lemingi przyjmują jako wstępną hipotezę, że sytuacja w kraju jest stabilna, dopóki w sposób oczywisty ktoś nie dowiedzie tezy przeciwnej. Strategia leminga zakłada, że w objaśnianiu rzeczywistości (od kryzysu gospodarczego po katastrofę smoleńską) najpierw przyjmuje się wersję najmniej radykalną, która pozwala zachować spokój, prowadzić zwyczajne życie i zabiegać o własne sprawy.

Nieprzypadkowo największą przewagę nad konkurencją ma rządząca Platforma wśród wyborców w przedziale 25–34 lata, ponaddwukrotnie więcej niż PiS; wyraźna przewaga jest też w grupie wiekowej 35–44 lata. W komisjach wyborczych na warszawskim Ursynowie czy w Miasteczku Wilanów poparcie dla PO sięgało ponad 80 proc., bo tam mieszkają wzorcowe lemingi – wyszydzani w niezliczonych komentarzach „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”.

W tym wieku ludzie podejmują pracę i osiągają pozycję zawodową, zakładają rodziny, mają dzieci, biorą kredyty na mieszkanie. Niejako logują się w społecznym systemie. To najbardziej newralgiczny okres w życiu człowieka, kiedy decydują się jego status, powodzenie życiowe i perspektywy na przyszłość. W tym czasie ludzie wyjątkowo mocno poszukują zarówno stabilizacji, jak i łagodnego współistnienia z państwem.

Od jednego z młodych zwolenników Platformy usłyszeliśmy kiedyś, że PiS traktuje jako zagrożenie głównie dlatego, że – pomijając już całą warstwę ideologii i politycznej estetyki – partia Kaczyńskiego ma coś do banków, chce je reformować, może wpaść nawet na pomysł ich nacjonalizacji, a na pewno obłożyć wysokimi podatkami. A banki są de facto właścicielami mieszkań setek tysięcy młodych ludzi. Istnieje przekonanie, że każde zagrożenie dla banków może się odbić na kredytobiorcach, pogorszyć warunki spłaty. Lepsze są znane warunki, już przyjęte i wchłonięte, niż nowe i nieznane. Przy czym ta z pozoru pasywna i defensywna postawa ma jeden niekwestionowany, pozytywny walor: jest świadomie przyjmowana jako najlepsza z możliwych i dostępnych, jako najbardziej efektywna; to nie jest bynajmniej strategia wyboru mniejszego zła bądź strategia na przetrwanie.

W każdym razie duża część wchodzących w dorosłość i w rodzinność pokoleń młodych Polaków pragnie raczej stateczności niż rewolucji. Na razie tak to przynajmniej wygląda, co pokazują ich wybory i zachowania polityczne. Taki jest obraz dzisiejszej socjologii politycznej, co oczywiście może oburzać i denerwować, zwłaszcza że żadna perswazja ani ideologia nie działa, nie zmienia tej postawy i nie daje pożądanego skutku.

Wynająć partię

Politolog Rafał Chwedoruk w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedział, że grupa społeczna zwana lemingami wynajęła sobie Platformę do reprezentowania swoich interesów i mentalnej postawy. Oznacza to, że tyleż partia Tuska uwodzi wyborców swoimi socjotechnicznymi zabiegami, ileż oni sami traktują ją utylitarnie, ze świadomością atutów i słabości.

Istnieje wiele poszlak, by sądzić, że lemingi to nowa klasa mieszczańska, której zawsze będzie bliższy system zarządzający, administrujący, ideowo nienachalny niż retoryka rewolucyjna, nawołująca do wielkiej zmiany wszystkiego czy choćby bardziej radykalnych reform. Ci nowi, w dużej mierze młodzi mieszczanie, to na swój sposób jedyni dzisiaj prawdziwi konserwatyści, którzy nie chcą walczyć o zbawienie świata, ale o powodzenie swoje i rodziny, o spłatę rat, dobre szkoły dla dzieci, atrakcyjne urlopy, pięcie się w górę w społecznej hierarchii. Na skali ideowej nie wygląda to imponująco, nie jest to materiał na radykałów.

Można naturalnie ośmieszać ten nibykonsumpcyjny styl i te oczekiwania od życia nazywać dorobkiewiczostwem i filisterstwem, wracać do starych polskich tradycji krytyki strasznego mieszczaństwa, burżuazji i jej kołtunerii. Nigdy nie zaszkodzi, tyle tylko, że akurat ta warstwa dzisiaj jest najbardziej produktywna w społeczeństwie i jest znakiem nowoczesności.

Mieszczanie zwykle walczyli o sprawy konkretne: wolny handel, przepływ pieniędzy, respektowanie własności, stałość prawa i procedur, porządek w księgach notarialnych czy papierach dłużnych, rozwój infrastruktury, oświaty, także kultury i rozrywki. Mieszczaństwo, chociaż było i jest zbiorowością, nie do końca jest wspólnotą, a raczej sumą jednostek, które umawiają się co do pewnych reguł współistnienia; jest dużym cywilizacyjnym potencjałem, ale bez aspiracji do przewodzenia wielkiemu buntowi. To raczej mieszczaństwu zagraża bunt, destabilizacja, plądrowanie własności, zapaść systemu finansowego, zamieszanie, awantury w życiu publicznym. Wartością jest spokój, bezpieczeństwo fizyczne, ale też lokat bankowych, pewność, że dorobek będzie można przekazać potomkom.

Szydzący z lemingów prawicowcy twierdzą, że stali się oni zakładnikami systemu. Wypominają im, iż w większości przybyli z małych miasteczek do metropolii, byle jak się wykształcili, podłapali pracę w korporacjach, tam się dali upokorzyć i zaprząc do wyścigu szczurów. Kupili mieszkania i samochody na kredyt i próbują aspirować do klasy średniej, gotowi wierzyć do końca w logikę Babilonu, aby nie podpaść i nie wypaść z systemu. W takiej wizji lemingi to ludzie z kompleksami, nuworysze próbujący ukraść etos starej dobrej inteligencji, niemający jej honoru, patriotyzmu i propaństwowego instynktu.

Ale w odwróconej optyce wszystko wygląda inaczej. Powtórzmy: to ciężko pracujący ludzie, konsumenci, płacący duże podatki, pośrednio utrzymujący miejsca pracy dla innych; jeśli z jakimiś kompleksami, to też z aspiracjami sukcesu. W mieszczańskiej wizji indywidualne sukcesy sumują się do sukcesu zbiorowego, ludzie chcą lepiej żyć, wyglądać, potem chcą, aby okolica, gdzie mieszkają, wyglądała lepiej, w końcu miasto i jego otoczenie. Radykalna prawica stawia zaś bardziej na sukces wspólnoty, zwycięstwo jej idei, bez którego indywidualne osiągnięcia, zwłaszcza materialne, są moralnie podejrzane, a aspiracje – nieczyste.

To może jest dzisiaj najgłębszy spór: pomiędzy szukającym stabilności i afirmacji nowym żywiołem mieszczańskim a radykałami żądającymi ideologicznego katharsis i w tym upatrujących własnej strategii sukcesu. Obie strony mają inne cele. Jedna, przezywana postępowcami, chce gromadzenia, kumulowania, zachowania i chronienia, druga – określająca się jako konserwatyści – chce zmiany aksjologicznych podstaw, redystrybucji prestiżu, finansowych transferów między społecznymi grupami, wymiany elit. Tu nie będzie porozumienia, bo to jest pierwotna walka o interesy, o samopoczucie, moralny komfort. Jeśli Platforma się wypali, lemingi wynajmą inną formację, ponieważ mieszczaństwo musi mieć swoją konserwatywną – w sensie odporności na radykalizm – partię, która będzie gwarantować status quo, płynąć głównym nurtem, przedstawiać świat takim, jak go mniej więcej widać, a nie podejrzewać, że to totalny Matrix.

Oddzielić ziarno od plew

Nowoczesne mieszczaństwo stanowi trzon zachodnioeuropejskich społeczeństw, tamtejszej klasy średniej. Jest ideowo nieefektowne, mało fotogeniczne, „wynajmuje” nudne socjaldemokracje, chadecje, konserwatywnych liberałów, umiarkowane partie ludowe, właściwie wszystko jedno. Liczy się centrowość, ochrona instytucji, porządku prawnego, tego znienawidzonego przez radykałów mainstreamu. Szaleństwa mogą się rodzić na jego lewej lub prawej stronie, tam pojawiają się „charyzmatyczne” postaci, o których piszą media, bo to ciekawe, ale centrystom do głowy nie przyjdzie na nich głosować. Pobudzeni są młodsi, którzy jeszcze nic nie mają, oraz starsi, którzy wchodzą w okres wtórnej kontestacji i bronią wartości, jakie ich zdaniem ulegają zagładzie.

Z tej perspektywy Platforma nie jest żadnym politycznym fenomenem, chociaż trzeba przyznać, że Tusk, Olechowski i Płażyński mieli w 2001 r. genialną intuicję, jakby czekali na dorośnięcie nowych mieszczan, na przyjście Europy. I ta Platforma nabrała znaczenia w momencie, kiedy zaczęła się stabilizować życiowo pokoleniowa fala urodzonych w latach 70. i 80.

Wcześniejsze pokolenie korzystało jeszcze albo z przewagi wynikającej z walki z komuną, albo z faktu, że po 1989 r. byli nowi i atrakcyjni na rynku pracy. Następne roczniki zgodziły się na indywidualistyczny kapitalizm, ale bez tego ideologicznego bredzenia, które dotąd służyło „starym” i budowało ich moralną przewagę. Prawica próbuje przywrócić stare kryteria sukcesu, dawne hierarchie, koncesjonowanie wartości. Jest wściekła, że już nie może autoryzować postaw, że nie jest arbitrem moralności. Nie może uwierzyć, że przegrała bitwę z taką nijaką formacją jak Platforma, ponieważ nie widzi, że chodzi o zjawiska znacznie głębsze niż afera hazardowa czy nawet katastrofa smoleńska.

Starzy (nie tyle wiekowo, co mentalnie) rewolucyjni konserwatyści wciąż żałośnie walczą ze związkami partnerskimi, z in vitro, antykoncepcją, w obronie wartości chrześcijańskich i tradycjonalnego modelu rodziny, nie dostrzegając, że pod bokiem zrodził się nowy, prężny, mieszczański konserwatyzm – ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami – który ma gdzieś ich bitwy (ale nie zamierza też walczyć o prawa gejów czy łagodzenie ustawy antyaborcyjnej), a chce utwardzenia systemu gwarantującego jego interesy. Dopóki Platforma będzie wypełniać tę funkcję, zachowa wpływy. Jeśli się wypali, powstanie nowa platforma.

I nie jest nią Ruch Palikota, bo to jednak oszołomstwo, którego nowe mieszczaństwo na szerszą skalę nie kupi. Zaczęła się gra, w której biorą udział nowe pokolenia, otwarcie artykułujące swoje aspiracje i surowo oceniające politycznych reprezentantów. A na pewno rzeczowo (czyli normalnie) oddzielą ziarno od plew. To nowość, z którą politycy muszą się szybko oswoić.

Polityka 28.2012 (2866) z dnia 11.07.2012; Polityka; s. 17
Oryginalny tytuł tekstu: "Strategia leminga"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną